Natalie Hof to ambasadorka 888poker. Pochodząca z Niemiec pokerzystka to pozytywnie nastawiona do życia osoba, która swoim uśmiechem potrafi rozświetlić każde pomieszczenie. O tym, skąd czerpie tyle pozytywnej energii, dlaczego 888poker jest lepsze od PokerStars i z jakiego powodu nienawidzi Vegas, opowiada w wywiadzie, który przeprowadził z nią Lee Davy z „CalvinAyre”.
– Jak ci się pracuje dla 888poker?
– Wcześniej pracowałam dla PokerStars, więc wiedziałam jak to jest pracować dla ludzi w pokerowym przemyśle. Dla mnie jednak 888 jest jak rodzina. Często wrzucam hashtag #888family, bo tak właśnie czuję. Wszyscy są dla mnie jak najlepsi przyjaciele – w szczególności inni ambasadorzy marki. Spędzamy razem czas i mamy ze sobą kontakt nawet nie będąc na pokerowym evencie. Pamiętaj, że mój poprzedni kontrakt sponsorski był zupełnie inny. Ludzie i sytuacja różniły się wyraźnie. Zwłaszcza ambasadorzy nie byli zbyt przyjaźni. Niektórzy nie mówili mi nawet „cześć” i przechodzili jak gdyby nigdy nic obok. Dlatego cieszę się, że teraz odnalazłam pokerową rodzinę. Czuję się bardzo kochana, a praca z nimi jest o wiele łatwiejsza, bo nie czuć, że to faktycznie praca.
– Kim chciałaś zostać, gdy byłaś młodą dziewczynką?
– Będąc dzieckiem chciałam być praktycznie każdym. Od najmłodszych lat na nic nie potrafiłam się zdecydować. I wciąż nie potrafię. Jestem pokerzystką, prowadzącą program telewizyjny i teoretykiem edukacji, ale nadal nie potrafiłabym zdecydować się na jedną rzecz. Myślę, że życie jest zbyt kolorowe, żeby decydować się tylko na jeden odcień.
– Czym dokładnie jest i czym się zajmuje teoretyk edukacji?
– Każdy zadaje mi to pytanie. Studiuje się edukację, ale nie można zostać nauczycielem – to tak w skrócie. Mogę pracować w różnych placówkach lub gdy rodzina ma problemy z dzieckiem, a ja uważam, że dziecko potrzebuje lepszej opieki, mogę je zabrać od jego rodziny. To trochę jak opieka społeczna.
– Jak i dlaczego zainteresowałaś się tym?
– Gdy skończyłam liceum chciałam po prostu studiować. Studia wydawały mi się ciekawe i zabawne – szalone noce, imprezy, nauka. Moje świadectwo było bardzo słabe, bo w szkole byłam wyjątkowo leniwa, nie lubiłam się uczyć i nie czułam więzi z tym, co działo się w liceum. Ciężko jest mi się uczyć rzeczy, które mi się nie podobają, więc moje oceny dokładnie to odzwierciedlały i nie było czym się chwalić. Musiałam wybierać między matematyką, fizyką, nauką o edukacji lub teologią. Uznałam, że teologia brzmi na prostą, a ponieważ musiałam wybrać też drugi przedmiot, wypadło na naukę o edukacji.
– Wygląda na to, że starasz się łapać wszystkie sroki za ogon.
– Mam 32 lata. Do 29. roku życia można jeszcze zamknąć oczy i po prostu żyć. Ale teraz, gdy przekroczyłam magiczną barierę trzydziestki, usiadłam i zastanowiłam się „Ok, potrzebuję celu. Po co tu jestem? Czego oczekuje ode mnie świat?” I uznałam, że skoro wszyscy wokół powtarzają mi, że dobrze sobie radzę z ludźmi, to może powinnam sprawić, że ludziom będzie lepiej. Myślę, że chciałabym iść w kierunku terapii – przynajmniej teraz o tym myślę. Chciałabym pracować z ludźmi, pomagać im, ukierunkowywać.
– Domyślam się, że z perspektywy coacha nauka na własnych błędach i nauczanie ludzi, żeby tych błędów nie popełniali, jest dobrym punktem wyjścia. Jakie są najtrudniejsze sytuacje, z jakimi musiałaś sobie poradzić w życiu?
– Niektórzy ludzie mówią, że podejmuję złe decyzje. W pokerze faktycznie może to być zła decyzja, ale w życiu musisz podejmować decyzje mając jeszcze mniej informacji niż w pokerze. Na dany moment może to być najlepsza decyzja, ale potem może okazać się inaczej. Albo czegoś się z tego nauczysz, albo odniesiesz sukces. Zawsze mówię, że zwycięzcą jest przegrany, który podjął jeszcze jedną próbę. Jeżeli przeczytasz biografie biznesmenów, to często pojawia się motyw, że przez wiele lat nic im nie wychodziło. Cały czas ponosili porażki. Aż przyszedł sukces. Cieszę się, że niektóre rzeczy mi nie wychodziły, ponieważ większość osób boi się nawet spróbować. Sama taka byłam aż do 25 roku życia.
