W moim „historycznym” cyklu pokerowym czas opowiedzieć o największej aferze w polskim pokerze. Opowieść będzie długa, bo i wątków ma dość sporo, więc zapraszam do lektury tekstu w dwóch odsłonach.
Aby opowiedzieć całą tę historię należy się cofnąć do początku roku 2009. Wtedy to z inicjatywy Michała Wiśniewskiego powstała Polska Federacja Pokera Sportowego. Z założenia miało to być ciało reprezentujące polskie środowisko pokerowe na zewnątrz, czyli choćby w kontaktach z politykami. PFPS miał również na celu uregulowanie pokerowego rynku w Polsce, choćby poprzez zrzeszenie graczy w jednej organizacji, szkolenia krupierów i tournament directorów, organizowanie rozgrywek ligowych w kraju itp. Jednym słowem – miało być normalnie.
Na pierwszego prezesa nowej federacji wybrano Pawła Abramczuka, prezesa funkcjonującego wówczas (nie wiem nawet, czy wciąż istniejącego) Stowarzyszenia Popularnych Gier Towarzyskich „Mariasz”. Wśród pokerzystów nie było wtedy zbyt wielu osób znających się choćby na zakładaniu czy funkcjonowaniu jakichkolwiek stowarzyszeń, wybór Pawła miał być więc pożyteczny, ale jednocześnie tymczasowy. Jego rolą miało być „odpalenie” PFPS – złożenie wniosku o rejestrację do sądu, wpis do KRS, NIP, REGON, status i inne tego typu cuda wianki potrzebne do egzystowania takiej organizacji. Później oficjalnie władzę w federacji mieli przejąć ludzie, którzy się na pokerze znali zdecydowanie lepiej od prezesa Abramczuka i to oni mieli ciągnąć ten wózek z napisem PFPS. Stało się jednak inaczej…
Kilka miesięcy później okazało się bowiem, że Pawłowi Abramczukowi spodobała się nowa funkcja. Na pierwszym Walnym Zjeździe, w listopadzie 2009 roku, miano wybrać nowe władze organizacji. W zasadzie wszystko było ustalone już od dawna – nowym prezesem miał zostać Janek „Jani” Pruszkowski, osoba doskonale znana w środowisku, najlepszy tournament director w naszym kraju, znający zarówno mnóstwo graczy, jak i problemy ich dotykające, mający w zasadzie całe środowisko pokerowe w małym palcu.
W swoim blogu pisałem o tej sytuacji tak:
„Szczerze mówiąc z pierwszym oficjalnym zjazdem naszego pokerowego związku wiązałem – a myślę, że nie tylko ja – duże nadzieje. Nadzieje na zmiany dające nam, pokerzystom, szansę na walkę o nasze prawa w przededniu czekającej nas katastrofy w postaci nowych ustaw, które ubzdurał sobie nasz rząd. Do tej pory walki tej nie było i chyba wszyscy czekali z jakimiś bardziej zdecydowanymi reakcjami na wybranie nowego Zarządu PFPS. Niestety, zjazd zakończył się absolutnie nijak, bo władze, które zostały wybrane takiej szansy – według mnie – nam nie dadzą”.
„Lubię Pawła Abramczuka, bo jest on bardzo sympatycznym człowiekiem, ale nie wydaje mi się, żeby na stanowisku prezesa PFPS sobie poradził. Uważam po prostu, że temat walki z biurokratycznym i politycznym betonem go przerasta, a proponowane do tej pory przez Pawła sposoby zwrócenia uwagi na problemy polskich graczy nie przyniosły żadnego skutku. A jakby nie było Federacja działa już prawie rok. O tym, że działania PFPS nie osiągnęły spodziewanych przez środowisko rezultatów świadczy chociażby fakt, że do dnia dzisiejszego członkami tejże Federacji nie są najbardziej znani w Polsce gracze i postacie ściśle związane z pokerowym środowiskiem. Co tak naprawdę osiągnęła PFPS przez rok działania? Jakie kroki podjęła w chwili rozpoczęcia ogólnopolskiej nagonki antyhazardowej? Jakoś specjalnych efektów nie widać”.
