Próba mikrofonu

19

Sposobność zaś przyszła po temu nie lada: pierwszy turniej nowego sezonu Warszawskiej Ligii Pokera (alias Wielkiej Loterii Potów) miał mieć miejsce akurat w dniu moich urodzin, w sam raz więc na to, aby wygrać i wyleczyć się z tiltu w godzin kilka.

PODWOJENIE

Bar Clippera nawiedziły tego wieczoru istne rzesze pokerzystów; przyszło mi zmierzyć się z aż 62 żądnymi wygranej przeciwnikami! Na szczęście jednak tylko jeden z nich przeistoczył zamiar w czyn, przez co miast planowanego miejsca pierwszego, dane mi było objąć ostatecznie miejsce drugie. Ale od początku… Pierwszych x rąk jak zwykle przefoldowałam. I nie jest to wcale wynik chęci kreowania się na zamurowaną księżniczkę – po prostu nie widzę sposobu rozgrywania kart w rodzaju 92, 83 czy K4, zagrania pozycyjne przy co najmniej 3 limperach w każdym rozdaniu wydają się być wątpliwe, a przy moim image'u wariatki allinującej się w Hiltonie z UTG z QJo (tak, tak… moje M rzeczywiste wynosiło 4, ale i tak będzie mi to zapamiętane po wsze czasy) raczej nie mogę sobie pozwolić na beztroski blef.

Wreszcie nadeszło rozdanie, w którym na małym blindzie ujrzałam prześliczne 76 kier, a że współtowarzysze łaskawie pozwolili mi dostać się tanio na flopa, weszłam nagle w posiadanie dwóch par. Układ marzeń jednakże to nie był… Na stole znalazła się również zagrażająca stritem 9-tka, dodatkowo wszystkie karty jak na złość wdały się w pika, daleko mi więc było do radości. No ale mój stack wynosi niewiele ponad 4 tysiące, pot oscyluje już w granicach dwóch, postanowiłam przeto ukrócić proceder drawowania zmuszając do foldów, spróbować się podwoić bądź też zacząć wreszcie opijać urodziny. Push. Call od przemiłego kolegi będącego w posiadaniu asa pik szczęśliwie umożliwia mi to pierwsze.

KARETY PRAWDZIWE I TE POTENCJALNE

Potem znowu długo długo nic istotnego, aż w końcu w grze pozostają dwa ostatnie stoły. I nagle festiwal AK, tu jakaś skuteczna kradzież blindów, tam wywalam shorta dzięki AQ, podwajam się dzięki damom w starciu z dziesiątkami i kradnę sporą pulę jeszcze przed flopem mając AJ…

Niepostrzeżenie z shorta przeistaczam się w jednego z chip leaderów, a w międzyczasie przechodzimy na stół finałowy. I wtedy dostaję parę dziesiątek. A para dziesiątek, jak wiadomo, jest kartą zdradliwą, bo chce, a jakby nie mogła. W dodatku Sadam mający stack podobny do mojego raisuje z wczesnej pozycji czterokrotnie do sumy 8 tysięcy, co odbiera mi możliwość pierwszego uderzenia. Co zrobić? I tutaj przyznaję się otwarcie: stchórzyłam. Nie chciałam po prostu callować, bo nie wiedziałabym, z czym się mierzę, z kolei reraise pytający musiałby być tak naprawdę reraisem all-in (miałam przed sobą raptem czterdzieści parę tysięcy). A te dziesiątki wydały mi się takie słabe… Pomyślałam sobie, że dosłownie rozdanie wcześniej pokonałam takie same dziesiątki damami, więc może kusić losu nie trzeba, a zresztą czy jest sens ryzykować, jeśli jest się jednym z większych stacków? Ostatecznie więc kłopotu się pozbyłam, Sadam pokazał dziewiątki, a gdy wyłożyliśmy z ciekawości flopa, okazało się, iż trafiłby…karetę.

