Siemanko!
He he he…. siadło…. i to grubo 🙂
Ale jak zacznę od początku przygody z wyjazdem do Berlina będzie ciekawiej.
W poprzednim wpisie wspominałem że zamierzam wrócić do pokerowych wyjazdów i tak też zrobiłem, z tym że nie zdążyłem na EPT Barcelona. Byłem akurat wtedy z przyjaciółmi na wakacjach w Czarnogórze. Miałem też zamiar przed następnym tripem pokerowym rozegrać się trochę w warszawskim Hicie i we wrześniu pojawiłem się chyba na 4 turniejach. Poza rozegraniem się chciałem też dojść chociaż raz do kasy, bo ostatni turniej na żywo cashowałem 4 lata temu w Las Vegas. W tym okresie nie grałem zbyt wiele, ale czułem że po prostu nie pamiętam jak to jest dojść do kasy i nawet grając nie wierzyłem, że to może się zdążyć.
Bardzo fajnie mi się grało w tych turniejach i odzyskałem pewność siebie co do moich readów. Formalnie do kasy nie doszedłem ani razu ale raz była zrzuta na bubble na którym odpadłem, więc uznałem temat za odhaczony ;).
W międzyczasie decydowałem na jaki festiwal pojechać i metodą im szybciej tym lepiej padło na Wsop circuit berlin. Jedyne założenia jakie miałem to przynajmniej jeden turniej omahy (jako mój turniej główny) tak do 600€ i jakieś side eventy do 300€ w holdema. Akurat tam się to zgadzało i podróż zaplanowałem od piątku do środy z zamiarem zagrania trzech eventów.
Samolot miałem w piątek 30 września o 10 rano – w sam raz żeby dotrzeć do hostelu w centrum, zjeść obiad i o 17:00 być w kasynie na turnieju omahy.
Zarezerwowałem miejsce w pokoju 6 osobowym. O ile wolałbym mieć własny pokój hotelowy, to wydatek rzędu 400 euro za 5 dni, plus koszty utrzymania przy planowanych turniejach za 1000-1300 € sprawiłby, że taki wyjazd byłby totalnie nie opłacalny. W dodatku nie byłem z nikim umówiony i nie wiedziałem czy w ogóle na miejscu będą jacyś Polacy, więc pobyt w hostelu gwarantował mi przynajmniej ciekawe i otwarte towarzystwo (bo takich ludzi zazwyczaj w nich spotykałem).
Zgodnie z planem byłem w kasynie o 17, z pełnym brzuchem i zasiadłem do turnieju omahy.
Turnieje omahy na żywo prezentują wybitnie niski poziom. Muszę jednak się przyznać, że przyzwyczajony do nieco wyższego poziomu, automatycznie stosowałem trochę zagrań, które w tym turnieju były mało opłacalne i znacząco zwiększały wariancję. Na pewno gracze dużo rzadziej pasowali. Głównie dlatego, że przyzwyczajeni są do holdema gdzie rozgrywa się prawie wszystkie flushdrawy, a openended z flushdrawem to niemal nuts ;). W każdym razie z głównych wniosków, w przyszłości zamierzam grać tight super aggressive, niezależnie od faktu, że przeciwnicy grają z vpip na poziomie 40-70%. Nie popełniłem jakiś wielkich błędów, a pierwszego buyina straciłem allinując się na turnie 52/48%, a drugiego już po fazie reentry gdy blindy były wysokie i wszystko wrzuciłem przed flopem.
Oczywiście nie byłem zadowolony, że odpadłem z turnieju na który najbardziej liczyłem i zostały mi tylko holdemowe, w których nie czuję się już tak dobry. Oczywiście nie mogłem nic na to poradzić a że było już koło północy, więc zahaczyłem jeszcze tylko o mcdonalda, wróciłem do hostelu i poszedłem spać.
