W trakcie przerwy w grze w szóstym dniu Main Eventu WSOP Marcel Luske dał się namówić na krótki wywiad dla portalu PokerListings. Holender opowiada w rozmowie o znaczeniu tak dobrego występu i swoim nastawieniu do gry w późnej fazie tego wyjątkowego wydarzenia.
– Jakie jest twoje podejście do tego turnieju, zwłaszcza na tak ważnym etapie?
– Każdy dzień to coś w rodzaju jednodniowego turnieju. Grasz na swoim stole, śledzisz wysokość średniego stacka. Bardzo ważne jest, aby nie spaść wyraźnie poniżej średniego stacka, ale również przeliczać żetony na liczbę big blindów. Jak grywalny jest twój stack i jak szybka jest struktura turnieju? Jeśli masz 30-50 big blindów, nie powinieneś zastanawiać się, czy rywal ma cztery razy więcej żetonów, ponieważ w twojej sytuacji wciąż jest wiele miejsca na grę.
Ten turniej wymaga dużej cierpliwości. W tym należy upatrywać przewagi, bowiem wielu ludzi zaczyna sobie wyobrażać, że grają na short stacku tylko dlatego, że porównują się z chipleaderem.
– Abstrahując od strategii – jakie to uczucie zaliczać deep run w największym turnieju w roku?
– To dobra zabawa, ale jedyną obawą każdego gracza jest „obym tylko nie miał pecha”. Dla przykładu – grałem rozdanie, w którym sprawdziłem z pozycją z T9, a na flopie ukazały się JQK.
Flop był o tyle idealny, że gracz, który otwierał, złapał dwie pary. Zabetował, poszły all iny i dzięki temu się podwoiłem. Tak więc, jeśli jesteś mocno z przodu, modlisz się, aby nie mieć pecha.
– W 2003 i 2004 roku byłeś bliski stołu finałowego. Jak cenne są takie doświadczenia?
– Z całą pewnością nauczyłem się, że wielu ludzi nie docenia wartości żetonów. Można przecież przez długi czas grać tight i zagrać zaledwie trzy lub cztery kluczowe rozdania przez cały dzień. Warto zdać sobie sprawę, że ludzie denerwują się i tiltują, naprawdę nie trzeba pokonywać samodzielnie wszystkich rywali. Niektórzy pokonują się sami.
Marcel Luske – Podpisanie kontraktu z PartyPoker to był dobry wybór
– Czy w tym turnieju jest więcej tiltujących graczy, niż w innych eventach?
– To naprawdę długi turniej, na szali są ogromne pieniądze. Niektórzy gracze wariują. Raz możesz mieć dobrego runa, a raz być zupełnie card dead. Może ci nie iść godzinami albo nawet przez cały dzień i właśnie wtedy należy skupić się na przetrwaniu.
– Niedawno podpisałeś kontrakt z platformą PartyPoker. Dlaczego się na to zdecydowałeś?
– Dołączyłem do PartyPoker po długich latach współpracy z PokerStars. Od tego czasu pokerowy krajobraz się zmienił. Chciałem skupić się na społecznych aspektach gry w pokera. Po rozstaniu z PokerStars spędzałem więcej czasu z rodziną i szukałem gier, z których będę czerpał przyjemność. PartyPoker ma świetny zespół, każdy z ambasadorów gra w pokera i wie, jak te gry powinny wyglądać. To powinny być gry dla ludzi, które sprawiają przyjemność i niosą rozrywkę.
– Wracając do WSOP. Póki co nie awansowałeś jeszcze na stół finałowy, powiedz jednak jak ważne jest dla ciebie poprawienie wyniku osiągniętego w 2004 roku, kiedy to odpadłeś na 10. miejscu?
– To rzecz jasna bardzo ważne, niemalże moment zmieniający życie. Oczywiście chcę zameldować się na stole finałowym.
– Chodzi o coś więcej niż tylko o pieniądze?
– O prestiż również. Jeśli spojrzysz na moje dotychczasowe osiągnięcia, dostrzeżesz wiele małych cashy. W Europie przez długi czas turnieje były dużo mniejsze niż w Stanach Zjednoczonych. Mam na koncie 4.500.000$ wygranych w turniejach na żywo, jednak sądzę, że gdybym mieszkał w Stanach, kwota ta byłaby dużo wyższa. Jestem dumny ze swoich wyników i uważam, że grałem bardzo dobrze, jednak nie wydaje mi się, aby liczby to dobrze obrazowały. Ten turniej jest dla mnie ogromną szansą.
To również ogromny zaszczyt dla mnie posiadać takiego sponsora, jak PartyPoker. Dużo im zawdzięczam zwłaszcza, że nie jestem najmłodszym graczem. Mimo wszystko to był chyba dobry wybór.