Przy szklaneczce JD odc. 14 – Dlaczego polscy pokerzyści są głupi? cz. II

17

Tydzień temu napisałem pierwszą część swojego felietonu i – tak jak myślałem – spotkał się on z różnymi reakcjami. Tak więc dzisiaj kontynuuję temat i czekam na kolejne opinie i komentarze.

Polscy gracze boją się zmian

Polak z natury ma mentalność przegranego marudera. Każdy, z nielicznymi wyjątkami. Jako nacja kochamy narzekać, ubolewać, martwić się, użalać nad swym losem, a narodowa martyrologia to coś, bez czego nie potrafimy żyć. Ma to oczywiście swoje odzwierciedlenie w zachowaniu pokerzystów znad Wisły. Najlepszym tego przykładem jest wieczne wspominanie swoich bolesnych porażek, różnego rodzaju bad beat story krążą cały czas w sieci i w rozmowach na żywo. O sukcesach mówi mało kto, za to porażki są rozpatrywane wiecznie. Większym problemem jest jednak to, że nie robią w zasadzie nic, aby to zmienić. Najlepszym przykładem – moim zdaniem – jest tutaj przywiązanie do „jedynego słusznego” softu, czyli do Poker Stars.

Spiskowych teorii na temat PS było zapewne tyle, ilu jest graczy na świecie. Każdy gracz wietrzy spisek, który zawiązany jest przeciwko niemu, gdy ten przegrywa. Znam to doskonale z autopsji, sam wiele razy narzekałem, miauczałem i plułem na PS, bo notorycznie tam przegrywałem. Swoją głupotę zrozumiałem dopiero wówczas, gdy usiadłem i przeanalizowałem swoją grę. Okazało się, że na innych poker roomach, tych mniejszych, moje wyniki są zadowalające, żeby wręcz nie powiedzieć dobre. Miało to związek z wieloma czynnikami, jak choćby fieldem w turniejach, czasem ich trwania, poziomem rywali itp. Zamiast więc dalej brnąć w grę na PS skasowałem ten soft z komputera i przeniosłem się z grą na inne poker roomy, gdzie idzie mi zdecydowanie lepiej. Rozwiązanie proste i bezbolesne, a mnóstwo nerwów (i dolarów) zaoszczędzone. Na PS wracam raz na kwartał, zagram sobie kilka turniejów i kasuję go ponownie, bez względu na wyniki. Po co ma kusić?

Ilu graczy poszło jednak podobną drogą? Zapewne niewielu. Są uparci i wciąż wierzą, że przełamią swoją niemoc, trafią wreszcie „swój” turniej, a wygrana w nim będzie dla nich zmianą w dotychczasowym życiu. Bo czyż tak naprawdę nie o to chodzi? Kto z nas nie marzył o wygraniu Sunday Million, zgarnięciu 200.000 dolarów i przejściu na emeryturę w młodym wieku? Tak, to marzenia wielu z nas. Czy ktoś się jednak zastanowił, ilu Polaków taki przykładowy Sunday Million wygrało? Ilu zmiażdżyło SCOOP czy WCOOP? Oczywiście zdarzają się piękne przykłady wysokich wygranych po kilkaset tysięcy a nawet milion dolców, ale ile ich jest? Można policzyć wszystkich na palcach jednej ręki. A szansa na wygranie takich pieniędzy jest pewnie porównywalna do trafienia szóstki w Lotto.

Nasi gracze jednak nie analizują takich rzeczy. Ślepo trzymają się PS, bo przecież „wszyscy tam grają”. Kończy się to tym, że są zwykłymi rybkami w wielkim akwarium, pożeranymi przez większe rekiny. Tak, oczywiście, ja wiem, że technicznie soft PS nie ma póki co konkurencji i gra się tam po prostu wygodnie, ale czy wygoda ma być w tym przypadku ważniejsza niż wyniki przy stołach? Chyba nie.