Na śniadanie owsianka z rodzynkami i owocami, pogadałem sobie z kilkoma osobami i postanowiłem pokręcić się trochę po Berlinie. Po godzinie zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie mam ochoty na zwiedzanie muzeów, zabytków itd. Była dopiero 13 i nie miałem za bardzo pomysłu co ze sobą zrobić. Nie miałem ochoty nigdzie chodzić, ani siedzieć z książką w kawiarni i wpadłem na pomysł, że pójdę do kina :). Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo okazało się że wszystkie filmy w kinie są tylko z dubbingiem niemieckim. Na szczęście pani przy kasie była na tyle miła że poleciła mi Sinestar, w którym z kolei praktycznie wszystkie filmy grają w wersji oryginalnej i to nawet bez niemieckich napisów. Żeby zdążyć na turniej o 17 miałem do wyboru Bad Moms, albo Snowdena, więc padło na Snowdena, choć nie spodziewałem się zbyt wiele po tej historii.
Okazało się, że byłem w błędzie i film naprawdę bardzo mnie poruszył. Z jednej strony może to być mistrzostwo Oliviera Stona, a z drugiej moje doświadczenia jako zawodowego pokerzysty, sprawiały że mogłem się bardzo utożsamić z głównym bohaterem pracującym w bardzo stresującym zawodzie, gdzie właściwie nikt z bliskich mu osób nie miał pojęcia czym się zajmuje, ani jak bardzo stresujące to jest. W każdym razie polecam i ciekaw jestem, czy będziecie mieć podobne odczucia, czy może akurat tylko na mnie tak to zadziałało (premiera w Polsce 18 listopada).
Skoczyłem jeszcze na spaghetti i pewnie koło 17:15 dotarłem na turniej Oktoberfest 1a.
Grało mi się bardzo fajnie. Pomimo tego, że jestem zdecydowanie lepszym graczem w omahowe odmiany pokera, to w tych odmianach dużo ciężej wykorzystać mi moje umiejętności czytania ludzi bo w omahę prawie zawsze coś trafiają, albo myślą, że trafili :P. Natomiast w holdema jeśli się wie na co patrzeć to są gracze u których można rozróżnić, czy trafili top parę, czy cbetują z Ahigh, albo czy ich 3bet preflop jest ze słabą kartą, czy z mocną. Siła kart w holdema jest bardziej zero – jedynkowa, więc i emocje w których czytaniu jestem dobry są bardziej zgodne z tym co gracze mają w kartach.
Przez cały dzień zrobiłem na pewno masę dobrych i złych zagrań, ale najbardziej byłem zadowlony ze sprawdzenia overbet allina na flopie z KQ na AK5 vs flushdraw i spasowania KJ na QsTh8s Ah 5h, gdy przeciwnik sprawdził mój check-raise na turnie i zagrał pot allina na river po moim checku (spasowałem face up i pokazał kolor).
Warte zaznaczenia jest też to, że na koniec dnia graliśmy ostatnie trzy rozdania i niektórzy gracze gamblują wtedy, żeby w razie czego zagrać jeszcze raz w dniu 2b. Początkowy stack wynosił 15tys i miłą niespodziankę sprawił mi pewien pan który w ostatnim rozdaniu dnia sprawdził allina za 45tys z Q5off, gdy ja trzymałem KK. Tym sposobem do worka schowałem 118500 żetonów :). Było już około godziny 3 rano, więc wróciłem do hostelu i poszedłem spać.
Następnego dnia umówiony byłem na obiad z kolegą kolegi, który robi w Berlinie doktorat z biotechnologii i skoczyliśmy sobie na indyjską kuchnię, a później wróciłem do hostelu, gdzie akurat do mojego pokoju wprowadzało się trzech Amerykanów. Właśnie skończyli studia i przyjechali na wycieczkę po Europie. Wcześniej byli w Londynie, a przed nimi jeszcze Praga, Austria, Włochy i Francja. Sympatycznie nam się gadało i skoczyliśmy razem na pizzę. Ciekawie było posłuchać jakie mają wrażenia na temat Europy i różnic międzykulturowych widzianych z ich perspektywy. Na pewno dużo dla nich znaczyła możliwość zobaczenia po raz pierwszy śladów historii wojennej ich kraju. Pomimo dużego udziału wojsk amerykańskich w drugiej wojnie światowej na ternie USA nie odbyła się żadna bitwa i nie ucierpiało żadne miasto (poza Pearl Harbour).
