November Nine – Czyja wygrana dobra, a czyja zła dla pokera?

1

Co roku strona Wicked Chops Poker w nieco żartobliwy sposób ocenia czyja wygrana na WSOP Main Event byłaby dobra dla pokera, czyja zła, a czyja byłaby zupełnie nieistotna.

W tym roku przed właściwą oceną finalistów autorzy tego zestawienia przygotowali listę finałów z minionych lat. Wniosek z niej płynący jest dość zaskakujący – to co daje pokerowi największy pozytywny wpływ i przełożenie na medialny szum to wygrywający amator z ciekawą historią za sobą. Jest to zaskakujące bowiem wydawać by się mogło, że  najlepsza dla pokera powinna być wygrana uznanego zawodowca, który swoim triumfem potwierdzi, że poker to gra umiejętności.

Jak to więc wyglądało w minionych latach?

  • 2003 – Wygrywa amator Chris Moneymaker i pozytywnego wpływu tej wygranej na świat pokera w zasadzie nie trzeba tłumaczyć.
  • 2004 – Greg Raymer. Wtedy to był kolejny amator, który w finale pokonał tak świetnych zawodowców jak Dan Harrington i Josh Arieh. Jak się potem okazało również wygrana Raymera była świetną reklamą pokera.
  • 2005 – Joe Hachem. Być może z punktu widzenia pokera na świecie Hachem nie stał się jakimś wielkim ambasadorem pokera. Jednak jego wygrana bardzo mocno przysłużyła się do pokerowego boomu w Australii.
  • 2006 – Jamie Gold. Największy w historii finał i co by nie mówić o kolejnym pokerowym amatorze to jego wygrana dała pokerowi sporo medialnego szumu. Co prawda Gold nie zawsze prezentowany był w pozytywnym świetle, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, że jego wygrana była dla pokera po prostu zła.
  • 2007 – Jerry Yang. Kolejny triumf amatora, ale w 2007 roku mieliśmy do czynienia z jednym z najnudniejszych, jeśli chodzi o osobowości finałów. Jedyna postać warta zapamiętania to szalejący w dziwnych pozach Hevad Khan.
  • 2008 – Peter Eastgate. W turnieju triumfował zawodowy gracz z Danii, ale najwięcej szumu robiła osoba amatora Dennisa Phillipsa. Duża ilość głośnych kibiców i ciekawa osobowość to było to co charakteryzowało Phillipsa, który ostatecznie zajął 3 miejsce. Był to też pierwszy Main Event WSOP z odroczonym finałem.
  • 2009 – Joe Cada. Zwycięzca tego finału pozostał w cieniu dwóch wielkich osobowości. Gigantyczne zainteresowanie wzbudzał oczywiście Phil Ivey, ale też nie mniejsze zainteresowanie towarzyszyło totalnemu amatorowi Darvinowi Moonowi, który turniej zakończył na 2 miejscu.
  • 2010 – Jonathan Duhamel. Prawie cały stół finałowy składał się z zawodowców, czy to związanych z pokerem live czy w większości z pokerem online. Ciekawą osobowością był Michael Mizrachi, jednak daleko było mu do takiej popularności jaką mogli rok wcześniej pochwalić się Ivey i Moon.
  • 2011 – Pius Heinz. Z punktu widzenia globalnej popularności finał masakra. Pius Heinz, Martin Staszko i cała reszta. Kto dzisiaj o nich pamięta?
  • 2012 – Greg Merson. Greg Merson był ciekawą historią, ale tylko wewnątrz pokerowego środowiska. Miniony rok mógł dać pokerowi gigantyczne zainteresowanie, jednak 10 i 11 miejsca dwóch pań (Gaelle Baumann i Elisabeth Hille) spowodowały, że był to kolejny finał bez ciekawej historii.

Ciekawostką jest fakt, że w ostatnich trzech latach członkami finałów byli tylko zawodowi gracze i trudno było wskazać amatora, czy też po prostu słabego gracza. Jeśli spojrzymy na ostatnie lata to ostatnimi turniejami które wzbudziły bardzo duże zainteresowanie były turnieje z lat: 2009 (Phil Ivey i najciekawszy amator od czasów Moneymakera, czyli Darvin Moon), 2006 (ekscentryczny amator Jamie Gold i rekordowa frekwencja) oraz 2004 (ciekawa osobowość Grega Raymera i ponowny finał Dana Harringtona). Wygląda więc na to, że do tego, aby finał WSOP okazał się dużym sukcesem potrzebny jest zarówno niezły zawodowiec, ale przede wszystkim pokerowy amator z ciekawą historią. Czy w tym roku jest szansa na taki mix?

Czyja wygrana byłaby więc dobra dla pokera, czyja zła, a czyja nic by nie zmieniła?