Znam wielu doskonałych graczy online, którzy już dawno pożegnali się z Poker Stars. Powodów było wiele, ale podstawowy to taki, że po prostu woleli wygrywać więcej na mniej zaregowanych softach, gdzie to oni byli „rekinami”. Wybierali niekiedy takie „krzaki”, że ja nawet nie wiedziałem o ich istnieniu, a oni kosili tam olbrzymie siano. Ich celem jest zarabianie na pokerze, a drogą do tego była rezygnacja z ciężkich przeciwników. Zmiany przyniosły im wymierne korzyści.

Po ostatnich zmianach na PS byłem wręcz przekonany, że odpływ graczy z PS będzie ogromny. Wprowadzone przez Amayę nowe regulacje na tym roomie są tak złe (powiedzmy sobie wprost – złodziejskie), że trwanie w tym układzie dla gracza, który balansuje na krawędzi progu rentowności, jest zwykłym idiotyzmem. Ale skąd! Przywiązanie do PS okazało się dla większości barierą nie do złamania, granicą nie do przekroczenia. W tym czasie konkurencja – widząc co się dzieje – przygotowała się na przyjęcie nowych graczy, wprowadziła nowe produkty, polepszyła oferty i promocje. Wszystko, aby zachęcić ludzi do rezygnacji z chorego układu i samemu zarabiać na nich kasę. Większych zmian ciężko się jednak dopatrywać.

Brzmi to zapewne jak jakaś marketingowa (czy też raczej antymarketingowa) papka. Ktoś pomyśli „no tak, przecież oni promują inne roomy, to JD tak pisze, żeby przeszli do nich”. Nic bardziej mylnego. Ja tak po prostu myślę od dawna i wiem, że zmiany mają sens. Oczywiście nie mówię tu o graczach, którzy nie mają problemów z regularnym wygrywaniem na PS. Reszta musi spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie „to nie dla mnie, jestem za słaby, muszę coś zmienić”. Warto spojrzeć na swoje wyniki i zastanowić się, czy nie potrzebne są czasem zmiany, aby zacząć w pokera wygrywać, zamiast wrzucać na swojego Facebooka kolejnych dwieście rozdań, w których ktoś łamie nam króle lub asy na PS.

Polscy gracze są aspołeczni

Bardzo często rozmawiam ostatnio z moimi pokerowymi kolegami o naszych początkach. Jak się uczyliśmy grać, gdzie to miało miejsce, jak się poznawaliśmy, jak to wszystko kiedyś wyglądało. Dochodzimy do wspólnego wniosku, że „nasze czasy” były piękne, a ostatnie lata kompletnie wypaczyły to, co w polskim pokerze było najpiękniejsze – środowisko.

Gdy zaczynałem swoją przygodę z pokerem jakieś 10 lat temu od występów w Warszawskiej Lidze Pokera rozgrywanej w legendarnym Barze Alternatywnym, to od razu wiedziałem, że ta grupa ludzi stanie się na długo moją drugą „rodziną”. Atmosfera  była fantastyczna, oprócz wspólnej gry były również wspólne imprezy, wyjazdy, grube balety, skończyło się to wszystko nawet „pokerową” komunią mojej córki w towarzystwie najbliższych towarzyszy ze stołów. Niezapomniane czasy, niezapomniane wrażenia.

Ten, kto pamięta turnieje z cyklu Polish Poker Tour czy później Unibet Series of Poker stwierdzi z całym przekonaniem, że eventy te nie były najważniejsze dla nas dlatego, że można w nich było wygrać większą kasę czy pokazać się pokerowo. Były wydarzeniami towarzyskimi! Regularnie pokerowi przyjaciele z całego kraju spotykali się w różnych miejscach Polski, aby przez kilka dni pobyć ze sobą, pobalować, pogadać, wymienić ploteczki i opinie, zwyczajnie pobyć ze sobą. Opisałem to chyba doskonale w odcinku „Jurassic Poker” o turnieju USOP w Gdańsku. Turnieje były tłem dla wszystkich wydarzeń toczących się gdzieś obok.