Zjedliśmy kolację, chłopaki byli zmęczeni podróżą i szli spać, a ja postanowiłem jeszcze zerknąć na kongres Salsy, który odbywał się w tym momencie w Berlinie. O tym wydarzeniu dowiedziałem się przy śniadaniu od jednej dziewczyny, która specjalnie po to przyjechała do Berlina. Kiedyś byłem na kursie bachaty i pamiętam, że instruktorka zachwalała takie kongresy jako bardzo klimatyczne wydarzenie, a że od jakiegoś czasu myślałem właśnie o zapisaniu się na jakiś kurs to postanowiłem powiedzieć życiu tak i wpaść przynajmniej na chwile, żeby popatrzeć na pokazy i może zdobyć motywację do zapisania się na kurs po powrocie.
Kongresy Salsy to to dla tancerzy trochę tak jak dla nas festiwale pokerowe :). Spędziłem tam tylko z trzy godziny, przez dwie oglądając pokazy, a później przez godzinę patrząc jak ludzie sobie tańczą. Może to dziwnie brzmieć, ale oglądanie tych tańczących ludzi było naprawdę bardzo miłe. Po skończonych pokazach obsługa zabrała się za zbieranie krzeseł na płycie, a wśród publiczności dało się wyczuć rosnące podekscytowanie przed główną częścią wieczoru czyli rozpoczęciem imprezy, która zaczyna się codziennie o północy i trwa do 8 rano :). Jeszcze zanim ostatnie krzesła zniknęły z parkietu, zabrzmiała salsa i jedna para po drugiej zaludniały parkiet by po 15 minutach nie było już zbyt wiele wolnego miejsca. Każdy prezentował inny poziom, ale wszystkich łączyła pasja do tego tańca, wypisana razem z uśmiechem na twarzy. Ciekawe było to, że na takich imprezach nie ma stałych par. Zazwyczaj tańczą razem jedną piosenkę po czym się rozdzielają i chłopak idzie do brzegu sali szukając jakiejś wolnej dziewczyny, a dziewczyna idzie do brzegu sali czekając aż jakiś chłopak ją zaprosi do tańca, co zazwyczaj trwało tylko kilka chwil. Każdy też tańczył trochę inaczej i dało się wyczuć, że taniec pozwala im wyrazić siebie tak jak mają ochotę. Pozazdrościłem im i postanowiłem, że po powrocie zapisze się na jakiś kurs i skoczę sobie kiedyś na taki kongres :).
Koło pierwszej wróciłem do hostelu, w sam raz, żeby się porządnie wyspać i po śniadaniu uderzyć na 14 na dzień drugi Oktoberfestu.
Wstałem, zjadłem śniadanie i wyszedłem na turniej. Koledzy z pokoju życzyli mi powodzenia i zapowiedziałem jeszcze, że jeżeli wygram to ”drinks on me” ;).
Myślę, że najważniejsze dla mnie rozdanie tego turnieju miało miejsce przy około 115 osobach left ( 99 w kasie).
Gracz z utg – na moim stole od pół godziny, ale pierwsze 10 minut wystarczyło mi do stwierdzenia że to jakiś wymiatacz. Czasem po prostu od razu to widać. To jak obserwuje graczy nawet nie będąc w rozdaniu, jakie podbicia stosuje itd. W każdym razie grał dosyć aktywnie, a że siedział po mojej lewej stronie to wiedziałem, że nie będę miał łatwego życia na tym stole.