„Przebieg walki o prezesowski stołek to dla Janiego nauka, której udzielił mu stary wyjadacz wśród społecznych działaczy, czyli Paweł. Nie znam szczegółów, wystąpień kandydatów i innych takich pierdół, ale znam to środowisko bardzo dobrze i widzę co się stało. Paweł, stary cwany lis, załatwił sobie głosy wyborcze w tzw. „terenie” obiecując za nie członkostwo we władzach PFPS. Stąd na przykład w nowym Zarządzie znalazł się mój kolega Ojciec, którego znam od lat wielu z bowlingu, ale z pokerem poznał się on dopiero niedawno, w środowisku poza kilkoma graczami z Warszawy nie zna nikogo, ale reprezentuje oddział kujawsko-pomorski i zapewne za głosy z tego regionu dostał w prezencie miejsce we władzach. Tak się kolego Jani załatwia swoje interesy!! Na następnych wyborach będziesz lepiej dbał o swoje głosy!!”.
„Nie chcę z góry skazywać Pawła jako prezesa na porażkę i życzę mu jak najlepiej na nowym/starym stanowisku. Ale osobiście przewiduję klęskę tego nowego Zarządu w walce z naszymi politykami o kolejne paragrafy nowej ustawy. A właśnie jednym z podmiotów, do których projekt tejże ustawy został przesłany w ramach konsultacji społecznych jest PFPS… Jeśli w życie wejdą przepisy, które pokerzystom utrudnią w znaczny sposób życie to pretensje środowiska skierowane będą tylko w jednym kierunku”.
No cóż, wszystko to działo się jeszcze w roku 2009 i ustawą hazardową dopiero nas straszono, a Rychu, Zbychu i Miro dopiero co wyszli z cmentarza i rozpętali całą aferę, która miała tak opłakane dla nas skutki. Niestety, dwa miesiące później poker w Polsce oficjalnie został spuszczony do podziemia.
Wiele się z swoich przepowiedniach nie pomyliłem. Już rok później (grudzień 2010) o całych tych wyborach pisałem tak:
„W jednej z warszawskich restauracji odbył się pierwszy zjazd wyborczy delegatów PFPS. W atmosferze cichego skandalu na nowego/starego prezesa pierwszej pokerowej organizacji w naszym kraju wybrany został Paweł Abramczuk. Wygrał tylko i wyłącznie dzięki kupieniu głosów „z regionów”, dzięki swej daleko posuniętej demagogii i obietnicom bez jakiegokolwiek pokrycia. Ale cóż, stało się, trzeba było zaakceptować – bądź co bądź – demokratyczny wybór. Po roku widać już jasno jaką szkodą dla naszego środowiska był ten wybór. Już kilka tygodni po wyborach odzywały się pierwsze głosy niezadowolenia wśród ludzi, którzy na Pawła głosowali, również członkowie nowego Zarządu PFPS zauważyli z kim przyjdzie im współpracować. W dość krótkim czasie z całego „szefostwa” federacji i oddziałów regionalnych zaczęli odchodzić kolejni działacze, zrezygnował też rzecznik prasowy PFPS. Nikt z nich nie chciał firmować własnym nazwiskiem poczynań Pawła Abramczuka”.
A poczynania te były rzeczywiście „ciekawe”. Oczywiście o jakiejkolwiek walce z ustawą jeszcze przed jej wprowadzeniem mogliśmy sobie jedynie pomarzyć, a zaraz po wejściu w życie nowych przepisów delegalizujących w praktyce pokera w naszym kraju obejrzeliśmy smutny spektakl niemocy, beznadziei i ignorancji w wykonaniu nowego prezesa. Idiotyczne pisemka wysyłane do Ministerstwa Finansów, przegrane batalie (a w zasadzie powinienem raczej napisać bitewki) w sądach, jeden wielki żal i bezsilność. Jasna sprawa, później również nikt nic w zasadzie nie wywalczył i status quo trwa do tej pory, a chore prawo obowiązuje nadal. Czas na podjęcie walki był jednak jeszcze w 2009 roku, a nie później, gdy dziecko zostało wylane z kąpielą, choć jeszcze w końcówce listopada 2009 roku w wywiadzie dla Pokertexas Paweł Abramczuk mówił tak:
Pokertexas: Jakie działania podjął PFPS, aby ochronić interesy polskich pokerzystów?