W sieci środowisko tworzyło się i budowało podwaliny polskiego pokera na słynnym forum pokerzysta.pl. Tematów były setki, tysiące wątków, rozmów, kłótni, sporów, analiz, dyskusji, przepychanek, side betów, wspólnych inicjatyw, umawiania się na turnieje… Kto tego nie przeżył wtedy, teraz nie ma na to najmniejszych szans. Ta pokerowa wspólnota już nie istnieje. Takiej atmosfery już nie ma i nigdy nie wróci. Polscy gracze stali się kompletnie aspołeczni.

Spójrzmy na to, co mamy teraz. Pokerowe fora w zasadzie nie istnieją i praktycznie nie funkcjonują, więc ludzie nawet nie mają się gdzie poznawać. Gdzie czasy, gdy społeczności z tlpoker czy PokerKings urządzały swoje zloty, na których ludzie stawali wreszcie ze sobą twarzą w twarz po nawiązaniu znajomości na forum? Formy przekazu w postaci pokerowych blogów, które jeszcze kilka lat temu „wyrabiały nazwiska” graczom, obecnie prawie nie funkcjonują. Kilka ostatnich blogów żyje jeszcze na Pokertexas i PokerStrategy, reszta portali pod tym względem umarła już dawno. Gdyby nie ostatni blogowy „wybryk” Warsawa, to mógłbym śmiało powiedzieć, że żadna pokerowa gwiazda w naszym kraju nie pisze bloga, ale to już sytuacja mająca miejsce od kilku lat, więc nie dziwi nikogo.

Rządzi Facebook, czasem również Twitter czy inne platformy społecznościowe. Nie budują one jednak żadnej komunikacji, nie tworzą środowiska, nie jednoczą ludzi. Jest to raczej jednostronna forma wypowiedzi – posiadacz fanpage’a coś pisze, a reszta zazwyczaj nawet zbytnio nie reaguje (no, może poza „obowiązkowym” lajkiem pod tekstem obserwowanego gracza). Jednostki starające się zmienić taki stan rzeczy można policzyć na palcach jednej ręki. Dobrym przykładem jest tu Janeeeek, który choćby ostatnio napisał bardzo fajny komentarz  do wydarzeń w Rozvadovie na Redbet Live (słynny już deal w 8 osób) i pod jego tekstem nawiązała się ciekawa dyskusja. Genialnie korzysta z Twitcha Warsaw, który chyba jako jedyny ma ciągły kontakt z fanami poprzez dyskusje trwające w czasie jego streamów. A reszta? Słabiutko lub niewystarczająco. Albo wcale!

Portale społecznościowe bardzo mocno rozleniwiły polskich pokerzystów. Wszystkiego można się dowiedzieć z Facebooka, więc nawet odwiedziny na pokerowych portalach ograniczają oni do minimum. A gdy już tam zajrzą, to nie mają nawet ochoty w jakikolwiek sposób podjąć interakcji. Obserwuję Pokertexas od kilku miesięcy po przejęciu przeze mnie stanowiska redaktora naczelnego i szczerze mówiąc jestem przerażony tym co widzę. Najbardziej poczytnymi tekstami są wszelkiego rodzaju pokerowe afery (dowodem na to jest kosmiczna wręcz ilość odsłon o nalocie na katowicką Firmę), cała reszta jest daleko z tyłu. Oczywiście, relacje live z turniejów, informacje o sukcesach Polaków czy porady dla graczy są ciekawe, ale czy zauważyliście, że nawet tam nie ma choćby kilku komentarzy czy lajków? Wczoraj nowemu teamowi pokerowemu powodzenia życzył chyba tylko jeden czytelnik. Jeden! Ilu gratuluje naszym pokerzystom udanych występów live czy online? Nikt. Po co? Przeczytałem, już wszystko wiem, resztę mam w dupie. Farciarz wygrał, zgarnął kasę, a ja znowu dostałem baty, więc nie będę mu gratulował – taką postawę przyjęło 99,9% polskiej społeczności pokerowej.

