Metoda na jesienną deprechę

26

Zazwyczaj na jesieni dostaję ataku jakiejś dziwnej stagnacji, która przejawia się olewaniem wszystkiego, co ma odniesienie do konstruktywności. W tym roku postanowiłem wyjść dziadostwu naprzeciw i wziąć się za robotę. Efekty? Hmmm, stagnacji na bank nie mam, natomiast jeżeli chodzi o same wyniki tej „roboty”, to już nie mnie oceniać.

Czech Poker Festiwal

Po pierwsze primo, postanowiłem pograć nieco w pokera live. Wyjechałem przeto do Pragi na Czech Poker Festival, aby wziąć udział w turnieju Fanda Million. Najlepsze jest jednak to, że nie sprawdziłem w ogóle struktury tego cholerstwa wcześniej i gdy dotarłem na miejsce, czekała mnie niemiła niespodzianka. 

Okazało się, że re-buy w tym evencie jest praktycznie obligatoryjny, ponieważ przy blindach startowych 25/50, stacki graczy wynoszą zaledwie 5000, natomiast re-buy zasila stacka w dodatkowe 7000. Format oczywiście re-entry, więc gdyby nie udało się przetrwać w dniu 1 A, można próbować w sesji. Patrząc jednakże na mój dość skromny budżet, stwierdziłem, że nie ma sensu grać w tym evencie, chyba, że dostanę się z satelitki. Turniej kwalifikacyjny to już totalna loteryjka, więc gdy się nie udało za pierwszym razem, to poszedłem pograć cashe. 

Tutaj już było znacznie lepiej. Stolik 10/20 CZK, zasiadłem sobie i wkupiłem się za 100BB. Naszych jeszcze nie było, więc obserwowałem, co tam szanowni sąsiedzi zza południowej granicy wyrabiają. A trzeba przyznać, że wyrabiali różności niesamowite. Jedni siedzieli sobie z 20BB, drudzy mieli jakieś 40BB i tylko jeden koleś – widać, że kapitan przy stoliku – miał dobrze ponad 200 BB. Chłopaki grali sobie zazwyczaj radosnego pokera, a kapitan łoił ich agresją podbijając każdą rękę i to za 10BB, żeby nie było, że słaby. Rywale sprawdzali – nawet ci z 20 BB – i pasowali zazwyczaj na flopie.

Jeden stolik udało się zniszczyć totalnie – zabrałem dosłownie wszystkie żetony, a gdy wróciłem z obiadu, to dołożyłem jeszcze 3 BI w ciągu 30 minut. Wtedy przypałętał się Kądziel, który zaciągnął mnie do baru na … na wiadomą ceremonie powitalną. 

Dumny z siebie bardzo wielce, że wygrałem już ponad 600BB tego dnia, nie szczędziłem sobie razów w szyję i w końcu … no właśnie. Zaciągnąłem Kądziela do stolika, gdzie oddałem mu 350BB … bez komentarza. Obaj byliśmy dość mocno naprani, więc super poziomu tam nie było, a on po prostu miał więcej szczęścia. Jak idiota i tyle. Na drugi dzień nie mogłem się oczywiście napluć sobie w twarz za akcję z Kądzielem, ale to już nieważne. Szykowałem się do satelitki. 

Udało się wygrać pakiet do Fanda Million, więc miałem buy-ina i re-buya. Buy-ina rozdałem dość szybko, ale gdy już sobie ładnie stolik ustawiłem, wówczas odbierałem moją inwestycję z nawiązką. Bardzo szybko zacząłem kapitanować przy stoliku i zgarniać haracz od rywali. Wtedy przywiało mi do stołu Seqa – tego, który wygrał trening u Andrasa po opisaniu życiowego bad beata, jak to kopał w drzewo. Piotrek siadł sobie po mojej prawej, więc miałem całkiem dobrą sytuację. Wyrzuciłem jeszcze kilku rywali i wtedy zaczęli dosiadać się regowie. Jedni po prawej, drudzy po lewej, aż zrobił nam się bardzo ciekawy podział stolika. Mianowicie od seat 1 do 4 siedzieli gracze, których spokojnie można było nazwać fishami, natomiast od seat 5 do 9 regowie. Czyli mieliśmy istny „fish corner” i „reg corner”. Najgorzej miał Seq, bo siedział na seat 5. czyli wszystkich kumatych miał za sobą. Piotrek przeszedł więc na tight mode i zbierał należności z mocnymi układami. 

