W November Nine tak naprawdę nie chodzi o graczy – pisze jeden z komentatorów konkurencyjnego WPT.
Raz na jakiś czas pokerzysta i komentator Mike Sexton raczy nas wpisami blogowymi, w których stara się poruszać ważne tematy, dotyczące sytuacji pokera. Tym razem komentator World Poker Tour odniósł się do konkurencyjnego WSOP.
Mike wspomina na początku, że jako gracz „starej szkoły” ma wielki szacunek do World Series of Poker. Zauważa, że WSOP zarówno prowadzone przez kasyno Binion, ale również przez Harrahs prezentuje się świetnie od strony organizacyjnej. Pewne rzeczy można jednak zmienić, aby korzystniej wyglądały dla samych graczy.
Sextonowi chodzi tutaj o formułę November Nine. Nie jest pierwszą osobą, której się nie podoba odsuwanie ścisłego finału Main Eventu od 4 miesiące. Wiemy, że WSOP przez te kilka miesięcy trzyma pieniądze graczy, może się więc okazać, że pokerzysta z RPA, Finlandii czy Australii będzie musiał lecieć przez kawałek świata. Co jeżeli taki gracz ma akurat tylko kilka ciemnych, zjawi się na finale, aby odpaść od razu i nie wziąć ani dodatkowego dolara? Dla graczy przerwa przed finałem to okazja na dodatkowy trening, jednakże ci, którzy są akurat w dobrej pokerowej formie, są w jakiś sposób karani, bo inni otrzymują czas na poprawienie umiejętności, nadrabiając zaległości.
Takie podejście nie stawia graczy na pierwszym miejscu. Chodzi oczywiście o słupki oglądalności i to, aby zadowoleni byli reklamodawcy. Mike pisze: – Chciałbym, aby pozwolili wziąć graczom dwa dni wolnego – jeden na odpoczynek, a drugi na wywiady – i zagrali trzeciego dnia. W ten sposób rodzina i znajomi zdążyliby się zjawić w Las Vegas. RIO byłoby pełne kibiców i zabawa przednia. Jestem pewien, że wyniki oglądalności w telewizji byłby dobre. Co jednak najważniejsze, wydaje mi się, że większość graczy chciałby zagrać finał w lipcu.
Sexton pisze też, że turnieje w Australii czy Europie nie powinny liczyć się do klasyfikacji POY (nie każdy może podróżować po całym świecie). Dodatkowo nie jest zwolennikiem tego, że na WSOP rozgrywane jest aż 68 eventów, bo powoduje, że bransoletki tracą na wartości i prestiżu. Mike przywołuje tutaj początkowe lata WSOP. W 1980 roku przyznawano 12 bransoletek, a prawie 20 lat później tylko 16. W tym roku będzie to 68, a przecież trzeba policzyć jeszcze około 10 eventów w Berlinie. – Martwię się, bo przecież liczby będą rosnąć, a wartość bransoletki będzie się zmniejszać. Moja rada do organizatorów WSOP jest taka, aby zachować wzgląd na tradycję i nie pozwolić pędowi do zysku na zniszczenie jej wartości – sugeruje.
Część z Was na pewno zgodzi się z rozumowaniem Sextona. Trzeba jednak wziąć pod uwagę to, że upominając WSOP, sam zapomina jak wiele turniejów organizuje obecnie World Poker Tour. Gracze mogli wygrać już tytuły na Karaibach, w RPA, czy w Chinach, a przecież niektóre z tych turniejów (gdzie grało czasem bardzo mało graczy) też liczyły się do klasyfikacji WPT Player of the Year. Czy więc właśnie i WPT nie idzie dokładnie tę samą drogą, co WSOP?
Źródło: Party Poker Blog.
WORLD series of poker… World! Do cięzkiej kurnianki! Niby dlaczego mistrzostwa świata miałaby być rozgrywane tylko w USA? Te Amerykańce myślą, że są pępkiem świata i wszystko kręci się wokół nich. Ale co do ilości bransoletek to ma rację. Dzisiaj liczą się własciwie dwie: z main eventu i championship. Reszta praktycznie nie ma znaczenia. Gdyby było ich 12-16 liczyłaby się każda.
troche hipokryzji od pana Sextona. Prawda jest taka że Ci od Hall of Fame umieją tylko ładnie gadać, wyglądać i reprezentować pokera ale żaden nie wie jak rozruszac pokera turniejowego do ktorego amatorzy nie garną sie jak kiedyś.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.