Pamiętam czasy, gdy pod kilkoma moimi blogami miałem po 200-250 komentarzy. Pamiętam też, że gdy wywiad ze mną zrobił niegdyś Fizol, to dostał za swoją pracę ponad 100 lajków na Pokertexas. To było nie tak dawno temu, minęło od tego czasu raptem kilka lat. Teraz pod najciekawszym newsem ciężko znaleźć choćby pięć lajków czy trzy komentarze, a te które się pojawiają są zazwyczaj autorstwa trolli lub hejterów. Polscy gracze czy kibice pokerowi są w kontaktach społecznych na totalnie zerowym poziomie. Dno i trzy metry mułu! Za to wymagania… Ooooo, tych jest oczywiście mnóstwo. Pytanie – kto ma się starać i po co, jeśli widać taką „znieczulicę” i brak zainteresowania? Dla kogo ludzie mają pisać, pracować, organizować, starać się? Nasi gracze uważają od zawsze, że wszystko im się należy, że oni muszą to mieć, muszą to dostać, to oni są pępkiem świata i wokół nich krążą planety. Baw mnie. Informuj mnie. Rób dla mnie. Organizuj dla mnie. Za to ja będę miał Cię w dupie… I czego by ci ostatni, nieliczni już, animatorzy polskiej sceny pokerowej nie wymyślili dla polepszenia sytuacji, to reakcja zawsze będzie taka sama. Czyli żadna.

Chcecie dowodów? Proszę bardzo, oto one. Team Silent Sharks robi swoje turnieje online. O ile pierwszy z nich zakończył się sporym sukcesem frekwencyjnym i był eventem udanym, o tyle już kolejne wypadły bardzo blado pod tym względem. Zaczęły się oczywiście wymagania o lepsze nagrody, o więcej kasy itd. Podobnie sytuacja ma się w przypadku Sunday PL, absolutnie rewelacyjnej promocji dla polskich graczy, której nie było do tej pory na rynku. Co tydzień kupa siana w puli gwarantowanej, kosmiczna nagroda za cały sezon, a frekwencja spada z tygodnia na tydzień, choć walkę warto podjąć w każdej chwili. Turniejowi Polish Poker Series też się ostatnio mocno dostało, bo organizatorzy… wycofali catering podczas turniejów. No i się zaczęło – jak to, nie nakarmią nas, nie dostaniemy obiadku? Jakim prawem?! Serio, żal czasem tego słuchać…

Dobrym dowodem jest tu również chęć przynależności lub choćby poparcia dla pokerowych stowarzyszeń. Ja oczywiście doskonale wiem, że znikome działania PFPS czy PZP nie przysporzyły im wielu fanów, ale już Wolny Poker przynajmniej reprezentował nas wielokrotnie w Sejmie i starał się podjąć skuteczne działania na rzecz legalizacji pokera. O ile prezes Abramczuk z PFPS kiedyś skutecznie odleciał twierdząc, że w Polsce w pokera gra 800 tysięcy osób, to nawet jeśli weźmiemy z tego 10%, co jest moim zdaniem dość prawdopodobną liczbą graczy, to nawet pół procenta z nich nie poparło Wolnego Pokera jako organizacji starającej się walczyć o nasze prawa. To jest sytuacja wręcz żenująca i najlepiej pokazuje totalną aspołeczność naszego (pseudo)środowiska.

Jeśli gracze nie wbiją sobie do głowy, że muszą zacząć się w jakikolwiek sposób jednoczyć, tworzyć dobry klimat dla pokera, budować środowisko, kształcić scenę pokerową, to niestety nigdy nie będziemy traktowani poważnie. Ani jako ludzie, ani jako gra, ani jako „community”. Może pierwszym krokiem do potraktowania tych słów poważnie niech będzie komentarz pod tym tekstem? Od czegoś trzeba zacząć…

To nie koniec polskich grzechów pokerowej głupoty. Kolejna część tego artykułu już za tydzień.

