W listopadzie zeszłego roku Niall Farrell okazał się najlepszy w High Rollerze podczas WSOPE, dzięki czemu został ósmym graczem w historii, który może pochwalić się pokerową potrójną koroną (zwycięstwa w eventach z serii WSOP, WPT i EPT). W udzielonym niedawno wywiadzie Szkot opowiedział nie tylko o tym sukcesie, ale i o całej swojej karcianej karierze. Zapraszamy!
– Od niedawna możesz pochwalić się pokerową potrójną koroną. Czy to dla Ciebie ważne osiągnięcie?
– Tak, jak najbardziej. Kiedy wygrałem EPT na Malcie, zacząłem również brać udział w turniejach z serii WPT i, oczywiście, stwierdziłem, że fajnie byłoby wygrać. Poza tym Jake Cody miał już wówczas potrójną koronę, więc nie mogłem być gorszy! Na szczęście, wygrałem już jeden z pierwszych eventów WPT, do którego się zapisałem (w Punta Cana). W listopadzie zdobyłem też bransoletkę WSOP dzięki zwycięstwie w Rozvadovie. Wcześniej miałem już na swoim koncie kilka stołów finałowych na WSOP, a raz byłem drugi, więc zdobycie bransoletki było naprawdę świetnym uczuciem.
– W pokerowym światku znany jesteś ze swojej rozrywkowości. Jak świętowałeś to osiagnięcie?
– Cóż, imprezowaliśmy wprawdzie tak bardzo, jak to możliwe, ale byliśmy w Rozvadovie, więc nie robiliśmy niczego szalonego. Po prostu poszliśmy do baru z Ludoviciem Jonsenem i Chrisem Moormanem. Następnego dnia startował Main Event, więc nie mogliśmy przesadzać. O czwartej nad ranem byliśmy już w domu.
– Dlaczego tak bardzo kochasz pokera?
– Przede wszystkim kocham wolność, którą poker mi zapewnia. Nie lubię, gdy ktoś mówi mi, co mam robić. Posiadanie szefa, czy kogoś w tym rodzaju, w moim przypadku po prostu się nie sprawdza. Uwielbiam wolność wynikającą z pracy dla samego siebie, z wyznaczania swoich własnych godzin. Kocham również rywalizację, która jest przecież ważnym aspektem związanym z pokerem.
– Co mógłbyś doradzić ludziom, którzy chcieliby pójść w Twoje ślady?
– Na pewno pomaga bycie szczęściarzem! Świetną sprawą dla początkujących graczy jest to, że mogą skorzystać z wielu informacji dostępnych online czy dobrych stron szkoleniowych. Większość profesjonalistów ma bardzo uzależniającą osobowość; jeśli już do czegoś podchodzą, zatapiają się w tym w stu procentach. Poker staje się ważną częścią życia – nieustająco chcesz się go uczyć i ciężko pracować. Wielu graczy powtarza, że nie chcą namawiać innych do grania w pokera, postrzegają go jako hazard. Ale ja mam do tego inne podejście: jeśli naprawdę tego chcesz, powinieneś przynajmniej spróbować.
– Jaka jest najlepsza decyzja, którą podjąłeś w trakcie swojej kariery?
– Pobieranie płatnych lekcji szkoleniowych. Myślę, że jeśli wydajesz pieniądze na trening jeden na jednego z kimś, kto jest naprawdę dobrym trenerem, zdecydowanie przyspieszasz proces rozwoju. To bardzo ważne. Trudno samemu zrobić ten kluczowy krok, więc jeśli możesz skorzystać z pomocy innych, powinieneś to zrobić. Przez lata miałem wielu coachów, choćby Davida Randalla, profesjonalistę ze średnich stawek – obecnie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Na potrzeby wyższych stawek, dostałem kilka lekcji od Dana Smitha. Mamy ze sobą wiele wspólnego, więc było to świetne doświadczenie. Bardzo ważne jest także posiadanie grupy przyjaciół, z którymi możesz porozmawiać o pokerze i podzielić się swoimi przemyśleniami.
– Jaka jest Twoja największa pokerowa słabość?
– Jest ich kilka. Powiedziałbym, że moja etyka pracy nie jest, delikatnie mówiąc, oszałamiająca. Powinienem bardziej się postarać. Miałem jednak w swojej karierze dużo szczęścia i wiele rzeczy przychodziło mi z łatwością. Prawdopodobnie wpłynęło to na mój stosunek do pracy.
Moją kolejną słabością są momenty, w których tracę koncentrację i nie gram na miarę możliwości. Zbyt rzadko prezentuję swoją A game. To problem mentalny, nad którym powinienem popracować. To kwestia odpowiedniego skupienia. Gdybym, przykładowo, cztery lata temu grał w turnieju za 1000$ czy 2000$, podchodziłbym do niego bardzo poważnie. Ale teraz często mówię sam do siebie: „Och, może najpierw wypiję kilka piw?”. Jeśli kumple odpadną z danego turnieju i pójdą w jakieś fajne miejsce, kusi mnie, żeby iść z nimi – zaczynam wówczas grać nieco szalonego pokera.
