Kara Scott o życiu w rozjazdach i mediach, cz. II

0
kara scott

W drugiej części wywiadu Kara Scott zdradza, dlaczego zależy jej na nauce języka włoskiego, opowiada o plusach i minusach podróżowania po świecie i znaczeniu mediów w naszym życiu. Jeśli nie czytałeś pierwszej części, to zapraszamy do lektury tutaj.

– Ostatni razem kiedy rozmawialiśmy uczyłaś się języka włoskiego, ponieważ zamierzałaś osiedlić się we Włoszech. Jak to wygląda dzisiaj?

– Włochy były cudowne. Kochałam to miejsce i spędziliśmy tam trzy lata, zanim przeprowadziliśmy się do Słowenii kilka lat temu. Tu również jest fantastycznie. Wciąż uczę się włoskiego. Jest trochę trudniej nie mieszkając tam, ale robię postępy.

Moi teściowie mówią po włosku, dlatego ważne jest dla mnie, by móc się z nimi właściwie porozumiewać. Oni co prawda rozmawiają ze mną po angielsku, ale wydaje mi się, że to oznaka szacunku w stosunku do nich, że pracuję nad nauką ich ojczystego języka. Równie ważne wydaje mi się to w parach czy małżeństwach osób wywodzących się z dwóch różnych kultur. Co prawda Giovanni zna perfekcyjnie angielski, wciąż jednak nie jest to jego ojczysty język i są rzeczy, których nie potrafi tak dobrze wyjaśnić, jak mógłby to zrobić po włosku. Tak więc nauka jest dla mnie ważna. Mam wspaniałego męża i chcę go odpowiednio zrozumieć.

– Jak znajdujesz czas na naukę języka? Wydajesz się zawsze zajęta. Jak radzisz sobie z zarządzaniem czasem?

– Jestem w tym coraz lepsza. Spędziłam lata pędząc na oślep w kierunku nowych projektów bez chwili wytchnienia. To musiało się zmienić. Teraz mam więcej energii na inne rzeczy, a jej część wkładam właśnie w naukę języka. Chciałabym uczęszczać na prawdziwe zajęcia, ale ciągle jestem w rozjazdach. Codziennie korzystam więc z Duolingo. Kiedy widzę, że udało mi się zrealizować swój cel na Duolingo sto sześćdziesiąty dzień z rzędu, czuję się dobrze. Jeśli przerwę passę, czuję się źle. Rywalizacja dobrze na mnie działa.

– Dużo podróżujesz. Jakiej rady udzieliłabyś osobom chcącym podróżować po świecie, które w miejscu trzyma strach?

– Gdy ja się czegoś boję, myślę sobie „co najgorszego może się stać?” Wtedy umysł wyobraża sobie najgorszą możliwą rzecz. W tym miejscu powinieneś zadać sobie pytanie „ale co najgorszego NAPRAWDĘ może się stać?”

Czasem zarabianie pieniędzy jest mniej ważne niż spędzanie życia robiąc to, co kochasz. Nie jest to opcja dla wszystkich, dlatego też jestem świadoma tego, jak wielkie spotkało mnie szczęście, że mam taką możliwość. Moje priorytety to spędzanie czasu z ludźmi, których kocham. Na początku tego roku postanowiłam polepszyć swoje stosunki z ludźmi. Będąc ciągle w drodze przegapiam wesela, urodziny i te pamiętne wieczory w pubach, które zapamiętasz do końca życia. Wiele takich chwil mi umyka, dlatego staram się skupiać na ludziach, a nie podróżach.

– Jak to jest mieć rodzinę zarówno we Włoszech, jak i w Kanadzie?

– Chciałabym wrócić do domu i spędzić więcej czasu w Kanadzie. Bardzo tęsknię za rodzicami. Złapałeś mnie teraz w trudnym okresie. Nie widziałam rodziców od ponad roku, a to bardzo długo. Nie mogłam wrócić, ponieważ nie miałam kanadyjskiego paszportu. Wyrobienie nowego zajęło mi pół roku, przez co nie było mnie na pięćdziesiątej rocznicy ich ślubu. To okropne. Nigdy już tego nie odzyskam.

Spędzamy przynajmniej dużo czasu online. Razem z mamą przesiadujemy na Snapchacie. Mam go tylko dlatego, że korzysta z tego ona, moja siostra i jej dzieci. Używam go jako komunikatora z rodziną – tak to działa w nowoczesnym świecie. Moje dziwne życie sprawia, że jeżdżę z kraju do kraju zdecydowanie za często, a to oznacza, że ciągle zostawiam za sobą jakichś ludzi.

To nieprawda, że związek nie może być głęboki, jeśli nie odbywa się twarzą w twarz. Mam takie przyjaźnie w internecie, bo w zasadzie widzimy się twarzą w twarz. Nasza wspólna historia nas łączy. Wydaje mi się, że ważne jest, by nie zakładać, że tylko „tradycyjne” relacje działają, ponieważ wcale tak nie jest.

– Moja żona jest Amerykanką, a córka ma brytyjski i amerykański paszport, ale sam nie mogę mieszkać w USA. Z Brexitem i Trumpem wydaje się, że świat staje się coraz bardziej podzielony. Co ty widzisz patrząc na świat?

– Wiele negatywnych rzeczy nie jest skierowana bezpośrednio we mnie, więc łatwo byłoby na nie nie patrzeć. Łatwo byłoby nie zwracać na to uwagi i zadbać o siebie i ukochanych, ponieważ nie jesteśmy celem ataku rasizmu. Ale myślę, że ważne jest to, by widzieć takie sytuacje, powiedzieć coś, kiedy ludzie są ranieni słowami i czynami, chociaż to nie ja jestem celem ich ataków.

