15 kwietnia 2011 roku nastąpił dzień nazywany w pokerowym świecie Black Friday. Amerykańscy gracze zostali odcięci od pokera online i wystarczyło zaledwie kilka tygodni, by pierwsi profesjonaliści zaczęli przenosić się do Kanady, Meksyku czy Kostaryki, by móc kontynuować swoją grę. W ten sposób zaczęło się ich życie jak z bajki, chociaż nie bez konsekwencji.
Black Friday sprawił, że wielu graczy przed trzydziestką zaczęło grindować online siedząc pod palmami, a poza grą wydawać zarobione pieniądze na drinki, imprezy i inne przyjemności w swoich nowych, egzotycznych domach. Minęło już prawie sześć lat, a ci pokerzyści wciąż są cyfrowymi nomadami, skazanymi na wygnanie. Chcąc wrócić do domu musieliby zmienić zawód. Niektórzy z tych pokerowych uchodźców zaczynają zadawać sobie pytanie: co dalej?
Jednym z nich jest Ryan Garitta, który do Kostaryki wyjechał zaraz po studiach. Razem z kilkudziesięcioma innymi pokerzystami szybko weszli w nowy rytm życia – za dnia pracowali, a nocą i weekendami jedli, pili, podróżowali i korzystali ze wszystkich możliwych atrakcji. Nowi gracze ciągle napływali i Ryan jest przekonany, że w odległości 3 km od niego mieszkało ich ok. pięćdziesięciu.
Poker Refugees – rozwiązanie dla chętnych
Tego typu społeczności zaczęły się formować w wielu miejscach. Pokerzyści zmuszeni do opuszczenia kraju mogą czuć się wyizolowani i samotni, dlatego lgną do siebie. To dla nich Kristin Wilson założyła firmę Poker Refugees. Pomaga ona nie tylko szybko znaleźć nowe miejsce do życia poza granicami USA, ale również są to miejsca, w których żyją i pracują już inni pokerzyści.
Niektórzy z jej klientów tworzyli grupę, którą w 2014 roku magazyn Business Insider nazwał „Pokerowym braterstwem w Playa del Carmen”. Ich rutyną było „grać w pokera, iść popływać, iść poimprezować, iść pić. Całość powtórzyć następnego dnia.” Życia zazdrościło im wiele osób. Podobne grupy na obczyźnie zaczęły się tworzyć m.in. w meksykańskim Rosarito, w stolicy Kostaryki San Jose, Kanadzie i na Malcie.
Nawet, jeśli nie przenieśli się tam z wyboru, szybko pokochali swoje nowe życie. Niektórzy wyjechali tylko na kilka miesięcy, a zostali na kilka lat. Do tego namawiają znajomych, żeby do nich dołączyli. „Wygląda na to, że zostaliśmy lokalnymi celebrytami. Imprez i kobiet na pewno nam tu nie brakuje” – mówił swego czasu Chris Hunichen.
Każdego roku od Black Friday firma Wilson ma ok. stu klientów. Niektórzy już kilka razy zgłaszali się po relokację chcąc poznać nowe miejsca, kulturę i atrakcje. Z czasem jej klientela jednak nieco się zmieniła. Większość to wciąż młodzi mężczyźni, ale zaczęły pojawiać się również osoby czekające na wyjazd ze skończeniem szkoły, czasem również próbujące swoich sił w innych zawodach, zanim nie wróciły do pokera.
Elena Stover dopiero zaczynała karierę jako pokerzystka, kiedy nadszedł Black Friday. Nie miała pieniędzy, żeby przenieść się za granicę, łapała się więc różnych prac, żeby zarobić na wyjazd, a w międzyczasie grała online na kilku stronach, które wciąż to umożliwiały. Co jakiś czas wyjeżdżała również w tym celu do Kanady. Dopiero gdy jej umiejętności i bankroll na to pozwoliły zdecydowała się na wyjazd na stałe. Po epizodach w Playa del Carmen i na Malcie ostatecznie osiedliła się w Berlinie, skąd również miała blisko do turniejów z cyklu EPT.
Coraz więcej nacji na uchodźstwie
Jednak świat dla pokerowych wygnańców staje się coraz mniejszy. „Do Amerykanów coraz częściej dołączają gracze z Polski, Izraela, Grecji i Portugalii” – wylicza Wilson. Nawet, jeśli granie online jest w danym kraju legalne, to profesjonaliści i tak mogą szukać miejsca poza jego granicami, jeśli strony ograniczają się wyłącznie do własnych rezydentów. Żeby zarobić na pokerze zawodowcy muszą mieć dużą grupę przeciwników – ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny mógł wygrać, a duża liczba graczy oznacza większą ilość graczy słabych. A to głównie oni finansują te wieczne wakacje lepszych pokerzystów.
Niektórzy jednak przez te lata zmienili nastawienie do życia. Hunichen z hulaki został mężem i ojcem. Ożenił się z kobietą poznaną na Kostaryce i rozważa powrót do Stanów, nawet jeżeli dostęp do pokera online nie wróci. Będzie musiał wtedy zmierzyć się z inną rzeczywistością, czego doświadczył wspominany na początku Garitta. Po trzech latach wrócił do USA czując małe wypalenie pokerem. Jednak praca od 9 do 17 sprawiła, że na nowo docenił grę i styl życia, jaki dzięki niemu prowadził. „Całe życie znałem tylko pokera. Nie wiem, co teraz dalej mnie czeka, ale szybko coś wymyślę”. Jak widać życie, podobnie jak poker, również ma swoją wariancję.
Jeśli będziecie myśleli o przeprowadzce za poszukiwaniem pokerowego chleba, to zerknijcie na stronę Poker Refugees.