– Online grasz pod pseudonimem Firaldo. Czy wciąż dużo czasu spędzasz przy wirtualnych stołach?
– Nie bardzo. Biorę jedynie udział w dużych festiwalach typu SCOOP. Kiedyś grałem cztery czy pięć dni w tygodniu – naprawdę ostro grindowałem. Gry online są teraz dużo mniejsze, choć ostatnio sporo się w tej kwestii zmienia. Bardzo podoba mi się na przykład nowy harmonogram PartyPoker.
Poker online po prostu nie sprawia mi już tyle radości, co kiedyś; zdecydowanie trudniej o odpowiednią motywację. Poza tym – gry stały się dużo trudniejsze. Niegdyś można było wygrywać 200.000$/300.000$ rocznie nawet nie będąc świetnym graczem – teraz to już raczej niemożliwe.
– Jak dobierasz swój harmonogram gier na żywo? Jak decydujesz, które turnieje mają największą wartość?
– To się po prostu wie. Weźmy na przykład Barcelonę. Wiadomo, że będzie to ogromne wydarzenie, w którym weźmie udział wielu ludzi. Jeśli twoje pokerowe umiejętności są powyżej średniej, większość graczy w stawce będzie od ciebie słabsza. Im większa wprawa, tym łatwiej rozpoznać tego typu miejsca. Ale ja nie myślę wyłącznie o wartości – myślę również w kategoriach fajnych miejsc, które chciałbym odwiedzić. Choć z własnego doświadczenia wiem, że wiele dobrych turniejów, takich jak te w Barcelonie czy Pradze, jednocześnie odbywa się w świetnych miastach, więc można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Jakie były Twoje największe słabości na początku pokerowej kariery?
– Kiedy zaczynałem grać profesjonalnie, miałem silną awersję do pasowania. W latach 2011/2012 byłem naprawdę szalony. Grałem zdecydowanie zbyt agresywnie i luźno. Do dzisiaj pamiętam pewne rozdanie. Trafiłem na stół finałowy turnieju online za 100$, miałem ogromną przewagę nad resztą stawki. Turniej jednak skończyłem ostatecznie na dziewiątym miejscu, a zrujnowała mnie ręka, w której zagrałem 6-bet all-ina z T6o. Rywal miał asy. Kiedy byłem młodszy, robiłem wiele tego typu głupich rzeczy. Ale teraz jestem już staruszkiem, więc gram tight!
– Jak obecnie pracujesz nad swoją grą?
– Jeszcze do niedawna zwykłem rozmawiać z graczami, których uważałem za lepszych od siebie. Omawialiśmy rozdania, dyskutowaliśmy o teorii gier… Teraz korzystam głównie z kalkulatorów i solverów, przeprowadzam symulacje, by popracować nad swoją strategią. To przede wszystkim praca z cyferkami. Nie brakuje pomocnych programów. Poza tym, im więcej grasz, tym lepiej rozpoznajesz różne spoty i zaczynasz rozumieć tendencje różnych graczy. Jeśli dany gracz robi A, to wzrasta prawdopodobieństwo, że zrobi również B i C. To przychodzi wraz z doświadczeniem. Wykorzystuję te tendencje do eksploatacji różnych graczy.
– Kogo zaliczyłbyś do grona najlepszych obecnie pokerzystów turniejowych?
– Powiedziałbym, że jest 20-25 naprawdę doskonałych pokerzystów. Na przykład Fedor Holz; zawsze ciężko grać przeciwko niemu. Poza tym Adrian Mateos, Steve O’Dwyer, Nick Petrangelo, Dominik Nitsche, Christoph Vogelsang, generalnie większość pokerzystów z Niemiec, Daniel Dvoress. Wszyscy oni to doskonali pokerzyści, a gra przeciwko nim nie należy do najłatwiejszych. Lubię myśleć, że i ja od nich nie odstaję!
– Tak naprawdę mógłbyś już zakończyć swoją pokerową karierę. Co sprawia, że nadal masz motywację, która pcha Cię przed pokerowe stoły?
– Wciąż odczuwam frajdę z podróżowania po różnych turniejach, spotykania ludzi, zawierania nowych przyjaźni. To miłe uczucie, kiedy finansowo idzie ci na tyle dobrze, że możesz pomóc swoim przyjaciołom i rodzinie. To bardzo przyjemny styl życia. Podróżuję i poznaję świetnych, rozrywkowych ludzi – czego tu nie lubić!
– Jaki jest Twój następny pokerowy cel?
– Chciałbym zakończyć rok na pierwszym miejscu rankingu GPI; do tej pory moim najlepszym wynikiem było miejsce dziewiąte. Ale zdaje sobie sprawę, jak trudne jest to zadanie. Gdy wcześniej przeprowadzałem atak na pierwszą pozycję, bardzo męczyły mnie nieustanne podróże na turnieje.