Ja wtedy wdałem się w totalnie niepotrzebną wojnę o kapitanowanie przy stoliku z siedzącym bezpośrednio po mojej prawej stronie Czechem, który kumał dość dobrze. W ostatnim rozdaniu dnia przegrałem zupełnie niepotrzebnie 70% stacka blefem i zostało mi nieco ponad 14 000, aby rozpocząć 2. dzień przy blindach 1000/2000 i ante 300. Jak się później okazało, byłem najkrótszym graczem w całym turnieju.

Plan na drugi dzień miałem bardzo prosty albo podwajam stack bardzo szybko albo odpadam i idę łupać cashówki. Jak się okazało, już po pierwszych 4 rozdaniach miałem ponad 50 000 z początkowych 14 000. W pierwszym zrzuciłem, w drugim dostałem K-K, ale niestety po all-inie za 7BB obyło się bez chętnych na dołożenie. W trzecim wsunąłem z A-Q, z tym samym skutkiem, ale w czwartym dostałem w końcu chętnego. Siedząc na UTG zagrałem all-in z TT i dostałem insta izolację od gracza na UTG+1. Pokazał A-K. Flipa udało się wygrać i tym sposobem byłem w domu. Do średniego stacka już nie było daleko, więc czułem się w miarę bezpiecznie, biorąc pod uwagę, że nie było daleko do kasy. Później zagrałem jeszcze dość luźnego 3-beta na seqa i miałem już 60 000. 

Po lekkim bezkarciu i oddaniu jednej puli nastąpiło rozdanie, które w sumie gra się samo, ale nie do końca. Podbiłem z CO z AQs i dostałem insta all-in z SB od fisha, który miał tylko kilka żetonów mniej ode mnie. Sprawdziłem niemal natychmiastowo i to chyba był mój błąd. Nie dlatego, że sprawdziłem, tylko dlatego, że praktycznie bez zastanowienia. Fish był fishem, ale bardzo czytelnym i po całym dniu grania z nim przy stoliku, wiedziałem, że jego zasięg takiego 3-beta na 20BB to 99+ i AT+. Jak się okazuje rzadko dominuję, często gram flipa i oczywiście czasami jestem zdominowany. Z jednej strony nie gram tylko po to, aby dostać się do kasy, ale z drugiej strony wygrałem pakiet z satelitki, więc nawet najmniejsza wypłata to dość znaczne value. Do kasy zostało 8 miejsc, więc w sumie dość blisko, a mając raczej słaby stolik wolę flipować znacznie później, ponieważ po drodze mam całą masę spotów, w których dostanę darmowe żetony. 

Nic to, pokazał T-T, nie spadło i tym sposobem zostało mi dosłownie jedno ante. W następnym rozdaniu byłem na all-inie. Udało się wygrać, więc teraz miałem już całego blinda i drugi raz już niestety bez cudu. Odpadłem kilka miejsc przed kasą. 

Pomimo tego, wyjazd uznałem za niezwykle udany. W końcu przyjechałem do poker roomu w roli gracza, a nie dziennikarza. Mój bardzo dobry kolega z czeskiego zespołu dziennikarskiego Tomas Stacha oczywiście nie zawiódł i upolował kilka fajnych ujęć mojej facjaty – oczywiście ujęcia są fajne, bo facjata raczej nie.

