Michał „Mipi” Piesiewicz był jednym z bardziej znanych warszawskich graczy. Później musiał jednak walczyć z rakiem. I choć środowisko pokerowe zjednoczyło się jak nigdy, to siedem lat temu Mipi przegrał najważniejszą walkę w życiu.
Niezwykłą historię Mipiego w cyklu Jurassic Poker przypominał swego czasu Jack Daniels. Nasz redaktor naczelny pisał wówczas tak:
W sierpniu 2010 roku na Pokertexas pojawił się news, który wstrząsnął warszawskim, a zapewne również całym polskim środowiskiem pokerowym. Był to apel jednego z nas, naszego dobrego kolegi z pokerowych potyczek, który poprosił o pomoc w najcięższej walce, jaką przyszło mu stoczyć. W walce o swoje życie.
Michał „Mipi” Piesiewicz zachorował na raka jelita grubego z przerzutami do płuc i wątroby. Polskie środowisko pokerowe zjednoczyło się, aby pomóc jednemu z kolegów. Zorganizowano między innymi turniej charytatywny, z którego dochód przekazany został Mipiemu. Impreza odbyła się w podwarszawskich Kaputach.
Sam Michał, najwyraźniej zbudowany takim odzewem, postanowił opowiedzieć swoją historię na blogu, którego pisał na Pokertexas przez rozpoznaniem u niego choroby. Ta lektura jest wstrząsająca do dzisiaj, ale jednocześnie Mipi pisał ją z taką lekkością, jakby opowiadał o czymś, co go w ogóle nie boli, nie martwi. Pisał nam o tym, że walczy z życie, a wprowadzał w tę historię niejednokrotnie nawet zabawne elementy. Było to coś niesamowitego, pokazywało ogromną siłę woli Michała, jego chęć do walki w każdy możliwy sposób, walki za wszelką cenę, do ostatniej szansy. Teksty te pokazywały jego wielką wewnętrzną siłę, a jednocześnie pokazywały, jakim naprawdę świetnym człowiekiem był Michał. Takiego go znaliśmy ze spotkań przy stołach podczas turniejów, a on udowadniał każdym kolejnym odcinkiem swojej opowieści, że warto pomóc mu w tej nierównej walce. Pisał między innymi tak:
Po południu jednak wszystko stało się jasne. Zabrali mnie na badanie USG całego ciała. Tu do końca zabili moją wrażliwość. Analogicznie do aktualnej reklamy Sprite – pragnienie nie ma szans, w której chłopak pogrywa w karty z trzema staruszkami, ja przegrałem tę walkę bez wykładania kart. W gabinecie przywitały mnie trzy naprawdę wiekowe już Panie i kazały rozebrać się do naga. Chciałem choć flopa zobaczyć, ale nie dały mi tej szansy. Zaczęło się badanie, które trwało i trwało, a one co chwilę wzywały nowych lekarzy. Już wtedy wiedziałem, że dobrze to nie jest i że chyba w końcu znaleźli coś, co pozwoli wytłumaczyć moje słabe wyniki krwi. Okazało się, że znaleźli ogromnego guza, który pochłaniał całą wpompowywaną we mnie krew. Pozwolili mi się w końcu ubrać i kazali udać się do sali z informacją, że zaraz przyjdzie lekarz. Posłusznie wykonałem ich polecenie.
Mimo wielkiej pomocy ze strony środowiska pokerowego Mipiego nie udało się uratować. Równo siedem lat temu na łamach Pokertexas pojawiła się informacja tak lakoniczna, że aż przerażająca:
Wczoraj dotarła do nas bardzo smutna informacja – zmarł Michał „Mipi” Piesiewicz.
Michał był naszym blogerem, pokerzystą, ale przede wszystkim znakomitym człowiekiem. Zmarł 5 marca 2011 roku po długiej walce z ciężką chorobą.
W tym miejscu chcieliśmy złożyć wyrazy głębokiego współczucia dla rodziny i bliskich Michała Piesiewicza. W takiej chwili ciężko zebrać myśli i powiedzieć, czy napisać cokolwiek sensownego, pozostaje tylko wielki żal i smutek.
I choć od śmierci Mipiego mija właśnie siedem lat, to pamięć o nim wciąż jest żywa. Mimo że nie udało się wygrać tej nierównej walki z chorobą, to zjednoczenie polskiego środowiska pokerowego przeszło do historii. Czegoś takiego nie było nigdy wcześniej, ani też nigdy później. Ale może ze względu na okoliczności to i całkiem dobra wiadomość…