Pierwszą część artykułu przeczytacie tutaj.

Poprzedni artykułRobert Soogea wygrywa High Rollera podczas WPT Amsterdam!
Następny artykułKim jest Stanko?

17 KOMENTARZE

  1. „Turniejowi Polish Poker Series też się ostatnio mocno dostało, bo organizatorzy… wycofali catering podczas turniejów. No i się zaczęło – jak to, nie nakarmią nas, nie dostaniemy obiadku? Jakim prawem?! Serio, żal czasem tego słuchać”

    Serio nie rozumiem tego – w całych Czechach podczas weekendowych gierek podają obiad i nie mają z tym problemu. PPS działa jak Turecki KEBAB. Najpierw więcej mięsa niż surówki, po 3 miechach już sama SURÓWKA z sosem CZOSNKOWYM ( ale w kolorowym opakowaniu ).

    Znajdźmy miejsce na mapie Europy, gdzie podczas turnieju organizator podstawił FOOD TRUCKI.

    Dla mnie słaba jak …..j.

    • Mogę Ci przedstawić długą listę kasyn lub turniejów, na których nie masz żadnego cateringu, a ceny żenująco słabych posiłków są z kosmosu. Nie ma żadnej reguły na to. Myślisz, że w takim Rozvadovie jesz za darmo, bo nie płacisz przy kasie za jedzenie?

  2. JackDaniels pisze:Wszystko fajnie panowie, ale Maćkowi w jego poście chodziło o zupełnie co innego, a wy rozpętaliście dyskusję o boksie, który był tu akurat jedynie przykładem. A Maciek napisał o tym, o czym pisałem w tekście, czyli polskim użalaniu się nad sobą i uwielbieniu do marudzenia. I raczej w tym kierunku powinna iść ta dyskusja 🙂

    Oczywiście JD, ale tu nie ma co dyskutować lubimy przegranych, zamiast zwycięzców. I to potwierdzają Panowie w komentarzach o boksie. Bogu dzięki nikomu jeszcze nie przyszło do głowy wyrzekać się Curie, Chopina, Mickiewicza. Ciekawe dlaczego? Może dlatego, że to dawna historia.

  3. STANKO=100% POLAK 😉

    A tak na poważnie Jacku słabszy odcinek bo nie ma o milionowych przegranych które ponoć sam liczyłeś 😉

  4. Jacku, rozstaliśmy się godzinę temu,wróciłem do chaty i pisze tu 1 raz…i się jak widać zarejestrowałem i zalogowałem!!!( NOSZ JAKIŚ CUD)

    ten tekst jest mega! i wiem,że teraz napiszę pewnie nie na temat ,ale w nawiązaniu do pierwszego zdania w artykule…

    My jesteśmy takim narodem jak piszesz i to prawda i fakt.

    Byłem ze 2 lata temu na gali KSW w ergo arenie w gdańsku ( jak wiesz nie pierwszej i nie ostatniej – teraz jadę 27 na kolejną ) i w tej loży co byliśmy był Darek Michalczewski, lubię Go,szanuję i nic do niego nie mam,ale zeszło na boks i wypaliłem z kolegą ,że bardzo Go lubimy ,ale że Andrzeja Gołotę też i że Andrzej mega gośc i wstawaliśmy nocą ,żeby oglądać Andrzeja jak nawet obskakiwał 'bęcki” i wtedy w Darka jakby jakiś wstąpił Demon…

    ” NO TAK ,WY JESTEŚCIE PRAWDZIWYMI POLAKAMI, KURWA KOCHACIE PRZEGRANYCH !!!