Chciałbym również wygrać któryś z eventów organizowanych przez PartyPoker – to nowy tour, co czyni go dużo bardziej ekscytującym. Może dzięki temu miałbym poczwórną pokerową koronę… Nie wiem! Mówiąc ogólniej, chciałbym nie zaniedbywać pokerowej nauki i nie stać się zbyt leniwym.
– Rozmawialiśmy już o tym, że lubisz imprezować. Jak udaje Ci się połączyć to z graniem na najwyższym poziomie?
– Po prostu musisz odpowiednio sporządzić swój plan zajęć. Być może zabrzmię nieco arogancko, ale mogę imprezować przed Main Eventem EPT czy małymi turniejami, mieć kaca, grać swoją C Game i wciąż być lepszym, niż ktokolwiek przy moim stole. Powtórzę: brzmi to może arogancko, ale jest tam wielu rekreacyjnych graczy i nawet skacowany profesjonalista poradzi sobie znacznie lepiej, niż skoncentrowany amator. W dodatku mam spore doświadczenie z graniem po imprezach, więc radzę sobie z tym lepiej od wielu innych!
– Więc co byś poradził ludziom, którzy grają świeżo po imprezie?
– Kiedy wracasz z imprezy, wypij cztery szklanki wody. Zmuś się, by wstać na godzinę przed startem turnieju, weź zimny prysznic, spójrz w lustro, przeprowadź szybką analizę swoich wyborów życiowych… i jesteś gotowy!
– Jeśli miałbyś wskazać najbardziej emocjonalny moment swojej pokerowej kariery, który byś wybrał?
– To trudne pytanie. Tak naprawdę nie jestem specjalnie uczuciowy po wygraniu czegokolwiek. Nie zrozumcie mnie źle – zawsze się cieszę, ale po prostu specjalnie się tym nie ekscytuję. Szczerze mówiąc, jeśli miałbym wskazać najbardziej emocjonalny moment, wybrałbym mój pierwszy 4-cyfrowy wynik online. Wygrałem 2.000$ w turnieju rebuy z wpisowym 5$. To było osiem czy dziewięć lat temu. Świętowałem razem z braćmi i przyjaciółmi.
– Świat pokera może być bardzo trudny, niekiedy nawet depresyjny. Jak udaje Ci się zachować uśmiech na twarzy?
– Przede wszystkim ciężko zachować odpowiednią równowagę. Jeśli czujesz, że nie masz ochoty na grę, po prostu nie graj, zrób sobie przerwę. Spróbuj pojechać do miejsc, które cię uszczęśliwiają. Jeśli uszczęśliwia cię słońce, pojedź na turniej w jakimś słonecznym miejscu. Jeśli masz do wyboru trudniejszy turniej na Karaibach i nieco łatwiejszy turniej gdzieś w Rosji, po prostu wybierz słońce. Nie wszystko kręci się wokół EV. Życiowa równowaga również jest bardzo ważna. Znajdź grupę ludzi, która sprawi, że pokerowe podróże staną się dużo przyjemniejsze. Fajne miejsca, dobrzy ludzie – to pomoże w odpowiednim balansie.
– Jak w kilku słowach opisałbyś pokerzystów?
– Bystre leniuchy i hazardziści!
– Co myślisz o pokerowej sławie? Czy bycie popularnym miało dla Ciebie jakiekolwiek znaczenie?
– Niespecjalnie. Po prostu staram się być miłą osobą. Zakładam, że jeśli szanujesz innych ludzi, oni będą szanować ciebie. Z kolei popularność nie jest ważna. Chodzi przede wszystkim o bycie towarzyskim – o nawiązywanie znajomości, o dobrą zabawę.
– Z którymi ludźmi z pokerowej społeczności utrzymujesz najlepszy kontakt?
– Jest ich wielu! Kocham gości z Wielkiej Brytanii: Ludovica Jonsena, Jamesa Ramseya, Jake’a Codiego, Sama Graftona, Chrisa Moormana, Craiga McCorkella, Toby Lewisa. Dużo czasu spędzam również w towarzystwie Niemców, ale załoga brytyjska to moi najlepsi przyjaciele. Dużo razem podróżujemy i wiele nas łączy.
– Jak będzie wyglądał Twój harmonogram podczas kolejnego WSOP?
– Podróże do Las Vegas zawsze sprawiają mi wielką frajdę, więc będę tam przez cały festiwal. Zagram w każdym turnieju w odmianie no-limit hold’em. Ominę jedynie One Dropa za 1.000.000$. No, chyba że sprzedam 90% czy 95% swoich akcji albo dostanę się poprzez satelitę za 25.000$. To trochę dziwne, ale satelita będzie pewnie trudniejsza od samego turnieju głównego. Oczywiście, zagrają tam najlepsi na świecie, ale poza tym nie zabraknie wielu bogatych biznesmenów. Dlatego będzie to turniej z dużym value. Poza tym, zagram może w Super High Rollerze w kasynie Aria. Wycieczka do Vegas to zawsze świetna sprawa!