Czuję, że moim obowiązkiem jest przemówić, chociaż ludzi często to denerwuje. Czasem nawet tych, na których mi zależy. Jeśli powiedzą coś krzywdzącego, poruszę ten temat. Nie oznacza to, że krzyczę na nich czy obrażam – musimy przestać myśleć, że są tylko dwie metody rozmowy, czyli zupełna zgoda lub rzucanie wyzwiskami. Można porozmawiać i nawiązać normalny dialog na każdy temat.

Myślę, że ludzie nie powinni stać z boku, tylko ważne jest, żeby reagowali. Osoby będące celem zniewag mają już wystarczająco na swoich głowach. Nie muszą rozwiązywać tych problemów. To my powinniśmy to zrobić za nich.

– O problem imigracji pokłóciłem się ostatnio z mamą. Cytowała gazetę skarżącą się na przypływ Polaków i Rumunów do Wielkiej Brytanii. Zasmuciło mnie to, szczególnie, że jestem w połowie Chińczykiem i mam amerykańską żonę.

– Łatwo poddajemy się wpływowi mediów, bardziej niż myślimy. Bigoteria istnieje od zawsze, jest też i dzisiaj – teraz po prostu inaczej o niej mówimy. Zawsze była używana do tworzenia podziałów i zachowywania struktur władzy. Ciągle wygląda to tak samo. Media na Wyspach nie mają przyjaznego stosunku do imigracji, zwłaszcza do tej z Polski i Rumunii.

– Myślisz, że mamy wolną wolę?

– Oczywiście. Po prostu czasem z niej nie korzystamy. Byłoby łatwo i krzepiąco wierzyć, że jesteśmy całkowicie prowadzeni przez media, ale uważam, że zawsze jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny, a to wymaga wiary w wolną wolę.

– Zgadzam się, że jesteśmy odpowiedzialni za własne czyny, ale wracając do mojej mamy – czasem mam wrażenie, że to nie ona dokonuje wyboru, ale jest sterowana jak marionetka przez codzienne gazety i BBC.

– Każdego dnia mamy zawsze miliony małych decyzji. Nikt z nas nie podejmuje zawsze właściwych. Byłabym szczęśliwa, gdyby chociaż połowa z nich była dobra. Trudno zorientować się, co jest prawdą. Dorastamy w bańce ochronnej. Każdy z nas ma taką. Możesz żyć w bańce swojego kraju, sąsiedztwa, przeczytanych książek, przyjaciół. Ale wciąż jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy. Jeśli widzimy, że ludzie cierpią i nie zwracamy na to uwagi, to być może media poddały nas praniu mózgu, ale wciąż to my dopuszczamy do tego. Może być też tak, że jesteśmy bardziej szczęśliwi wybierając łatwiejszą ścieżkę.

– Niedawno przeglądając Twittera czułem złość i żal. Zastanawiałem się, jak ludzie mogą to ciągle robić? Jest teraz sporo wraków samochodów na Twitterze (chodzi o zamach, który miał miejsce 3 czerwca 2017 roku w Londynie – przyp. red.), ale ty wydajesz się znosić to bardzo dobrze. Jak ci się to udaje?

– Kiedy ludzie atakują cię swoją negatywnością, ciężko jest myśleć „Może ponownie muszę spojrzeć na swój system wartości, żeby upewnić się co do pewnych rzeczy”. Trudno podejść do tego w szczery sposób ze sobą samym. Powiedzieć „Czy to moja wina? Czy to, co powiedziałam lub zrobiłam było krzywdzące, zwłaszcza w stosunku do ludzi mających mniej siły ode mnie?”. Ale często jeszcze trudniej jest być cicho i powiedzieć „Tak, słyszę, co mówisz.”

Ostatnie miesiące byłam bardzo cicho. Dużo działo się na świecie, w polityce, a widok ludzi, na których mi zależy, będących celem niektórych partii politycznych, był ciężki. Starałam się słuchać tego, co mówią ludzie. łatwo byłoby dużo mówić, ale często inni mówią o tym lepiej, a ja staram się wzmocnić ich głos. Przecież nie musi to być moja twarz i moje słowa.

– Cóż, to działa. Myślę, że znalazłaś odpowiednią równowagę. Nie boisz się wchodzić w debaty na emocjonujące tematy, ale jednocześnie obchodzisz się z nimi z szacunkiem. Jeśli obecność w mediach społecznościowych jest dla marki ważna, to na pewno bym cię zatrudnił.

– Może to znaczy, że nie jestem wystarczająco głośna. Nie chcę być bezpieczną marką. Szczerze mówiąc ważnym powodem mojej ciszy przez ostatni rok były powody osobiste. To był dla mnie ciężki rok i nie czułam się na siłach, żeby cały czas zaznaczać swoją obecność w mediach społecznościowych.

Nie wściekam się już tak jak kiedyś na osobiste komentarze. Kilka lat temu mocno mi się obrywało. Było to niezwykle stresujące. Teraz nie dbam specjalnie o opinię innych ludzi. Kiedyś było inaczej, ale to nie było zdrowe.

Teraz zależy mi na opinii szefa i ludzi, których cenię. To na ich feedback dotyczący mojej pracy czekam. Nie dbam o to, że nieznajomi wysyłają mi niemiłe słowa. Myślę, że muszą to być smutni ludzie, po czym blokuję ich i żyję dalej.

baner-znizka-programy

ŹRÓDŁOCalvinAyre
Poprzedni artykułKsiążki pokerowe – najlepsza droga dla początkujących
Następny artykułPartyPoker zmienia format Sit&Go Hero za 3$