    BO POLACY TACY SĄ!!! CO OSIĄGNĄŁ GOŁOTA? NIC!!! WJEBAŁ ALL !!! ALE POLACY GO KOCHAJĄ , BO POLACY UWIELBIAJĄ UŻALAĆ SIĘ NAD SOBĄ I UWIELBIAJĄ PRZEGRANYCH…!!! ” trochę mnie zamurowało ,ale Darek ciągnął dalej;

    ” KURWA, WYGRAŁEM 49 WALK I W POLSCE BYŁEM NIKIM – UCIEKINIER, OBSRANY NIEMIEC WCHODZĄCY DO RINGU PRZY OBCYM HYMNIE ,ALE JAK 50 WALKĘ PRZEGRAŁEM TO CAŁA POLSKA MNIE POKOCHAŁA,

    JUŻ NIE NIEMCA TYLKO POLAKA BO PRZEGRAŁEM I CAŁA POLSKA MNIE ŻAŁOWAŁA BO WJEBAŁEM !!!

    A JA PO PROSTU BYŁEM SŁABSZY…”

    mówił to koleś o sobie ,który na ringu stracił wiele zdrowia i nie było w nim żadnych złych emocji,mówił

    tak jak czuje,ale po 5 minutach ( a naprawdę wtedy zyskał w moich oczach x+ wobec swojej osoby),

    zrozumialem że to real i to nie tylko jego odczucia…

    POLAK UWIELBIA SIĘ UŻALAĆ NAD SOBĄ I WSZĘDZIE WOKÓL SZUKAĆ WINNYCH SWYCH PORAŻEK…A ŻE POKERZYŚCI O KÓRYCH PISZESZ TO TEŻ POLACY WIĘC WPISUJĄ SIĘ W SCHEMAT… żaden co prawda ze mnie gracz,ale przez to ,że gram głównie live (99 %) i sam fakt spotykania znajomych na turniejach ( jak Ty to mówisz ” MORD „) sprawia mi mega frajdę!!! i podatek i chora ustawa tego nie zmieniła…!

    • Akurat Michalczewski z tym kompleksem jest żałosny. Oto dlaczego Polacy kochali Andrzeja Gołotę:

      – walczył pod Polską flagą

      – walczył w wadzie ciężkiej która jako jedyna się wtedy liczyła

      – walczył z najlepszymi na świecie (Tiger nie dostawał wpierdolu bo walczył tylko u siebie, a Roya Jonesa unikał jak ognia)

      – był sympatycznym facetem z sympatyczną żoną a nie nadętym dupkiem jak tiger

    • G*** wiesz g*** widziałeś. Sorry za ostre słowa, ale wkurza mnie jak ktoś bredzi. Może nie rozumiesz sytuacji, ale w ówczesnej Polsce nie było żadnej, ŻADNEJ perspektywy dla boksera! To tak jak byś jako pokerzysta siedział na dupie w domu z odciętym internetem, kasyna pozamykane ale z miłości do ojczyzna albo strachu w gaciach siedziałbyś dalej. Spieszę wyjaśnić dlaczego. W Polsce jak w całej zafajdanej komunie boks zawodowy był zakazany. Można było być wyłącznie amatorem zarabiającym drobne grosze w porównaniu do zachodnich kolegów. Każdy kto boksował trochę lepiej marzył o ucieczce, ale nie każdy miał odwagę to zrobić i nie każdy miał możliwości (mój ojciec np. tego nie zrobił ze względu na rodzinę). Michalczewski miał jaja i spieprzył z szamba gdy tylko nadarzyła się do tego okazja. W Polsce oczywiście znienawidzony przez zafajdany naród, który generalnie nie lubi ludzi sukcesu! A co innego Gołota. Gołota prawdziwy Polak, który nigdy nic nie osiągnął, ale kochany, lubiany i szanowany chociaż większość środowiska bokserskie zgrzytała zębami oglądając go w „akcji”.

    • Przeciez Golota walczyl w Stanach glownie co i tak nie przeszkadzalo mu wlaczyc pod Polska flaga.

      Michalczewski walczyl glownie jako Niemiec i w Niemczech i dlatego w PL byl znany ale niepopularny.

