Osiągamy swój pierwszy pokerowy cel.

6

W tym odcinku bloga postanowiłem odnieść się do mojego ostatniego wpisu, który wywołał dyskusję odnośnie realizowania swoich życiowych celów. Czy każdy z nas może osiągać swoje życiowe cele, np. zostać wygrywającym graczem? Jak osiągnąć to w praktyce? Przedstawię Wam swój punkt widzenia na ten temat.

Na początku chciałem wszystkim podziękować za pozytywne komentarze odnośnie mojego bloga. Myślałem, że napiszę jeden, może dwa odcinki, a po tym jak nikt tego nie przeczyta i nie skomentuje a ja zlikwiduję swoje wpisy. Pomyliłem się, ale to oczywiście bardzo pozytywna pomyłka. Jeśli moje wpisy nadal będą znajdowały wśród Was uznanie i moje wypociny komuś się przydadzą, czy też zmienią pogląd na postrzeganie życia – pozytywnie rzecz jasna – to chętnie będę kontynuował swoje filozoficzne pierdolamento 🙂

Odpowiadając na pytanie, które zadał dol4r: jeśli istniałby czwarty osobnik, nazwijmy go Dąbrowski i nie byłby ani utalentowany, ani ambitny i nie miałby parcia na cel nie ma możliwości aby został dobrym pokerzystą nie mówiąc już o zawodowstwie. Może jakby ludzie żyli po 500, 1000 lat, chociaż… nie ma parcia na cel, także jakoś przy „pięćdziesiątce” zapewne darowałby sobie dalsze zgłębianie pokera i spróbowałby zupełnie czegoś innego co także najprawdopodobniej zakończyłoby się sromotną porażką.

Po przeczytaniu – w celach korekcyjnych –  tekstu „Artykuł, który zmienił moje życie” doszedłem do wniosku, że wygląda trochę tak, jak by był wyciągnięty z podręcznika służącego do nauki NeuroLingiwstycznego Programowania (NLP) i co za tym idzie poczułem pewien niesmak udostępniając go wszystkim na łamach PT. Tutaj chcąc nie chcąc muszę się zgodzić z racjonalistą, który w komentarzu napisał, że tekst jest co prawda budujący, ale może nieco namieszać w głowie. Dodam jeszcze, że moim zdaniem jest nieco ogólnikowy, tak więc postanowiłem napisać konkretnie co wg mnie powinniśmy robić aby osiągnąć pokerowy cel i jednocześnie rozwiać Wasze wątpliwości co do niektórych rzeczy.

Cofnijmy się jakieś 15 lat w przeszłość. Otóż w latach swojej wczesnej młodości uważałem, że jestem kompletnym głąbem. Zwykłym głąbem, który ma same jedynki i dwójki w podstawówce a jak dostanie trójkę to jest to wielkie święto. Nauka sprawiała mi wiele problemu i wielokrotnie nie wiedziałem w jaki sposób mam zrozumieć to co było na lekcji, w jaki sposób pojąć tok myślenia nauczyciela i w końcu zacząć dostawać dobre oceny. Bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że otaczają mnie bardzo zdolni ludzie, którzy umieją pisać świetne wypracowania a matematykę mają w małym palcu – i to tym u nogi jakby tego było mało. To byli właśnie Wiśniewscy.

Przyszedł jednak taki moment, kiedy dostrzegłem, że Wiśniewscy nie są wcale idealni. Zauważyłem u nich jedną wadę, która była dla nich samych destrukcyjna, a dla mnie przeciętnego Kowalskiego bardzo budująca. Otóż Wiśniewscy przeważnie – nie zawsze, ale jednak – uważają, ze są dobrzy, czasami ich narcyzm i samouwielbienie sięga zenitu i lekceważą to co robią nie tylko oni sami, ale także to co robią inni ludzie. Nie wiem co dziś słychać u moich Wiśniewskich z dzieciństwa (być może w życiu zaszli dosyć daleko czego naprawdę serdecznie im życzę), ale to co posiadają to tylko talent, który jest niczym, tak dobrze przeczytaliście, niczym w porównaniu do samozaparcia w dążeniu do celu jaki w sobie możemy wyrobić. Chcę powiedzieć, żetalent bez samozaparcia w dążeniu do celu jest nieistotny, ale za to samozaparcie bez udziału talentu to już zupełnie co innego.

