Martin Jacobson mimo upływu lat wciąż postrzegany jest jako jeden z najlepszych pokerzystów w live tourze. Zawodnika tego próżno jednak szukać w turniejach z najwyższym możliwym wpisowym. Dlaczego tak się dzieje? Jak wyglądają kulisy high rollerów? Jakie podejście do umów sponsorskich ma były mistrz Main Eventu WSOP? Odpowiedzi na te pytania w znajdziecie w wywiadzie przeprowadzonym przez Lee Davyego z portalu CalvinAyre.
– Jakie to uczucie powracać na WSOP jako jego były zdobywca?
– To było parę lat temu, ale wciąż jest to wyjątkowe uczucie. To coś świetnego i wciąż mam ochotę zrobić to znowu.
– To nie przechodzi?
– Nie przechodzi ani trochę. Jest tak, jakbym nigdy nie wygrał.
– Choć był to jeden z kluczowych momentów w twojej karierze, miałeś już ugruntowaną pozycję w branży. Czy wygranie Main Eventu zmieniło cokolwiek?
– Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ale prawdopodobnie znalazłoby się parę rzeczy, które nie stałyby się, gdybym nie wygrał. Weźmy choćby okazje typu kontrakt sponsorski czy zaproszenia na prywatne eventy.
– Mówiąc „prywatne eventy” masz na myśli rozgrywki pokerowe?
– Nie, mam na myśli eventy charytatywne, imprezy sportowe etc. To jest fajne, ale w innych sferach – mam wrażenie – moje życie pozostało takie jak wcześniej. Zabawnie patrzeć na innych zwycięzców, większość z nich pochodzi znikąd, wygranie Main Eventu jest ich największym osiągnięciem. Moim również, jednak nie odmieniło mojego życia. Wciąż gram w tych samych turniejach z tymi samymi ludźmi – to po prostu było jedno z tych „wielkich” osiągnięć.
– Jestem zaskoczony, że wspomniałeś o umowie z 888poker, bowiem dla mnie jesteś topowym materiałem na gracza sponsorowanego, nawet bez wygranej w Main Evencie. Martwiło cię kiedyś to, że możesz nie doczekać zawarcia dużej umowy sponsorskiej?
– Szczerze mówiąc, to tak, ale gdy tylko zdałem sobie z tego sprawę, odpuściłem. Nawet gdy grałem na stole finałowym, odezwało się do mnie kilka firm, z którymi chciałbym pracować – jedne wróciły, a niektóre nie, ale oferty, które otrzymałem, nie były tak ekscytujące, więc w tamtym momencie po prostu się poddałem. Nawet po wygranej nadszedł okres posuchy, ale ja nie biorę tego personalnie – to raczej zły moment. Zawsze dobrze jest wygrać Main Event, ale to zły czas na sponsoring, ponieważ poker – pod względem marketingowym – nie jest tym, czym był kiedyś. Wówczas grałeś przy finałowym stole i zgarniałeś milionowy kontrakt.
– Może i nie wrócimy do czasów milionowych kontraktów, ale ostatni wzrost PartyPoker dodaje sprawom nieco pikanterii, nie sądzisz?
– Tak, to bardzo ekscytujące, takie działania sprawiają, że zarówno ja, jak i inni profesjonaliści mają motywację do gry, do pozostawania zawodowcami. Podczas gdy rok czy dwa lata temu poker był na drodze do wymarcia, te ruchy doprowadziły do jego wskrzeszenia. Mam wrażenie, że obserwujemy inną stronę rzeczywistości, w której firmy ponownie inwestują w rynek.
– Platformy PokerStars i PartyPoker mają kilka nazwisk wagi ciężkiej, jednak jeśli miałbym być szczery – w grze 8-handed stawiałbym na członków teamu 888poker.
– Zgadzam się, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy patrząc na większość teamów, zwłaszcza PokerStars, nie jesteś w stanie wymienić nazwisk pięciu pokerzystów, bowiem są to goście z niskich stawek z 10.000+ followersów na Twitchu. Nie jest już tak jak dawniej, jak choćby w przypadku Full Tilt i ich drużyny Red Pros.
– Byłem w Czarnogórze na festiwalu Triton Poker Series. Myślałem wówczas o zawodnikach, którzy mogliby rywalizować na tym poziomie, ale nie robią tego z wielu powodów. Ty jesteś jednym z takich graczy. Dlaczego nie oglądamy cię w tych grach?