Paweł Abramczuk: Działań federacji było bardzo dużo, uważam, że zrobiliśmy wszystko co można było zrobić. W czasie kilku najbliższych dni media dostaną informację od naszego rzecznika prasowego, która będzie obejmowała dokładny spis wszystkich działań podjętych przez Federację w czasie ostatnich dwóch miesięcy. Spora część podejmowanych przez nas działań wymaga spokoju i bardzo wyważonego podejścia, dlatego też nie jest może o naszych działaniach tak głośno, ale gwarantuję, że robimy naprawdę dużo. Wydaje mi się, że potrzebujemy jeszcze około dwóch tygodni i wszystko w sprawie pokera powinno być już jasne, a wtedy na pewno wszystkie pokerowe i nie tylko media zostaną poinformowane o sytuacji pokera w Polsce.
Pokertexas: Czy możemy liczyć, że będą to dobre wiadomości?
Paweł Abramczuk: Częściowo tak. Gorsze będą te dotyczące rozgrywek w kasynach, ale pan minister Kapica wskazał nam furtkę. Rozmawiałem zarówno z panem Kapicą jak i z panem Bonim w związku z tym wiemy co mamy robić dalej. Wszystkie te działania są właśnie przeprowadzane, w sposób cichy i spokojny i mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mieli czym się pochwalić. Chciałbym również zaznaczyć, że oprócz działań związanych stricte z ustawą podejmujemy również prace mające na celu pokerowe uświadamianie mediów.
Co z tego wyszło? Jakie to niby furtki? Czym się mogła pochwalić PFPS? Nie wiemy tego do dzisiaj…
Prezes Abramczuk miał jednak wciąż doskonały humor, który nie opuszcza go chyba do dnia dzisiejszego. Jego działania „promocyjne” na rzecz pokera rozbawiały wciąż pokerowy świat. O pokerze porównawczym dowiedzieliśmy się przecież właśnie od niego. To również on był pomysłodawcą i twórcą pokerowej „reprezentacji Polski”, w której grały same ogórki i koledzy/zausznicy prezesa. Dodajmy – grali z takimi samymi ogórkami z innych krajów, więc prezes mógł się pochwalić kolejnymi zwycięstwami swej drużyny w meczach o posrebrzany talerzyk. Kolejnym pomysłem były sekcje pokerowe na uczelniach wyższych, co oczywiście umarło śmiercią naturalną, choć był to jakiś patent na wprowadzenie do pokera nowego narybku. Abramczuk obiecywał nam również pokera na igrzyskach olimpijskich (sic!), mistrzostwa Polski w kilku kategoriach, wprowadzenie jednolitych przepisów pokerowych w Polsce i wiele innych bajek. We wspomnianym wyżej wywiadzie prezes Abramczuk popuścił wodze fantazji już na całego i pojechał po bandzie mówiąc tak:
„Wkrótce może okazać się, że rozgrywki pod patronatem Federacji to będzie jedyna możliwość legalnej gry w pokera. W Polsce jest kilka organizacji pokerowych m.in.: Polski Związek Pokera Sportowego, Polski Związek Pokerowy, Polskie Stowarzyszenie Graczy Pokerowych, ale PFPS ma ambicje bycia organizacją największą, organizacją dla ludzi, którzy swoją przyszłość wiążą z pokerem. Jesteśmy nie wiem czy najliczniejszą, ale myślę, że najpoważniejszą organizacją reprezentującą pokerzystów w Polsce. Miejsce w PFPS jest nie tylko dla tych, którzy pokera chcą traktować poważnie, ale także dla tych, którzy pokerem się bawią i traktują go rekreacyjnie”.
Chciałoby się powiedzieć – fantastyka piętro wyżej! Dziś możemy mu się jedynie popukać w czoło, choć to właśnie w tym wywiadzie prezes Abramczuk kazał pukać się w głowę… mi! Dlaczego? Bo na swoim blogu napisałem to, co cytowałem powyżej. Czas pokazał kto miał rację. Szczytem porażki medialnej był turniej na cukierki rozegrany w ramach pokazania (podobno mediom, tyle że ich tam nie było), że poker to nie takie zło…
Prezes nie marnował jednak czasu. W biurze PFPS (było to jego prywatne mieszkanie przy ul. Flory w Warszawie, które wynajmował federacji, a płacił za to wszystko Unibet, w tym również za wcześniejszy remont generalny tego mieszkania) organizował wieczorki pokerowe dla celebrytów. Pojawiali się tam na gry cashowe dziennikarze, piłkarze, aktorzy – wszystko po to, aby prezes mógł się przez chwilę polansować w ich blasku i opowiadać potem o tych niezmiernie ważnych wydarzeniach pokerowych w wywiadach i rozmowach prywatnych. Co ciekawe, pisał nawet o tym Krzysiek Stanowski w swojej ostatniej książce. Szkoda jedynie, że nie wie do dzisiaj z kim przyszło mu tak naprawdę grać.