Kareta w rozdaniu była mi jednakże przeznaczona, bowiem niewiele później MMP pokusił się o zagranie all-ina z AK za 15 tysięcy, ja zaś postanowiłam go sprawdzić licząc na siłę mojego AQ. Girl's power nie zawiodła:flop QxQ, turn x, river Q i żegnamy Ufoludka. W końcu co urodziny to urodziny…

TROCHĘ SZCZĘŚCIA, TROCHĘ PECHA, CZYLI WITAMY W FINALE

Wreszcie zostaliśmy w czwórkę, tymczasem jednak mój duży stack niepostrzeżenie się skurczył. Miałam przed sobą 41 tysięcy przy blindach 2,5/5K ante 500, od następnego rozdania miało to już być 3/6K ante 1000, więc gdy na UTG zobaczyłam 43 trefl, a w dodatku akurat w tym właśnie momencie stanął nade mną Lukro (który należy do bractwa piewców potęgi niskich drzewek i w dodatku sam je często wykłada), bez wahania wypchnęłam wszystkie swoje żetony na środek. Sprawdził mnie Sadam. No ale jakie szanse może mieć jego AJ, jeśli ja dostaję strita? 🙂 Odpadło się było biedakowi niewiele później…

Gra w trójkę (z Gino i Krzychem KSU) była już raczej krótka. Najpierw udało mi się ładnie wyblefować Krzycha z marginalną kartą (a myślałam, że każdy mój pojedynczy włos na głowie aż się jeży widząc, jaki to desperacki blef), potem Gino przy odpowiedniej dawce szczęścia pokonał AK Krzycha swoim AT, aż wreszcie zostaliśmy sami, przy czym ja ze stackiem dwa razy mniejszym niż on.

Heads up zajął dosłownie dwa rozdania. W pierwszym dostałam 87o na małym blindzie, kontrolnie zraisowałam, ale po tym, jak Gino postawił mnie na all-inie, potulnie zrzuciłam karty czując, że to jeszcze nie ten moment. W drugim rozdaniu z kolei złowiłam KTo, co w HU jest akurat ręką całkiem obiecującą. Przy stacku liczącym sześćdziesiąt kilka tysięcy postanowiłam sprawdzić raise Gina opiewający na 20K. I się nie zawiodłam: na stole pojawiła się dziesiątka, piątka i dwójka, przezornie więc poczekałam, a gdy Gino zabetował, zagrałam all-in. Pokazał A5 i już się miałam cieszyć z podwojenia, gdy na turnie wpadł as, w towarzystwie drugiego asa na riverze na dokładkę. I taka to historia…

Czy kiedyś uda mi się wreszcie ten turniej wygrać (w końcu raz do roku to i ślepa kura może)?!

Poprzedni artykułJay-Z w Las Vegas
Następny artykułMiłe zaskoczenie

19 KOMENTARZE

  1. Widać Monia tudzież Moniś były tak oryginalne, że aż na to nie wpadłam :->

    Co do miauczenia i lizania lizaków, dyscypliny te uprawiam od niedawna, kartką natomiast jestem od lat kilku, dlatego też większym przywiązaniem darzę mimo wszystko ten właśnie przydomek.

  2. Bardzo dziękuję za miłe komentarze, właśnie je przeczytałam :-)ad MMPmasz rację, trochę mi się pomieszało z tą końcówką (nieprzytomna…)

  3. Jack piszesz go dla siebie, a nie dla nas. wielokrotnie to powtarzales wiec co Cie interesuja komentarze??

  4. brawo brawo brawo dla tej Pani, która nie boi się blogować 😛

    Na serio-super , rozkręcaj się, pisz, wygrywaj 🙂

  5. Po pierwsze – witaj w drużynie Monia! Ciesze się, że jesteś z nami! Po drugie – na drugi raz nawet nie pisz “z ciekawości wyłożylismy flopa”, bo Jani dostanie zawału, a wy pernamentnego sitouta 🙂 A po trzecie – chyba powinienem strzelić focha i nie pisać bloga za te durne komentarze…

  6. No wreszcie coś ciekawego, bo już ehy i ahy jaki to jestem zajebisty via JD powoli stały się nudne (chociaż i tak fajnie się czyta). 2 małe odpowiedzi: to Ty zagrałaś za 10k i ja dołożyłem all-ina (13k) a działo się to tuż przed FT, bowiem odpadłem na pozycji 10. A 2 sprawa – nie jestem Ufoludkiem!!! Muszę pokazać Wam wszystkim metrykę… lol

  7. 🙂 no ładnie, blogi rosną jak grzyby po deszczu:) byle tak dalej,

    fajny artykuł, powodzenia dalej.

  8. Sympatyczny blog, downswing chyba przełamany, bo tydzień temu w Hiltonie udawało się z Twoich ust usłyszeć: tilt i bad beat:) Powodzenia w realizowaniu postanowień i do zobaczenia przy stole:D

  9. Ależ to sie milo czyta. Tak normalnie, bez zadnego “ale ja jestem zajebisty”. No naprawde:)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.