      To tak jak Klose i ten drugi niby Polacy i lubia Polske ale w Polsce nikt im nie kibicuje (moze poza tzw „Januszami”) bo graja w Niemczech( Klose we Wloszech) i dla repry Niemiec

      Pozdrawiam

    • Kuba widać, że również nie rozumiesz czasów, w których Michalczewski uciekł. Trochę inna sytuacja trochę inny moment niż wyjazd Gołoty do USA. A boks to nie piłka tu nie ma rywalizacji między państwami. Czy jak Garcia gra w Pokera pod inną flagą jest dla Ciebie mniej polskim pokerzysta niż jak gra pod Polską? Czy zwycięstwa Kerberg cie nie cieszą? Gra pod inną flagą a trenuje w Polsce, w Polsce prowadzi szkole tenisa. Czy Maria Curie Skłodowskiej jest dla Ciebie polskim chemikiem skoro wszystkie odkrycia dokonała na francuskim uniwersytecie? Itd itd itd.

    • Wszystko fajnie panowie, ale Maćkowi w jego poście chodziło o zupełnie co innego, a wy rozpętaliście dyskusję o boksie, który był tu akurat jedynie przykładem. A Maciek napisał o tym, o czym pisałem w tekście, czyli polskim użalaniu się nad sobą i uwielbieniu do marudzenia. I raczej w tym kierunku powinna iść ta dyskusja 🙂

    • Czego nie rozumieim? Przeciez Golota ten sam rocznik co Michalczewski w 1988(rok ucieczki Tigera) zdobyl braz w Seulu tez mogl nie wracac kazdy kraj by go wtedy przyjal z pocalowaniem w dupe. Nie zrobil tego boksowal w stanach od 1991 czyli od roku w ktorym Michalczewski zdoby mistrza Europy. A jeden byl „Niemcem” a drugi Polakiem. Nie wiem o co Ci chodzi. Jesli Jose czy Dima wygra bransoletke dla Hiszpanii czy Bialorusi zrobi to dla tych krajow (i dla kasy oczywiscie:) jesli zdobeda ja w barwach PL zrobia to dla Polski ( i dla kasy przede wszystkim:)

      pozdro

  5. Prowadzenie pokerowego bloga to sprawa indywidualna. Ktos to lubi i robi albo nie. Szczegolnie jak koledzy zauwazyli w naszym kraju ciezko jest sie chwalic pokerowymi wynikami, bo nie wiadomo do czyich oczu to trafi. Piszesz o zmianach i takie w wlasnie w Polsce nastąpiły do jakich zmusil nas rzad. Nie sadze ze nawet i tysiace podpisow pod petycjami cos zmienia jesli ktos w tym kraju nie pojdzie w koncu po rozum do glowy i nie beda wciskac kitu o tym ze to hazard. Polska spoleczosc w tym kraju po prostu nie ma miejsca bytu poza ta online. Mozna sie spotkac i pogadac o pokerze ale juz nic powaznego nie zagramy. Promowanie gry w kasynach ze zlodziejskim podatkiem to juz kompletna porazka poniewaz jesli walczymy o wolny poker w Polsce to na pewno nie tak on ma wyglądać i uczestnictwem w takich turniejach przytakujemy tylko rzadzacym zgodnie na ich warunki

  6. Do tego po co ktos zyjacy z pokera w takim kraju jak Polska ma sie tym chwalic i prowadzic np bloga. Kazdy sie boi o wlasna dupe by jakis zyczliwy nie doniosl.

    • Ale wrzucać wykresy i screeny z lobby ze swoimi wygranymi to już się nikt nie boi? Gdzie tu logika?

  7. Ale podziałało. Chwila i 5 likow. A tak serio nie uważasz, że jedną z poważnych przyczyn tej sytuacji jest ustswą antyhazardowa. Jak środowisko ma się rozwijać i poznawać skoro polski poker na żywo prawie nie istnieje. Nie ma takich gier o jakich wspominasz z rozrzewnieniem w kasynach grać się nie opłaci przez złodzejski podatek i najlepsi pokerzysci prawie w ogóle nie grają w kraju.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.