O literaturze i życiu

4

Dzisiaj będzie o turnieju specjalnym a dalej wpis literacki.

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę o turnieju specjalnym, dwudniowym w Hiltonie, dzień 1A w zamierzeniu dla graczy z Warszawy, 1B z Polski, 400+20, 2nd chance 7 poziomów, stack 30 000 blindy 30 minut. I to podobno już dziś!

Piszę podobno, bo dawno mnie tam nie było, zajrzę i zobaczę, może jest zwrot podatku (rozliczenie w cyklu miesięcznym). Ale dla mnie na wpisowe nie starczy 😉

Dalej będzie już literacko – mój własny tekst, nie cytat, hejterzy nie czytać :p

Oko proroka

Szedłem sobie trasą łazienkowską, wracając do domu. To znaczy szedłem spacerowym deptakiem nad tunelem trasy łazienkowskiej. I na wysokości Alei Niepodległości spotkałem młodych ludzi  zachęcających do udziału w wyborach. To znaczy w rosyjskich wyborach – odbywających się w Warszawie. I otwartych dla Polaków.

Chwilę później spotkałem dwóch Rosjan, pracujących w jakimś biurze przy Krzywickiego, jeden z nich szedł właśnie wziąć udział w tych wyborach. Okazało się, że Polacy chętni do udziału powinni zgłosić się po raz pierwszy wcześniej (jakiś tydzień temu?) – może zarejestrować się, czy dopisać do list. Postanowiłem mu towarzyszyć, rozeznać sytuację, a może „polskim sposobem” dopisać się w ostatniej chwili.

Miło sobie rozmawialiśmy mieszaniną językową: każdy mówił swoim, ale rozumieliśmy się. Lokal komisji mieścił się w dużej, przestronnej willi na Krzyckiego, obok parku, ustaliliśmy, że po wejściu Wasia pobierze karty a ja zobaczę z czym to jeść i zdecyduję później. On dostał cały plik kart formatu A4 z wypisanymi nazwiskami i kwadracikami, ale musiał też dobrać arkusze samoprzylepne ze znaczkami do głosowania – dopiero nalepiając znaczek obok nazwiska kandydata oddawał na niego swój głos. Po odebraniu kart w sali ogólnej przeszliśmy do wąskiego korytarza, gdzie na długim stole leżały te karty-znaczki.

Najpierw można było wziąć karty proputinowskie, potem prokremlowskie (chyba znowu jakaś zmiana na szczytach władzy, aby wszystko zostało jak być powinno) dalej rzuciła mi się w oczy jedyna karta znaczków z polskimi napisami. To była karta partii „Swoboda” na znaczkach mieliśmy dwóch piechurów przed czołgiem t-34 – takie braterstwo broni z pomników peerelu i produkcji mosfilmu. Wziąłem kartę do ręki i… odłożyłem na miejsce, gdy zorientowałem się, że to partia nacjonalistów od Żyrynowskiego. Niezłe braterstwo, nieprawdaż?

Dopiero na końcu były znaczki partii tego szachisty (startował z jakimś drugim szachistą, chyba Gruzinem).

Wasia poszedł na drugi koniec sali ogólnej, przywitał się z kolegami, również przybyłymi spełnić ten „zaszczytny obowiązek”, a ja zacząłem przeglądać płachty materiałów informacyjnych. Okazało się, że na kartach do głosowania były tylko imiona i nazwiska w układzie alfabetycznym. Kart było dużo, bo nazwiska nie mogły się powtarzać. Każdy Petr Czaadaev (dla przykładu lotnik i pisarz) musieli być na odrębnych kartach – a głosujący dokleił im znaczki. A jeśli do obu dokleił znaczek tej samej partii, to gościu dostał dwa głosy! W końcu ten drugi nie musiał startować, korzystając z popularności skoczka… Wot, demokracja!

No, ale przecież można by dopisać otczestwo i jeszcze… tu chciałem powiedzieć „zawód”, ale przypomniałem sobie dowcip ze szkoły:

Kak tiebia zawut?

Menia zawut sliesar 😉

U nich to znaczy co innego, ale nie pamiętałem konstrukcji pytania o zawód.

Nie szkodzi, miłe ładne dziewczyny patrzyły na mnie uśmiechając się. I tylko w ich oczach malowało się wielkie zdziwienie – kto by pozwolił sobie na reformę prawa wyborczego? I to tak rewolucyjną! Ale z zaciekawieniem spoglądały na rewolucjonistę.

Wasia po spełnieniu powinności znikł, a ja pilnie studiowałem te karty, próbując zrozumieć mechanizm liczenia głosów. Targały mną sprzeczne uczucia: brać czy nie brać (udziału w wyborach)?

Jako Polak mógłbym traktować te wybory jak te europejskie, przymusu nie ma. Nie wiedziałem tylko, czy raz się zarejestrowawszy, moje dane wyślą do Moskwy, czy będę musiał brać udział stale? A co będzie gdy jednak wejdą? Wtedy będę musiał brać udział w referendum zjednoczeniowym – bo moje dane w Moskwie, itp.

Dylemat rozwiązał się sam, nagle w pomieszczeniu komisji zapadł zmierzch, nie mogłem już nic odczytać z płachty. Trzeba było się zbierać do domu.


I wtedy się obudziłem. 10 minut przed budzikiem.

Najpierw wyjaśniłem problem językowy. Obudzona żona, na zadane znienacka pytanie:

Kak tiebia zawut?

Odpowiedziała:

Menia zawut Katia.

A sliesar? Odpowiedziała nieco zdziwiona:

Kiem ty rabotajesz?

No, tu mój skołatany umysł znalazł chwilowe ukojenie.


Dalej: czytam o tym, co dzieje się na Ukrainie, co jakiś czas też znajduję „wrzutkę”: wejdą czy nie wejdą (w 2 dni do Warszawy). Wiem z historii (z książek podziemnych i londyńskich, bo w moich czasach tego w szkole nie uczyli), że po 17 września i inwazji sowieckiej na ziemie wschodnie Rzeczypospolitej odbyły się „referenda” przyłączeniowe Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy do Związku Sowieckiego, tylko skąd mój śniący umysł wymyślił takie precyzyjne, realistyczne bzdury – współczesne koszmary?

Ani chybi, sam nie byłem w stanie. Po prostu we śnie mój umysł nawiązał kontakt z jakimś głębszym i szerszym umysłem, podłączył się do niego i zaczerpnął trochę wymyślnych obrazów. Tylko co to był za umysł?

Sądzę, że pogrążona w letargu zbiorowa mądrość Komitetu Centralnego KPZR.

Tylko, co my zrobimy, gdy ten moloch zbudzi się z letargu?

Pozostanie nam tylko nucić nieco zmienioną piosenkę Okudżawy:

My tak wam wierili towariszcz PUTIN kak możet by't nie wierili siebie

Pozdrawiam

przebudzony pecey

Poprzedni artykuł„OweLAK” wygrywa Gramy z PokerTexas na PokerStars
Następny artykułKlub blogera – edycja październik 2014

4 KOMENTARZE

  1. ale gniot. Zmarnowalem pare minut na czytanie tych bzdur tylko po to zeby dowiedziec sie ze to sa jakies twoje koszmary senne. Minus i wiecej na tego bloga nie zajrze

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.