– Nie podejmowałaś żadnego ryzyka?
– Nie.
– Kto najbardziej cię inspiruje?
– Kocham Eckharta Tolle. Po przeczytaniu jego książki „Potęga teraźniejszości” zmieniła się cała moja perspektywa na życie. Przeczytałam ją, gdy czułam się bardzo źle. Był to mój najgorszy rok w życiu, ale koniec końców okazał się najlepszą rzeczą, jaka mi się kiedykolwiek przytrafiła, ponieważ czułam się niezwykle samotna i miałam tylko siebie i musiałam zacząć kochać siebie. Kochać siebie tak bardzo, by móc się rozwijać. Tak więc Eckhart Tolle jest moim zdaniem najlepszy. Jeśli chodzi o rozwój osobisty i sukces, to polecam Timothy’ego Ferrissa.
– Jak można nauczyć się kochać siebie?
– Nie nienawidziłam siebie, ale pamiętam jaka byłam, gdy miałam 25 lat. Miałam za sobą trudne lata, złe relacje, złych chłopaków, złych przyjaciół, a bardzo ważne jest czym karmisz swój umysł. Rozmowy z ludźmi, to co czytasz i oglądasz – wszystko ma znaczenie. Nie byłam w tym dobra. Nawet w pokerze, gdy opadałam z turnieju mówiłam sobie „to dlatego, że jestem beznadziejna”. Wtedy przeczytałam Eckharta Tolle i dzięki niemu poświęciłam czas, żeby się lepiej poznać i zaakceptować siebie. A potem zacząć się kochać. Niektórzy nazywają to arogancją, gdy mówisz tak pozytywnie o sobie, ale wierzę, że tylko kochając siebie można dać miłość innym.
– „Potęga teraźniejszości” to wymagająca książka. Jakie były najważniejsze rzeczy, które z niej wyniosłaś?
– Najważniejsze rzeczy były zarazem tymi najprostszymi, jak żyć chwilą. Pamiętam, że wielokrotnie siedziałam i marzyłam o przyszłości lub rozmyślałam o przeszłości, a w ogóle nie cieszyłam się teraźniejszością. Myślałam „W przyszłym tygodniu chcę lecieć do Vegas” i cały czas Vegas krążyło mi po głowie. Nie potrafiłam czerpać radości z rozmów z ludźmi, bo już myślałam o tysiącu innych rzeczy. Radość z danej chwili była dla mnie najważniejsza i uważam, że większość osób powinna się tego nauczyć. Teraz idąc po plaży patrzę na każde drzewo i myślę sobie „jakie ładne drzewo”. Obserwuję życie, a nie mijam je. Zdecydowanie za mało ludzi potrafi to robić.
– Ok, musisz więc kochać siebie, żyć chwilą. Co jeszcze?
– Nie oceniaj siebie!
– Coś jeszcze?
– Pozbądź się toksycznych ludzi z twojego otoczenia.
– Jak to zrobić?
– Bądź szczery. Mam np. przyjaciela, którego poznałam mając jeden rok. Przyjaźniliśmy się do siódmego roku życia, potem nie układało nam się, ale znów jesteśmy blisko. To normalne, że życie ludzi podąża w różnych kierunkach, ale zamiast brać to do siebie, postaw na szczerość. Powiedz „nie nadajemy na tych samych falach”. I dobieram mądrze osoby, z którymi spędzasz czas.
Uważaj też na to, czym karmisz umysł i ciało. Paliłam papierosy przez dziesięć lat, ale w tym roku rzuciłam palenie i picie. Za bardzo kocham teraz siebie i swoje ciało, żeby z premedytacją się truć. Podobnie z umysłem. Nie oglądam już telewizji, a podcasty i książki dobieram uważnie, ponieważ to wszystko wpływa na to jak myślimy. Nasze myśli wpływają z kolei na to jak się czujemy, a to z kolei na to co robimy. Dlatego nie potrafię już rozmawiać z negatywnie nastawionymi do życia ludźmi.
– To jeden z powodów, dla których nie lubię jeździć do Vegas. Tamtejsza energia dołuje mnie.
– Też nienawidzę Vegas!
– Kocham pokera, ale w Vegas jest ta toksyczna atmosfera, która po jakimś czasie bardzo męczy.
– Tak, ale można sobie z tym poradzić. W zeszłym roku pojechałam do Vegas, chociaż nienawidzę tego miejsca i uważam, że jest cholernie sztuczne. Skupiłam się jednak na pozytywnych rzeczach i było ok, więc teraz lecę tam na cztery tygodnie. Życz mi szczęścia!