Gdy przy blindach 2,5/5 gracz na utg podbił do 12tys, gracz z środkowej pozycji sprawdził, a ja na sb zobaczyłem dwie dziesiątki, dosyć naiwnie uznałem, że skoro UTG gra zdecydowanie za dużo rąk to takie TT jest wystarczająco dobre do squeza i powinno wyglądać na tyle mocno, że w większości przypadków zgarnę pulę preflop. Przebiłem do 37k (mając łącznie 160k). Niestety był to wielki błąd. Wiedziałem, że zamierzam spasować do 4beta, ale uznałem, że biorąc pod uwagę dosyć szeroki range otwarcia tego gracza nie dostanę go zbyt często. Niestety już w momencie wrzucania 3beta poczułem, że wyglądam niepewnie i gdy przeciwnik zapytał mnie ile mam żetonów odpowiedziałem mu ( a nigdy tego nie robię bo nie chcę zdradzać głosem żadnych telli ) i to jeszcze w taki sposób jak robią to gracze, którzy się boją i ogólnie poczułem że całym sobą wysyłam sygnał ”proszę nie przebijaj mnie!!!”. No i przebił, allin. Mp oczywiście spasował. UTG miał łącznie 200k, czyli jeśli bym przegrał to odpadam z turnieju tuż przed kasą. Normalnie pewnie byłby to easy fold, ale tutaj czułem, że okazałem tak wielką słabość, a mój przeciwnik wyglądał na gracza który bardzo dobrze wie jak wywierać presje w okolicach bubbla i uznałem, że jest bardzo duża szansa, że allinuje w tej sytuacji większość rąk które otwiera. W dodatku jeśli spasuje to do bubbla wcale nie było tak blisko i mając takiego gracza po lewej stronie pewnie stracę jeszcze sporo żetonów, a jeśli wygram to zostanie praktycznie unieszkodliwiony. Mając to wszystko w głowie zacisnąłem zęby, włożyłem żetony do puli odkryłem karty, szybko wstałem, zobaczyłem tylko kątem oka jak odsłania AQoff i poszedłem do łazienki. Jako, że finalnie wygrałem ten turniej to oczywiście wiecie jak się to musiało skończyć ;).
Absolutnie nie jest to rozdanie które uważam, że zagrałem dobrze. Myślę, że squeze przed flopem był fatalny i musiałem po nim podjąć bardzo trudną decyzję, w której podjęciu znaczące były potoddsy, ale finalnie zaryzykowałem swoje życie turniejowe na coinflipa do czego moim zdaniem nigdy nie powinno się dopuszczać jeśli jest jakaś inna opcja. Na pewno trafiłem z readem, że jest dobrym graczem bo był to Paul Michaelis – zdobywca bransoletki WSOP, a nasze drogi skrzyżowały się jeszcze później na final table, gdy odpadł na trzecim miejscu.
Nie chce szczególnie opisywać rozdań, bo byłoby tego zbyt dużo. Na finałowy stolik wchodziłem jako średni stack po szczęśliwym podwojeniu przy 10 graczach z Kjs>88. I jako że było kilku aktywnych przeciwników, to większość czasu nie angażowałem się tak jak to pokerowe ICMy przykazują i od czasu do czasu udawało mi się kraść blindy. Tak zostało nas 5 i właściwie pierwszy raz mój allin został sprawdzony gdy akurat niefortunnie allinowałem się przy 12bb z 28s sb/bb przeciwko graczowi, który spodziewałem się, że dosyć często powinien pasować. Niestety znalazł KJ i sprawdził (wcale niezbyt szybko). Podwoiłem się, ktoś inny odpadł, aż zostało nas trzech i podwoiłem się z AJ na KQ lidera, gdzie wyrównały się nasze stacki, i został Paul na shorcie, którego żetony przejął później mój przeciwnik z HU.