Chcę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko Wiśniewskim, są ok., uważam tylko, że zbyt często się marnują. Jest bardzo wielu znanych i utalentowanych ludzi. Myślę, że moglibyśmy razem wymienić przynajmniej kilkaset takich osób. Teraz wyobraźcie sobie, że to może setna procenta tych wszystkich o których świat się nie dowiedział. Ich albo nikt nie odkrył, albo nie odkryli się sami. A co by było, gdyby wszyscy Wiśniewscy nauczyli się konsekwencji w dążeniu do celu i osiągali te cele? Być może żylibyśmy w „idealnym” świecie i zamiast jeździć rozdupconym Golfem w którym można się udusić od oparów gazu LPG, latalibyśmy pojazdami typu Delorean (patrz Powrót Do Przyszłości). Być może nie byłoby WSOP, tylko USOP (nie, nie mam na myśli turniejów Unibet a Universe Series Of Poker) i pykalibyśmy sobie Hu na stole finałowym gdzieś tam kilka milionów lat świetlnych stąd z jakąś lalką z innej planety…

Ufff… rozpisałem się trochę, ale do rzeczy. Przedstawię jak ja bym podszedł do realizacji kolejnego celu, mianowicie do Celu jakim będzie: Dojście do perfekcji w rozgrywaniu turniejów danego typu (np. SnG $0,10 360 Man Turbo). Przed dojście do perfekcji rozumiem uzyskanie jak największego ROI – czyli chodzi o grę na jakość a nie na ilość.

1) Profesjonalne przygotowanie – czyli wybieramy najprostszą drogę.

Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że chcąc osiągnąć coś w życiu można  to zrobić na dwa sposoby: trudniejszy i łatwiejszy. Jeśli jechalibyście samochodem na wakacje to wybralibyście drogę pełną dziur, długą i brzydką czy gładziutką, krótką i ładną? Właśnie.

Każdy kto chce zrobić cokolwiek musi się do tego przygotować. Obojętnie czy saper rozbraja bombę, czy bokser wchodzi na ring, czy pokerzysta zasiada do stołu. Wszyscy powinni podchodzić do tego na zasadzie „rozpierdolę Was wszystkich”. No, może jeśli chodzi o sapera to nienajtrafniejsze sformułowanie, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi.

Jeśli ja bym miał podjąć takie pokerowe wyzwanie podjąłbym się go ale wkładając w to tyle profesjonalizmu i zaangażowania ile bym tylko mógł. Opracowałbym sobie plan w jakie dni będę grał i w jakich godzinach, najprawdopodobniej zacząłbym odpowiednio się odżywiać i zaczął się trochę ruszać między sesjami. Zrezygnowałbym z oglądania TV i raczej przerzucił się na radio albo w ogóle zrezygnował ze wszystkich rozpraszaczy i skupił się na samej grze. Na pewno często przeglądałbym rozdania z HM w celach analizy i poprawiałbym swoją grę tworząc różne scenariusze rozegrania danej ręki aż wybrałbym ten najlepszy po czym zanotował sobie jak to w przyszłości rozgrywać. Pewnie wyglądałoby to tak, że grałbym 2 razy po 2 sześciostolikowe sesje dziennie przez 5 dni w tygodniu (ok. 500 turniejów/msc) tak aby mieć jakąś tam próbkę a w weekendy analizowałbym swoją grę i poprawiał rzecz jasna. Powiedzmy co dwa miesiące (czyli co 1000 turniejów) obserowałbym jak moje ROI wypierdziela w górę jak kosmiczna rakieta i przebija się przez nieboskłon.