Paweł Abramczuk urządził sobie z PFPS swój prywatny folwark, a że już nikt z nim współpracować nie chciał, to było mu tym łatwiej załatwiać dziwne biznesy pod osłoną federacji. O jednej z takich sytuacji dowiedziałem się przypadkowo i opisałem ją kiedyś na blogu:
„Kilka miesięcy temu jeden z warszawskich lokali chciał zorganizować imprezę pokerową dla swoich gości. W związku z tym właściciel tegoż klubu skontaktował się z federacją, aby zapytać o możliwe formy pomocy ze strony tej organizacji. W odpowiedzi dostał kosztorys wspomnianej imprezy (wyceniona została na kwotę 4.600 złotych netto!!) wraz z informacją, że na powyższą kwotę niestety żadnej faktury od PFPS nie dostanie i wszystko musi zostać rozliczone gotówką. Policzmy – dwóch lub trzech krupierów, jedna osoba jako „tournament director”, wynajęcie i przywiezienie stołów… I za to prawie pięć tysięcy?? Powiedziałbym, że stawki lekko bandyckie, tym bardziej, że impreza miała trwać – uwaga! – dwie godziny!! Trzeba być debilem, żeby nie wymyślić sobie dalszego scenariusza, co miało stać się z tymi pieniędzmi i do kogo by trafiły. Bo na pewno nie na konto federacji!! I od razu krótka informacja dla prawników PFPS wysyłanych przez prezesa Abramczuka z pozwem do sądu przeciwko mnie – na wszystko mam dowody w postaci korespondencji mailowej pomiędzy właścicielem lokalu a osobą oddelegowaną przez Pawła Abramczuka do załatwienia sprawy, więc chętnie się w sądzie spotkam jakby co…”.
Co działo się w PFPS poza tą akcją? Nie dowiemy się pewnie nigdy. Wiemy jednak na pewno, jak zakończyła się największa impreza, którą miała ta federacja organizować, a jej finałem był największy skandal i afera w historii pokera nad Wisłą – Puchar Polski pod patronatem firmy Tobet!
Ale o tym poczytacie już w części drugiej!
Mam nadzieję, że ten człowiek nie będzie reprezentantem pokerzystów przy żadnej przyszłej rozmowie z rządem o nowej ustawie? Przecież to jakiś zwykły oszust i kanciarz, który wykorzystuje pokera do swoich prywatnych celów!
Paweł Abramczuk urwał kurze złote jaja i zrobił cyrk z czegoś co mogło wyglądać w miarę normalnie, ale nie wszystko było tak jak piszesz. Ja zawsze byłem sceptyczny co do modelu na jakim federacja była budowana, ale trudno. To nie było jednak tak, i dobrze o tym wiesz, że to Jani był waszym liderem i że on przejechał się na Abramczuku. Jani był tylko przedstawicielem warszawskiej kliki i on tam u was miał najmniej do gadania tak naprawdę. Problem polegał na tym, że Warszawa myślała, że jest pokerowym pępkiem świata, że Ci „nowi” zagłosują na tych, co zabierają głos, najwięcej mówią i najlepiej grają w stolicy, i wy sobie wtedy olaliście resztę kraju. Nie ma co pisać ironicznie „Jani przespałeś kampanię wyborczą, ucz się od Pawła”, tylko trzeba napisać „popełniliśmy błąd, bo myśleliśmy, że Federacja to my, a przecież puściliśmy projekt w całą Polskę. kto by pomyślał, że w innych regionach kraju ludzie nie grają tylko w dobieraka i mogą zatańczyć inaczej, niż my przygrywamy”
Po pierwsze – Hania to jednak facet, niezły nick dla mężczyzny, nie ma co…
Po drugie – było dokładnie tak jak piszę, Abramczuk po prostu oszukał resztę Zarządu i tyle.
Po trzecie – nie wiem czemu piszesz „Wy”, ja nigdy nie byłem członkiem PFPS ani nie miałem w niej żadnej funkcji.
Kolego Hanka, masz jakiś kompleks stolicy najwyraźniej…
Kompletnie nie znam tematu, więc nie zabieram w tej kwestii głosu. Jack jest świetnym publicystą i pisze rewelacyjne teksty i tego nikt nie kwestionuje niezależnie od tego co o nim myśli. Cała seria jest ciekawa i uważam, że Jack odwala kawał dobrej roboty.