Hit The Rad Jack

Z początkiem listopada wpadłem na chytry plan nauczenia się czegoś nowego. Oczywiście nie tylko po to, aby mieć wiedzę, czy bezużyteczną umiejętność. Stwierdziłem, że czas w końcu na swoją własną stronę internetową. Jako że mam dość sporo do powiedzenia – nie tylko jeżeli chodzi o pokera i przede wszystkim nie w pokerowej sferze, to taki projekt wydawał się całkiem niezły. Już wcześniej robiłem statyczne strony w HTMLu, więc teraz zdecydowałem się na flasha i wszystko to, co z tym związane. 

Początki jak zwykle były bardzo ciężkie, ale w końcu coś ruszyło. Przepadłem w timeline na dobre siedząc po kilkanaście godzin dziennie i ucząc się tego cholerstwa. Opłacało się. Nie powiem, żebym był mistrzem flasha w niecały miesiąc, ale efekty już są widoczne. 

Na początku tygodnia uruchomiłem w końcu publicznie stronę Hit The Road Jack pod adresem bardzo wielce samolubnym, czyli www.fizoloff.pl. Nie jest ona jeszcze w całości wypełniona, jednakże coś już można na niej znaleźć. 

fizoloff.pl

Postanowiłem przede wszystkim zająć się tam muzyką, która po pierwsze jest moją pasją od dzieciństwa, a po drugie bardzo wielu słuchaczy podcastów na PokerTexas chwaliło przeważnie podkłady muzyczne, więc na mojej stronie będą mogli znaleźć znacznie więcej wszelkiej maści dobroci. Na ten moment skompletowałem zestawienie 10 najważniejszych płyt swojego życia. To zestawienie, wraz z bardzo osobistymi recenzjami możecie już znaleźć na stronie. Z czasem będę wrzucał tam recenzje nowych płyt, odgrzebywał stare i zakurzone albumy oraz informował o różnych ciekawostkach związanych z moimi faworytami. 

Pozostając przy muzyce, planuję jeszcze do końca roku uruchomić radio internetowe, a wraz z Kubą Sołtysikiem (moim przyjacielem i byłym szefem z PokerStrategy) będziemy nagrywali muzyczne podcasty, które będzie można sobie oczywiście zedrzeć. 

Poza muzyką, na stronie znajdą się również teksty. Nie tylko te dziennikarskie, pisane przez ostatnich 6 lat, ale również jakieś bazgroły z czasów teatralnych, trochę prozy oraz krótkie myśli w strofkach potocznie nazywane wierszami. Do tego dojdzie również blog niezwiązany zupełnie z pokerem, więc mamy pełen zestaw. 

Jestem również w trakcie budowania potężnej galerii zdjęć. Będą to fotografie z turniejów pokerowych, jakieś zdjęcia, które robiłem prywatnie tylko dla siebie oraz fotografie pochodzące z zupełnie innej sfery działalności, której nigdy nie łączyłem z nickiem fizoloff.

Zapraszam zatem do odwiedzania i polubienia Hit The Road Jack na FajsTłuku. Oczywiście nie mam zamiaru odchodzić z PokerTexas i dalej będę tutaj działał tak, jak dotychczas.

Muzyczna Edukacja Młodzieży

the wallTen kącik również zostaje na moim pokerowym blogu. Zatem do rzeczy. 30 listopada 1979 r. została wydana płyta bardzo szczególna w historii muzyki rockowej. The Wall grupy Pink Floyd to nie tylko jeden z najlepszych albumów koncepcyjnych wszech czasów, ale również produkcja, która kończy pewną wspaniałą erę w muzycznych dziejach. Po niej nastąpiły bardzo niedobre lata 80-te, które zmieniły zupełnie kierunek w tworzeniu muzyki oraz podejścia do niej w mediach. The Wall to ostatni bastion starych dobrych czasów, w których niejeden z nas ugrzązł na dobre.

Ten krążek to również wielkie zwrot u samych Floydów. To właśnie od niego rozpoczął się rozpad grupy i wielka wojna między Rogerem Watersem oraz Davidem Gilmourem. Trwała ona ponad 20 lat. Dzięki Bobowi Geldofowi, któremu udało się pojednać dwóch panów i złączyć ich znowu na scenie podczas Live 8 w 2007 r. Poniżej krótki filmik z tą historią opowiedzianą przez samego Geldofa. Był to ostatni koncert wielkiej czwórki, ponieważ niedługo później zmarł na raka klawiszowiec Richard Wright.