2) Zaprogramowanie umysłu – czyli przez chwile będzie trudniej.

Zaprogramowanie umysłu to coś, co powinniśmy zrobić koniecznie przed praktycznym podjęciem wyzwania. Warto przygotować się na pewne wyrzeczenia i trud związany z dążeniem do celu. Powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że będziemy grać praktycznie codziennie i to już nie będzie tak, że „jak mi się będzie chciało to pogram a jak nie to nie”. Nie. Mamy rozegrać określoną liczbę turniejów i mamy przeznaczyć ileś czasu na analizę gry. Koniec. Nie ma żadnego „ale”.

Równocześnie powinniśmy przewidzieć jakie konsekwencje są z tym związane, czyli w tym przypadku np. to, że nie będziemy mieli czasu poczytać książki, obejrzeć filmu o 20:00 czy nawet spędzić czasu z bliskimi jak to robimy prawie codziennie. Będzie trudniej, ale gdyby było łatwo to każdy osiągnąłby swój cel i został wygrywającym graczem. Należy pamiętać, że ten stan rzeczy potrwa jakiś określony czas, a potem będzie już normalnie.

3) Odpowiedzialność za słowa – czyli ja Wam jeszcze pokażę!

Jeśli zdecydujemy się już na to, że zaczniemy realizować swój cel wykrzyczmy o tym całemu światu. Pochwalmy się znajomym „Mam zamiar w pół roku zacząć wygrywać na tych stawkach. Zobaczycie, uda mi się.” Niektórzy Was wyśmieją, ale myślę, że większość jednak wesprze i da swoisty kredyt zaufania – „a może jednak mu się uda?”. To będzie taki bat na nas, bo jeśli będziemy chcieli zrezygnować z osiągnięcia naszego celu, to skompromitujemy się przed znajomymi a nasze słowo będzie dla nich gówno warte, ale za to jak się uda…

4) Personalizacja realizacji – czyli zrobię to po swojemu.

Doszedłem do wniosku, że bardzo dużą krzywdą jaką można sobie wyrządzić jest próbowanie osiągnięcia celu w taki sposób jak zrobili to inni. Błąd. Każdy z nas jest inny i nie możemy generalizować pewnych rzeczy. Dla jednego odpowiednia ilość stołów do nauki to 2 a dla drugiego 8. Dla jednego optymalny czas gry to 2 godziny, dla drugiego 4. Każdy z nas jest inny a Ty powinieneś opracować swój własny plan i swój cel osiągnąć po swojemu jedynie w oparciu o rady innych. Należy pamiętać o tym, że To my i tylko my będziemy w stanie opracować sobie najlepszy dla nas plan działania.

5) Samozaparcie – czyli dopnę swego choćbym miał się obsrać.

Aby osiągać cele trzeba być fajterem. Czy to ma się od urodzenia? Czy można się tego nauczyć? Nie wiem. Wiem, że trzeba mieć cechę która powoduje, że jak bokser dostanie na ringu w mordę to się podniesie i zaatakuje jeszcze mocniej a to wszystko będzie spowodowane efektem „co mnie nie zabije to mnie wzmocni” i „z każdą porażką czuję się silniejszy”. Bokser podniesie się i zmasakruje swojego przeciwnika a Ty po kolejnej porażce będziesz grał dalej i jeszcze dokładniej będziesz analizował swoją grę żeby przy kolejnym spotkaniu zabrać wszystkie żetony temu przeciwnikowi, który Cię dziś ograł a pozostali gracze siedzący przy stole pod wpływem Twojego pięknego rozegrania będą pisali „GG” i „WOW”.

6) Porażka – czyli o kolejny krok bliżej zwycięstwa.

