Podrasowany soft

9

…wreszcie w samym turnieju zwyciężył Pawcio, choć przecież miał był zakończyć grę jeszcze przed Jackiem (wszak skoro Jack wyznaczył nagrodę specjalną za wyeliminowanie go, przejawem dobrego wychowania byłoby szybko odpaść)? Żeby jednak nie posądzano mnie, iż notkę tę sponsorują jedynie pretensje do losu, muszę się również pochwalić. Otóż zaniechałam strategii biernej księżniczki i postawiłam na księżniczkę aktywną. Koniec z czekaniem na podwojenie się, trzeba po prostu to zrobić!

Postanowiłam, iż w początkowej fazie blindów obejrzę tanio tyle flopów, na ile tylko pozwoli mi karta choćby w połowie rozwojowa. A zatem przeprosiłam się z konektorami nie w kolorze, doceniłam gapy i łaskawiej spojrzałam na karty but-they-were-suited. Odkurzyłam również nieczęsto przeze mnie używany przycisk "raise preflop", w myśl zasady: jeśli gry nie miksujesz, to się później nie cashujesz*. Na efekty nie musiałam długo czekać: stack powoli rósł, a ja bawiłam się wybornie.

W końcu dostałam na wczesnej pozycji parę dziesiątek. Podbiłam oczywiście do 700 (przy blindach 100/200) i już zapowiadało się, że co najwyżej ukradnę blindy, gdy nagle all-inem odwinął się Nowy (Nowy-wojskowy). Choć jego stack liczył sobie mniej niż mój, nie miałam ochoty ryzykować sporej części żetonów jedynie ze średnią parką na ręce, karty więc po krótkim namyśle zrzuciłam. Gdy jednak rozdanie później trafił do mnie AK trefl, ponownie otworzyłam pot za 700, a nowy raz jeszcze potraktował mnie all-inem – już nie dałam się poniewierać i all-in ten sprawdziłam. Cóż, Nowy pokazał K5 karo, a do peszkowego wykrycia się piątki nie doszło (dziwne…).

W następnym rozdaniu z kolei dealer uraczył mnie parą ósemek.Nie mogłam nie spróbować podwoić kolejnego shorta, a że coin flip okazał się łaskawy (jeszcze dziwniejsze!), zyskałam swobodną grę na czas dłuższy. Niestety… Nic nie trwa wiecznie, a już na pewno nie duży stack w turnieju turbo. Po obejrzeniu kilku nietrafionych flopów oraz słabym rozegraniu AQo vs K8s Angelusa (ach ten za mały raise preflop…) nagle sama znalazłam się w sytuacji "szybki all-in albo fold". Próbowałam się podwoić, K4o jednakże raczej z AJo przegrywa i również tym razem nie było inaczej…

Dzień później, czyli w środę, dane mi było z kolei zagrać w turnieju Masters WLP. 9 osób, stacki po 10 tysięcy, poziomy blindów wzrastające co pół godziny – gra zapowiadała się ciekawie. Starałam się oczywiście wykazywać aktywnością już od samego początku (fakt, iż ze skutkiem różnym… mimo wszystko przez większość czasu mój stack należał raczej do tych większych), skończyło się jednak jak zwykle: stack stopniał (dałam się boleśnie wyblefować), a ja zallinowałam się jako short z K3s. Sprawdził mnie z parą dziewiątek Lukro i choć król na flopie dawał spore nadzieje na podwojenie, dziewiątka na riverze pozbawiła mnie ostatecznie złudzeń. Odpadłam jako piąta, ale przynajmniej nie bez walki.

Zresztą i tak właściwa część wieczoru zaczęła się tak naprawdę dopiero po przymusowym zakończeniu turnieju 😉 Otóż postanowiłam dotrzymać towarzystwa Clipperowi, Karolkowi i Marcinowi w praktykowaniu gier różnych, a że sng z rebuyami, gdzie nagrodą dla zwycięzcy były drinki, okazało się rozrywką na dłużej, noc minęła nad wyraz przyjemnie. Nauczyłam się również grać w przesławnego chińczyka (do tej pory tematem przesadnie zainteresowana nie byłam): rzeczywiście uzależnia!

 A tymczasem jak trenować, to trenować, w związku z czym nie mogło mnie zabraknąć na czwartkowym turnieju w Hiltonie. Przyrzekłam sobie, iż tym razem postaram się przede wszystkim zszargać swoją opinię turbo murka. Skoro bowiem nie potrafię w tej festyniarskiej świątyni hazardu dotrzeć do finałowego stołu, niech przynajmniej mam z tego przyjemność, jak również okazję do eksperymentów. Bawiłam się rzeczywiście niezgorzej (pobijając swój absolutny rekord w kwestii obejrzanych flopów, szczególnie jeśli w grę wchodziły niskie drzewka), lecz niestety zasada "wszystko co dobre, szybko się kończy" i tym razem dała o sobie znać. Cóż… Przynajmniej zaczynam badać inne sposoby gry niż to sugeruje Harrington, więc nie uważam czasu za stracony.

A na koniec ciekawostka: odezwały się głosy na WLP, jakoby moje "słodkie gadanie" przy stole przewyższało siłą rażenia trash talk Jacka. Czyżby droga do przyszłego sukcesu wiodła właśnie tędy? 😉

* przez takowe eksperymenta przyczyniłam się zresztą do wyeliminowania AArtino… Otóż dałam się ponieść fantanzji i uderzyłam z UTG za 200 przy blindach 25/50 mając jedynie 42 kier. Callerów znalazło się trzech, w tym AArtino. Flop AT4 nie skłonił mnie do walki o pulę, za to do wymiany all-inów doszło pomiędzy nim a Olo. AK okazało się za słabe w starciu z AT… Później AArtino tłumaczył się, iż mój raise z UTG wzbudził w nim respekt, powstrzymując go tym samym od reraise'u. Cóż, pewnie więcej moich raise'ów bał się już nie będzie…

Poprzedni artykułZmiany w USA coraz bliżej
Następny artykułEPT Dortmund 2008 – Dzień 3

9 KOMENTARZE

  1. Monia, wstydź się! 3 tygodnie bez nowego bloga!! Na granie w Hiltonie to jest czas, co??

  2. sam słyszałem w Hiltonie jak nasza polska Vicky Cohen obiecała Pawciowi zamieścić kolejny wpis… a tu co? co semi-bluff jakiś?

  3. Mój trash talking jest niezniszczalny Moniu! I nawet Twoje miauczenie nic ci nie pomoże! 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.