W weekend na stronach gazety Polska The Times pojawił się bardzo ciekawy wywiad z Liv Boeree.
Rozmowa Tomasza Dębka z pokerzystką z Team PokerStars Pro zaczyna się od tego, czy bycie kobietą przy stole ma wpływ na podejmowane decyzje. Liv Boeree mówi m.in.: „Mniej doświadczeni gracze mogą traktować kobiety trochę inaczej. Na przykład założyć, że rzadziej blefujemy i nie stać nas na odważne zagrania. A to błąd. (śmiech) Teraz coraz częściej można spotkać przy stole kobiety, ale kiedy zaczynałam grać, byłam jedną z niewielu. Wszyscy chcieli wiedzieć, kim jest ta młoda dziewczyna i skąd się tu wzięła.”.
W dalszej części Liv opowiada o swoich pokerowych początkach, podejściu rodziców do pokera, a także o swoim pierwszym wielkim sukcesie jakim była wygrana na EPT Sanremo. W końcu jednak Liv Boeree wypowiada się także o sytuacji pokera w Polsce:
„W Polsce przepisy są bardziej rygorystyczne…
Wiem, do bani to prawo. Szkoda, fajnie by było przyjechać na EPT do Warszawy.
Jak przekonywałabyś polityków, że w pokerze od szczęścia ważniejsze są umiejętności?
Przede wszystkim nie widzę powodów, żeby delegalizować pokera. Spójrz na resztę cywilizowanego świata. Prawie wszędzie można grać i państwo czerpie z tego zyski. Poza tym pozwalanie na ruletkę, black jacka czy jednorękich bandytów przy zakazywaniu pokera to jakiś obłęd. One są dużo bardziej niebezpieczne. Jak przekonać polityków? Pograć z nimi. Wtedy zobaczą, że poker to coś więcej niż szczęście.”
Liv opowiada też o tym, że ma w Polsce wielu przyjaciół i wymienia Wojtka Łozowskiego, czy Marcina „Gorala” Horeckiego, o którym mówi „To świetny, kochany facet. Bardzo inteligentny”. Mówiąc o dobrych, polskich graczach Liv przypomina też sobie o Marcinie Wydrowskim, który zwyciężył na WPT Praga oraz oczywiście o Dominiku Pańce, bo jak twierdzi „Nikt przypadkowy nie wygrałby tak wielkiego i prestiżowego turnieju. I to z Mikiem McDonaldem na stole finałowym”.