Liga Niespełnionych Marzeń – cz. 2

1

Skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Co prawda w życiu często zapominam lub nie chcę stosować się do tej zasady, ale pisanie na blogu to inna sprawa. To zrobię chętnie. Tak więc zapraszam do drugiej części Ligi Niespełnionych Marzeń.

Ostatni wpis zakończyłem na wprowadzeniu sylwetek: Janusza, rozkminiacza, grindera, spóźnionego i pechowca. Stanowią oni trzon całej grupy, ale należy wskazać innych, którzy również zaznaczyli swoją obecność i zapisali się na kartach ligi.

Boss – każdy z nas w swojej pokerowej karierze spotkał się w turnieju z graczem, którego bankroll wydaje się być nieograniczony (przynajmniej wobec stawek do których zasiada). Nie inaczej jest w przypadku naszego lokalnego bossa. Gracz ten na co dzień przędzie bardzo dobrze i nie ma problemu zostawić 10-20 buy inów w fazie rebuy, wsuwając co rękę any two na podwójnym stacku. Taka gra sprawia, że buduje on około 25-50% puli, ale prędzej czy później buduje również sporego stacka, którego stara się wykorzystać po skończonej fazie dokupień. Tutaj zaczyna się cała magia naszego szefa. Szczególnie upodobał on sobie pojedynki z rozkminiaczem. Obaj gracze słyną z levelingu rodem z EPT, a efekt tego jest taki, że zdarza się, że jeden z nich odpada z Q6o, niczym swego czasu nadzieja polskiego pokera: Szymon P. Boss lubi drwić z ludzi. Tak jak w pojedynkach pokerowych, za przeciwnika obrał sobie głównie rozkminiacza, tak celem jego żartów pada najczęściej pechowiec. Same żarty z kolei w większości przypadków dotyczą konkretnych rozdań w których pechowiec był zdecydowanym faworytem, czy też jego tiltu. Nie dziwią więc głośne słowa bossa po odpanięciu pechowca „Weź ty się lepiej za normalną pracę, bo i tak Ci się asy nie utrzymają”. Nietrudno się domyślić, że wszyscy poza pechowcem wybuchają śmiechem.

Furiat – pseudonim tego gracza jest w pełni zasłużony. Furiat nie lubi przegrywać. A szczególnie nie akceptuje porażek, kiedy dysponował lepszą ręką przed flopem. Jego warsztat pokerowy jest raczej skromny. Zna podstawy, potrafi oceniać siłę ręki, ale to chyba tyle, jeśli chodzi o jego mocne strony. Podobnie jak pechowiec, nie potrafi kontrolować tiltu. Różnica między nimi jest taka, że kiedy pechowiec przegrywa, to jest to nieszkodliwe, natomiast jeśli przegrywa furiat, to w najlepszym razie posypie się kilka kobiet lekkich obyczajów. W najgorszym coś przed wyjściem rozwali. Na szczęście do tej pory nie był to niczyj nos. A jeśli chodzi o rozwalanie nosów, to jego warsztat jest dużo lepiej wyposażony, aniżeli pokerowy.

Trzech muszkieterów – na ligę przyjeżdżają od kilku miesięcy, także żaden z nich nie zasłużył jeszcze na to, aby w tym blogu być osobną osobą. Dlatego też najczęściej będę posługiwał się terminem muszkieter, jeden z muszkieterów lub według własnego widzimisię: Atos, Portos bądź Aramis. Kariera muszkieterów wyglądała tak, że około pół roku tego przyjechał na ligę pierwszy raz Atos. Po grze łatwo można było dojść do wniosku, że jest to jego pierwszy turniej w ogóle, a jeśli wcześniej grał coś online, to pewnie tylko freerole i to metodą wsuwania all inów pre. Po kilku tygodniach razem z Atosem zaczął pojawiać się Portos, a za Portosem poszedł Aramis i od 2-3 miesięcy cała trójka przyjeżdża w pełnym składzie. Jako, że Atos posiada największy staż, cieszy się on ogromnym szacunkiem pozostałej dwójki. Dochodzi do kuriozalnych (z perspektywy normalnego, myślącego gracza) sytuacji, gdzie Atos tłumaczy grę swoim towarzyszom i to, dlaczego zagrał tak, a nie inaczej. Oczywiście są to kompletne bzdury, które wywołują uśmieszki na twarzy większości, ale nikt nie ma tyle odwagi lub po prostu nie chce o tym wspomnieć. W końcu śmiech to zdrowie i niech sobie żyją w swojej błogiej nieświadomości, szczególnie że dają tyle frajdy pozostałym. Co do muszkieterów, to miała miejsce jeszcze jedna ciekawa sytuacja. Kiedy Aramis poszedł za potrzebą znajdując się na bb, pechowiec postanowił wykorzystać sytuację, i po foldach do niego oznajmił all in (chcąc ukraść dead money). W tym czasie dało się słyszeć spuszczaną ze znajdującej się za ścianą toalety wodę i do akcji wszedł Atos: „on już idzie, poczekajmy”. To oczywiście wywołało wsiekłość pechowca, który zaczął bać się o swoje turniejowe życie. Aramis słynie z luźnych calli, a reakcja pechowca wskazywała, że nie dysponuje on mocną ręką. Było to oczywiście niezgodne z jakimkolwiek regulaminem oficjalnego turnieju, no ale pechowiec dał się przekrzyczeć Atosowi, a potem i wtórującemu mu Portosowi. Grzecznie czekał, aż Aramis wytrze ręce, zasiądzie do stołu i oznajmi call lub fold. Na szczęście dla pechowca, muszkieter musiał mieć typowy trash i spasował swoją rękę.

Na dzisiaj to tyle. Pomimo, że mamy 11-go listopada, to pożegnam się po rosyjsku:

Poprzedni artykułWSOP November Nine – Joe McKeehen mistrzem świata 2015!
Następny artykułMega Poker Series od jutra w Rozvadovie

1 KOMENTARZ

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.