I na koniec chyba mój ulubiony punkt i kwintesencja całego wpisu: Porażka. Podstawowym powodem tego, że jest tak mało dobrych pokerzystów, jest porażka. Grasz, źle przegrywasz – bo grasz źle, grasz dobrze – przegrywasz, bo masz bad beata, grasz dobrze – przegrywasz, nie masz już bad beata, ale masz wariancję. Ile można znosić porażki? Do skutku. Pamiętajcie, że każda porażka jest tylko kolejnym krokiem do osiągnięcia celu i wiecie co? Porażka jest największym krokiem dlatego, że jeśli się podniesiecie i zaczniecie od nowa to będzie już dużo łatwiej, bo będziecie bogatsi o jakże ważne doświadczenie. To tak jak z przechodzeniem jakiejś gry. Czy po pierwszej śmierci na którymś levelu w strzelance FPP wyrzucacie grę za okno? Nie bo już wiecie, że tam, o właśnie w tym oknie jest snajper i teraz to Wy go pierwsi cykniecie.

!) Szybki strzał – czyli metoda szokowa osiągania celu.

Szybki strzał to metoda, którą sam wymyśliłem. Niestety w pokerze nie ma ona chyba zastosowania, albo może inaczej – ma ale nie bezpośrednie. Chodzi tutaj o to, żeby dany cel osiągnąć w maksymalnie krótkim czasie, czyli jeśli chodzi o to nasze pokerowe wyzwanie powiedzmy w pół roku. Wyjaśnię może o co chodzi na przykładzie odchudzania. Zamiast pierdolić się z dietą 1800 kcal postanowiłem nie katować się dwa lata chcąc schudnąć 17 kg tylko stworzyłem sobie dietę 800 kcal i postanowiłem, że schudnę w maksymalnie 3 miesiące. Taka dieta była jednocześnie w miarę zdrowa a z drugiej strony dawała mi świadomość tego, że w miarę szybko przestanę się wyrzekać różnych rzeczy i w chyba najłatwiejszy sposób dla mnie osiągnę swój cel, ale o tym może w kolejnym odcinku bloga… jeśli chcecie przepis na rzucenie paru kilogramów rzecz jasna 🙂

***

Co do pora… Napisałem, że Wiśniewski wiedział jak wygląda por bo chciałem podkreślić jego wyjątkowość. Który z Was Panowie w wieku 12 lat wiedział jak wygląda por, tuja albo kolor seledynowy? Celowo piszę „Panowie”, bo Panie to zupełnie inna bajka. Tutaj serdecznie pozdrawiam Talishę 🙂 i namawiam inne Panie do pisania blogów.

Poprzedni artykułStatystyka jak podstawa pokerowej egzystencji
Następny artykułScavenger Hunt

6 KOMENTARZE

  1. Witaj, i właśnie tego się obawiałem.

    Jestem przeziębiony, nie wygrałem 10k$ w sitgo challange, bo mało grałem (choroba) a teraz jako rodzynek 800 kcal. Nic tylko się pochlastać. Idę wypić herbatę z nalewką i do wyra.

    Podziwiam jak twój umysł pracuje przy 800kcal? Ja przy 800kcal już drugiego dnia bym potrzebował kroplówki.

    P.S.: Wiesz jak wyglądała moja facjata jak przeczytałem 800 kcal? ….. Wyglądałem jak Bundy na twoim zdjęciu(avatarze).

    pozdrawiam

    • Aha pisz ten artykuł o twojej diecie. Zamiast oglądać jakiś horror poczytam sobie o tej diecie.

    • przy czym jeśli dla Ciebie to działa to ok. Bo wiesz, ja też schudłem 14 kg w 3 miesiące, ale do pokera to się ma jak pięść do nosa.

    • Jeśli chodzi o pokera to rzeczywiście zdobycie danej umiejętności w maksymalnie krótkim czasie jest trochę niewłaściwym myśleniem, chociaż tutaj przez pojęcie „maksymalnie najkrótszy czas” nie rozumiałbym tego, żeby zrobić coś szybko i niedbale, ale po prostu przyjąć sobie jakieś realne ramy czasowe, które spowodują, że nauczenie się tego nie rozwlecze się czasie i nie zostanie ukończone.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.