Dobre dla pokera

  • JC Tran – Być może nie jest to wielka osobowość, ale utytułowany zawodowiec z wieloma latami sukcesów to z pewnością właściwy kandydat na pokerowego mistrza świata. Jego wygrana na pewno byłaby dobra dla pokera, chociaż zapewne nie odbiłaby się wielkim echem poza pokerowym światem.
  • Jay Farber – To jest właśnie ten element stołu finałowego, którego brakowało w ostatnich trzech latach. Pokerowy amator, a przy okazji organizator imprez dla VIP-ów w Las Vegas. Niesamowicie otwarta osobowość i człowiek, który w świetle kamer czuje się jak ryba w wodzie. Być może to właśnie jego wygrana spowodowałaby największy szum w poza pokerowych mediach.
  • Mark Newhouse – Wielki sukces kilka lat temu, potem wiele lat pokerowego i życiowego zagubienia i w końcu stół finałowy WSOP Main Event. Już tylko to powoduje, że za Newhousem stoi ciekawa, pokerowa historia. Plotki są jeszcze ciekawsze – Newhouse podobno potrzebuje wygranej na WSOP Main Event, aby wyjść na zero z „make-upa” za stake'owanie. Jakby tego było mało, podobno większość pieniędzy Newhouse jest winny Chino Rheemowi, który z kolei jest winny pieniądze sporej części zawodowców. Jeśli te plotki okażą się prawdą to Newhousowi może kibicować bardzo liczne grono znanych zawodowców, którzy będą liczyli na zwrot pieniędzy.
  • David Benefield – Przypomnijmy, że Benefield lepiej jest niektórym znany pod nickiem „Raptor” i jest jedną z największych legend pokera online. Inteligentny, wygadany, przystojny i młody to może być medialny ideał pokerowego mistrza świata. Dodatkowo Benefield mógłby być przedstawiany jako „mistrz gry online, który został zwycięzcą WSOP Main Event” co też z pewnością przysłużyłoby się popularyzacji pokera.

Złe i nieistotne dla pokera

W tej kategorii znajdują się gracze, których wygrana niekoniecznie byłaby zła dla pokera w sensie negatywnego wpływu. Chodzi raczej o to, że wygrana poniższych zawodników raczej nikogo poza ich najbliższymi znajomymi by nie zainteresowała. Nie byliby oni zapraszani do telewizyjnych show, a ich twarze na pewno nie znalazłyby się na okładkach nie-pokerowych magazynów.

  • Sylvain Loosi – Europejczyk, a wygrane gracze z naszego kontynentu ostatnio nie zostały spożytkowane w jakiś super pozytywny sposób. O ile jeszcze Peter Eastgate był jako takim ambasadorem pokera, to Pius Heinz całkowicie unikał mediów. Podobnie mogłoby być z Francuzem, tym bardziej, że francuski rynek pokerowy jest rynkiem zamkniętym.
  • Michiel Brummelhuis – podobne jak w przypadku Francuza. Niewiele wskazuje na to, żeby Holender mógł zostać globalną gwiazdą pokera i jego sukces zapewne odbiłby się pozytywnym echem tylko w niewielkim kraju jakim jest Holandia.
  • Marc McLaughlin – Kolejna dosyć anonimowa postać. Dodatkowo jak piszą dziennikarze Wicked Chops Poker „On nie jest Amerykaninem, a dodatkowo jest francuskim Kanadyjczykiem, którego nie lubią nawet Kanadyjczycy”. Już trochę bardziej poważnie możemy dodać, że całkiem niedawno na WSOP zwyciężył francuski Kanadyjczyk (Jonathan Duhamel) więc teraz czas na kogoś innego.
  • Ryan Riess – Całkowicie anonimowa postać, za którą przemawia tylko to, że w połączeniu ze swoim nazwiskiem mógłby mieć ciekawy medialnie przydomek (Riess the Beast).
  • Amir Lehavot – Ma na swoim koncie bransoletkę WSOP, ale to wszystko co można o nim powiedzieć. Dodatkowo zupełnie nie sprawia wrażenia osoby, która mogłaby stać się gwiazdą mediów.

Na podstawie – „The Annual Good, Bad, and Meh for Poker Post” – www.wickedchopspoker.com

Poprzedni artykułNastępne 48 godzin
Następny artykułBułgarzy skutecznie blokują

1 KOMENTARZ

  1. „2005 – Joe Hachem. Być może z punktu widzenia pokera na świecie Hachem nie stał się jakimś wielkim ambasadorem pokera.” Jeśli sądzisz, że Joe Hachem nie był wielkim ambasadorem pokera, to się mylisz. Joe zrobił dużo pracy. I to ciężkiej pracy w celu popularyzacji pokera. I za to mu dziękujemy.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.