Teraz mam dla was wersję Confortably Numb pochodzącą z tournée Rogera Watersa „The Wall” z 2011. Mnie zawsze przechodzą ciary, gdy w 1:30 pojawia się…

Poprzedni artykułDaniel Negreanu nie tak bardzo znany
Następny artykułFTOPS XXI – start już drugiego grudnia

26 KOMENTARZE

  1. Wracaj może do tego swojego wrocka skoro w Opolu poziom dla ciebie jest zbyt wysoki. Zresztą czytając te twoje wypociny zwane blogiem,mam wrażenie że poker to jednak nie twój sport. Może degustowanie alkoholi rodzaju wszelkiego to jest to czym powinieneś się zająć zawodowo,hm? Pozdrawiam!

  2. Szanowny Fizoloffie,

    lata osiemdziesiąte to nie tylko Modern Talking i Sabrina ale też moje ukochane The Sisters of Mercy, Fields of the Nephilim czy też cała paczka grup ze stajni 4AD (np. Clan of Xymox, Dead Can Dance, Bauhaus, Cocteau Twins, The Wolfgang Press, This Mortal Coil). To także Enya (a w zasadzie to początki jej solowej kariery). To także łomot w stylu Iron Maiden, Metalliki czy Megadeth.

    • Ależ oczywiście, ja nie przeczę i nie powiedziałem, że w latach 80-tych nie powstało nic godnego uwagi. Nie zaprzeczysz jednakże, że właśnie wtedy na pierwszy plan weszło zwykłe plumkanie i to właśnie wykonawcy z bardzo średnimi pomysłami, a tym bardziej umiejętnościami królowali w rozgłośniach radiowych. To właśnie wtedy produkcje banalne stały się głównym nurtem 😉

    • fizoloff pisze:właśnie wtedy na pierwszy plan weszło zwykłe plumkanie i to właśnie wykonawcy z bardzo średnimi pomysłami, a tym bardziej umiejętnościami królowali w rozgłośniach radiowych. To właśnie wtedy produkcje banalne stały się głównym nurtem 😉

      No popatrz, to tak jak teraz. 😀 Z drugiej strony np. The Beatles to dla mnie też plumkanie a karierę zrobili cokolwiek wcześniej niż w latach 80-tych. 😀

    • Owszem, ja również to samo myślę o The Beatles, jednakże popatrz się na media wtedy i teraz. Polityka 3-4 minutowych kawałków, wszystko łatwe, lekkie i przyjemne, a w szczególności wsadzone na siłę przez promotorów na zasadzie „My wam powiemy, co wam się będzie tego lata podobało”. Właśnie taka polityka rozpoczęła się w latach 80-tych.

  3. powinni wymyślić jakieś specjalne turnieje z dodatkową kasą za „kapitanowanie” przy stoliku…;)

  4. Fizoll strasznie rzuca w oczy to ustawianie – tych 4 donki tych 4 regi a ty kto reg niby? kapitanowac chcesz jak to czesto piszesz (gwiazdorzyc) i zawsze konczy sie tak samo…

    PS Kadziel widze obral technike Rado a Ty dales sie mu podpuscic jak dziecko 😉 (moze wylewal za kolnierz 😛 ) Swoja droga niby kreuje sie on na pro (kadziel bo Ty twardo stapasz po ziemi) a gra po pijaku, gdzie tu konsekwencja?

    Na koniec – GL z portalem i czekam jak zwykle na minusy

  5. kurcze fizol ja już Ciebie kocham bardziej od warsawa i …to piwko ..yhmmm mniam , a co do kadziela to jak mozna ziomala ogolić… jak tych kurew czechów nienawidze …to opierdol go za mnie aby takich akcji

    nawet po pijaku nie robil ???

  6. Kilka pytan czemu akurat flash? Polecilbym js/html php/html. Flash jest ciezki i raczej sie od tych technologii obecnie odchodzi. Tymbardziej że wszyscy czekaja na html 5.