Do HU doszedłem mając 5mln, a mój przeciwnik miał 9mln. Szczęśliwie się złożyło, że był to jeden ze słabszych graczy ze stołu finałowego, ale niestety dosyć dużo blefował i trochę mi zajęło zanim ogarnąłem co i jak. Szczęście pomogło mi szczególnie w jednym rozdaniu gdy mój 4 high flush trafil na jego 3 high flush :). Wyobraźcie sobie co czułem gdy snap callnął mój 3bet allin na turnie i odsłonił kolor. Dopiero po chwili mój mózg zarejestrował, że ma jedyny możliwy niższy kolor :).
Co do ostatniego rozdania to miałem przewagę około 9/4 milionów. Dostałem 59off na buttonie i przy blindach 150/300k postanowiłem zlimpować. To było jedno z moich dostosowań, bo tylko czasami raisował z bb gdy limpowałem, a gdy pula była raisowana dużo częściej mnie 3betował lub angażował się po flopie, więc w którymś momencie zacząłem sporo limpować z btn. Zagrał check.
Flop spadł 853off
zaczekał. I tu moje ready były jasne, że pomimo dosyć sporej agresji grał dosyć prostolinijnie i jeżeli trafił cokolwiek na flopie to uderzał z pierwszej piłki, a jeżeli nie to odpuszczał i czasami próbował coś kombinować checkraisami. Zagrałem za 300k i dostałem checkraise do 900k.
Poczułem, że ewidentnie nie spodobał mu się mój bet i postanowił mnie wyblefować, więc zrobiłem skrzywioną minę i sprawdziłem. Na turnie spadł As i prawie automatycznie zagrał allina za 2,9 miliona. O ile planowałem sprawdzić właściwie każde zagranie to as mi się nie spodobał, ale po chwili uświadomiłem sobie, że prawie na pewno raisowałby z asem z bb i wiedziałem, że jeśli podjął decyzję o jakimś zagraniu na flopie to już nie odpuszczał, więc sprawdziłem i zobaczyłem rękę której się spodziewałem, czyli kompletny blef z 6T. Na szczęście, żaden z jego outów nie spadł i wygrałem :).
Zrobili mi zdjęcia, była już 5:30. Telefon już dawno się rozładował. Więc wróciłem do hostelu, zostawiłem puchar na stole. Zastanawiałem się czy budzić kolegów z pokoju, ale była jeszcze jakaś dwójka, której nie znałem, więc wysłałem tylko wiadomości o sukcesie do bliskich mi osób. Wykąpałem się i kompletnie wykończony poszedłem spać. Miałem zamiar pospać sobie dłużej, żeby odpocząć przed deepfreezem następnego dnia. Ale pewnie po jakichś trzech godzinach obudziły mnie podekscytowane głosy:
'hey look at this,
did he won it?,
No Way!
Is this from the tournament he was playing?
I'm not sure
WTF?
I pewnie wtedy dotarło do mnie co się stało i że to nie był sen i na tyle podskoczyła mi adreanalina, że wiedziałem, że i tak nie zasnę, więc podniosłem się z łóżka z uśmiechem i zapytałem:
What's up guys? Where do we go to celebrate? 🙂
Dzięki wszystkim za gratulacje i miłe słowa na temat bloga. Mam nadzieję, że po każdym wyjeździe coś się tu pojawi 🙂
Grywasz trochę PL8?
Grywam i od jutra na Malcie będę mógł się wykazać 🙂
Blog świetny. Wyniki rewelacyjne. Osobiście też nie mogę przejść obojętnie jak widzę Twój wpis. Tak czytając nasunęło mi się, że skoro Amerykanie chcieli zobaczyć „ślady historii wojennej ich kraju” to powinni koniecznie dodać do swoich przystanków Warszawę lub inne miasta Polski.
Super się czytało, szkoda że tak rzadko piszesz.
Świetny wpis! Gratulacje:)
Gratulacje.
Napiszę to co chyba pisałem pod Twoim ostatnim blogiem:
pisz kufa częściej!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.