– Dobre pytanie. Zadaję je sobie odkąd obejrzałem transmisję z Super High Roller Bowl. Nie będę kłamał, że nie wygląda to jak dobra zabawa, ale granie w takich eventach to również duże zobowiązanie. W przeszłości moim celem było granie we wszystkich tych super high rollerach, obecnie jednak poker stał się dużo, dużo trudniejszy. Nie biorąc udziału w tego typu turniejach tracisz pewien procent przewagi, bowiem nie masz możliwości pozyskania informacji o zawodnikach, którzy w nich występują. Bardzo ciężko jest więc utrzymać się na najwyższym poziomie.
Pamiętajmy, że wpisowe 150.000$ czy nawet milion dolarów to masa pieniędzy. Jasne, że żaden z tych graczy nie ma 100% swoich akcji ani nawet nie są blisko tego pułapu. Niektórzy nie mają swoich udziałów, po prostu pokrywają markup, ale jeśli o mnie chodzi – ilekroć grałem w tego typu turnieju, miałem przyzwoitą część swoich udziałów, być może nawet większą, niż powinienem brać pod uwagę w ramach solidnego bankroll managementu.
Tu do czynienia mamy także ze swego rodzaju polityką. Domyślam się, że będąc klasyfikowanym jako dobry pokerzysta musisz mieć inwestorów z bardzo głębokimi kieszeniami, skłonnych stale w ciebie inwestować, bowiem w przeciwnym razie pojawisz się w Czarnogórze i otrzymasz informację: „przykro nam, słyszeliśmy, że źle zagrałeś tamto rozdanie, nie jesteśmy zainteresowani.
– Masz na myśli, że na tym poziomie system informacji jest bardzo ważny, tak?
– Zdecydowanie. Mam wielu przyjaciół, którzy grali w tych turniejach, ale już tego nie robią. Wszystko poszło szybko – źle rozegrali dane rozdanie, informacja się rozeszła, a gdy takowa raz dojdzie do inwestorów, ci będą stali na stanowisku: „nie będziemy dłużej inwestowali w tego gościa”.
– Dostrzegam swego rodzaju paradoks. Wyobrażam sobie, że ty chciałbyś podjąć wyzwanie regularnej gry z najlepszymi, podczas gdy później przychodzi gracz taki jak Dominik Nitsche i opowiada o tym, jak niewielkie są różnice między graczami i jak ważne jest szczęście, co automatycznie obniża poziom wyzwania.
– Jasne, miałem na myśli, że wszędzie – nawet w super high rollerach – znajdzie się jakieś wyzwanie, wciąż jest bowiem spora luka między członkami elity a prosami, którzy do tej elity nie należą. Jednakże to po twojej stronie leży odrobienie pracy domowej i włożenie w naukę tyle samo czasu, co w samą grę. To wymaga pełnego zaangażowania, trzeba także podróżować do tych wszystkich miejsc. Musisz wyruszyć do Makau, potem do Manili, a na koniec do Czarnogóry, po drodze odrzucając kilka innych eventów.
– Wracając do systemu wzajemnego informowania – wydaje mi się, że bez biegłego poruszania się po nim ciężko być profesjonalnym pokerzystą.
– To możliwe, jeśli masz to szczęście, by grać w mniejszych turniejach i dobrze w nich runować, jeśli po prostu jesteś dobry. Kilka lat temu było jednak znacznie łatwiej. Obecnie gry są zupełnie inne, nawet gracze rekreacyjni rozmawiają między sobą o zakresach, blockerach i innych tego typu rzeczach.
– Jakiego ryzyka nigdy byś nie podjął?
– Wydaje mi się, że podejmuję ryzyko już samym faktem, że gram w pokera, ale wszystko zależy od tego, w jaki sposób postrzegasz pojęcie ryzyka. Za ryzykowne można uznać nie podejmowanie się inwestowania środków itp., to może być nieodpowiedzialne samo w sobie. Obecnie staram się znaleźć równowagę, grać w pokera i robić inne rzeczy, które lubię, takie jak boks, siłownia, podróże, spędzanie czasu z przyjaciółmi i szukanie inwestycji biznesowych, bowiem jest to obszar, którym jestem bardzo zainteresowany i którym w pewnym momencie chciałbym się zająć.
– Jakiego rodzaju pracę wykonujesz dla fundacji Raising For Effective Giving?
– Szczerze mówiąc, to nie zrobiłem zbyt wiele, ale w planach jest spotkanie w Vegas. Na WSOP mamy przygotowaną kampanię, w której zachęcamy graczy do oddania 2% wygranych na koniec pokerowego lata. Na WSOP planujemy także kilka innych przedsięwzięć i mamy nadzieję na zdobycie kilku nowych członków.
– Jakie uczucia po tych wszystkich latach wywołuje w tobie poker?
– Cóż, było sporo wzlotów i upadków, ale ogólnie rzecz biorąc, wciąż mnie ekscytuje i nadal po prostu go kocham!