    Drugie pytanie. Dd kilku relacji z twojej gry turniejowej zastanawiam sie czy nie odpadasz z powodow mindsetowych. W sensie msylenie „nie powinienem tak zagrac ale jednak tak zrobie” i koniec rozgrywki.

    • Początkowe założenie tej strony było raczej czysto wizytówkowe, a do tego flash jest bardzo dobry. Jest bardziej plastyczny moim zdaniem i efekty, które możesz uzyskać bez nawet znajomości AS są nie do osiągnięcia w innych technikach. Nie wiem, co masz na myśli mówiąc, że „flash jest ciężki” – czy chodzi Ci o posługiwanie się, czy o fakt, że stronka we flashu waży zazwyczaj trochę więcej, niż gdyby wykonać ją za pomocą innej techniki. Dla mnie flash jest bardzo przyjemny, nauka w sumie nie jest aż taka trudna, chociaż faktycznie nieraz trzeba się mocno namęczyć, aby zrobić coś, co w js jest kwestią kilku sekund. Jednakże to działa w dwie strony, są rzeczy, które we flashu robisz bardzo szybko, a w innych technikach trzeba się napocić, aby uzyskać podobny efekt.

      Co do mindsetu podczas gry. Faktycznie masz rację, jednakże ja się raczej dobrze bawię podczas gry, nierzadko pije sobie piwko i traktuje takie wyjazdy bardziej rekreacyjnie niż super poważnie. Oczywiście to nie zwalnia od myślenia, ale to na takiej zasadzie, że to, co wtedy wydawało mi się dobrym pomysłem, wcale nie jest takie w tym momencie 😉

    • Cieżki w sensie strony dużo ważą i problem z wyświetlaniem teog na macach i na mobilnych o to mi glownie chodzilo:)

      Piwko przy sesji nie jest zle ale sadze ze radocha jest wieksza jak sie wejdzie do kasy 🙂

  7. Ucieszyła mnie obecność Hammilla, Floydów, Wishbone Ash i King Crimson w pierwszej dziesiątce, ale też smuci trochę mainstreamowość klasyfikacji.

    Nie słyszałeś panie fizoloffie nigdy o takich kapelach jak np. Clearlight, Maneige, Gentle Giant, Banco del Mutuo Soccorso, Quella Vecchia Loccanda?

    Polecam też to, zalecane po # 😉 http://www.youtube.com/watch?v=h8frmy1w1NU

    • To jest top 10 albumów, a jak sama nazwa wskazuje może się tam znaleźć 10 płyt 😉 Znam większość z wymienionych przez Ciebie grup oraz nawet kilka więcej. Jednakże nic od razu – nie zrobię przecież 100 recenzji od razu 😉

    • dlaczego ludzi smuci, że inni nie słuchają takiej muzyki jak oni sami..? to jest bardziej smutne imo

  8. W opisie turnieju 5 razy padło słowo „fish”. Czyta sie to dość dziwnie, gdy pisze to osoba, która przyznaje, że 70% stacka w turnieju straciła przez głupi blef, a wcześniej przegrała 350BB grając totalnie naprutym.

  9. „Teraz mam dla was wersję Confortably Numb pochodzącą z tournée Rogera Watersa „The Wall” z 2011.”

    widzialem koncert w Dublinie, was worth every single quid!

  10. Jak na miesiąc z flashem to efekt imponujący… a lata 80-te nie były takie złe, jeśli podejdzie się do nich z dystansem… i w słoneczne niedzielne popołudnie 😛

    • Dzięki za uznanie.

      A co do lat 80-tych, to ja straszna konserwa muzyczna jestem i taka ilość chłamu (moim zdaniem chłamu oczywiście), jaka wtedy wyszła była nie do zniesienia.

    • z drugiej strony wtedy pojawiło się parę dobrych płyt. Choćby A kind of Magic jest z ’86. Płyta która mi się odcisnęła trochę na kreowaniu gustów muzycznych 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.