Ale Panie Kapitanie_bomba, litości z tymi komentarzami! Podejrzewam,że te Twoje wszystkie pochlebstwa nawet redaktora naczelnego już uwierają.
Był kiedyś taki kawał: Lech Wałęsa powinien już wyciągnąć Matkę Boską z klapy, bo jak długo można jeździć na ośle.
Ty powinieneś już wyjść z dupy Jacka, bo jak długo można chodzić z takim wielkim hemoroidem.
Hahahahaha, Marski, pojechałeś 🙂 Ale zawsze pamiętaj, że są dwie strony medalu – ultra trolle i hejterzy oraz ultra fani. Szczerze mówiąc to zdecydowanie wolę tych chwalących moją pracę, niż takich, którym wiecznie się coś nie podoba 🙂
Warszawa byla wtedy pokerowym pepkiem, moze nie swiata ale naszego grajdolka. Dwa kasyna z codzienna oferta turniejowa i cashowa (najgrubsze gry cash i tak byly w Krakowie, ale nie zmienia to faktu ze w Warszawie gralo sie najwiecej). Poza tym EPT, a inne mniejsze cykle mialy dwa terminy w Wawie z reguly pierwszy i finalowy. W Hiltonie i Hyatcie pielgrzymki ludzi z Lodzi, Bialego (z Kryska na czele) i Lublina. Wiec nie wiem w co tam graliscie ale to u nas gralo sie najwiecej.
A co do ludzi to:
Wisnia jest z Lodzi, Goral z goralowa 🙂 , Matteck z Kelc, Piotrowski z Bialego(chyba) a Waski z Plocka wiec nie wiem do czego pijesz skoro wszyscy znalezli sie w Wawie lub bardzo czesto tu bywali i nie wazne czy mieli cos wspolnego z PFPS czy nie, chodzi mi o pokerowe towarzystwo live i online ktore zjechalo do Wawy bo tu byl pokerowy pepek naszego kraju.
Pozdrowki z Warszawy dla calej Polski 🙂
Jacku kazdy nawet najtwardszy tworca lubi dupowlazow 🙂 nie Ty jedyny nie pierwszy i nie ostatni, w koncu tworzysz cos dla ludzi i chcesz byc za to doceniany. Ale kapitan i nadmanganian nie uwieraja Cie wiadomo gdzie, gdy siadasz do kompa 🙂 ?
Wiśnia czy Góral byli z Warszawy w znaczeniu, o jakie mi chodzi – grali tam i reprezentowali to środowisko. Tak samo Ci, którzy robili po 400 km, by w miarę regularnie tam rywalizować. Ale byli gracze z Katowic, Kielc, Olsztyna czy Wrocławia, którzy w wawie bywali rzadko lub w ogóle, a na tamte czasy trzymali bardzo dobry poziom. wobec tego nie można powiedzieć, że do Wawy jeździli najlepsi. Były tam najbardziej juicy gierki, ale przykład Krakowa pokazuje, że wawa =/= pokerowa Polska.
Kubo piszesz „nie ważne, czy mialo to coś wspólnego z PFPS czy nie”, ale własnie w tym kontekście to jest ważne, bo w opisany sposób reszta Polski została niedoszacowana i uznana za nieistotną przez ekipę WWA, która chciała rozdać karty na walnym. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz – Jani, Wiśnia i Andrzej z Hyata dostali wtedy rewizkę i nie potrafili wykorzystać tego położenia w duzej mierze.
JackDaniels – nie byłeś członkiem PFPS, ale nie można Cię nie zal;iczyć do tamtej warszawskiej ekipy.
Hehe pamietam to od poczatku. Pawel w 2009 byl czestym bywalcem kasyna w hyatcie, grajac tam keszowki i turnieje. Po pierwszych dwoch spotkaniach mialem o nim takie zdanie (byc moze mylne) ze biznesy to wolalbym juz robic z killerem 🙂 (bez obrazy Mirek).
Jani prezesem oraz wiceprezesami w postaci Wisni oraz zony Gorala to bylby ideal, ale co zrobic. W Polsce gdy chodzi o kase i polityke(wladze) to nigdy nic nie wyjdzie…
Ja tam Pawła lubiłem, więc to pewnie kwestia indywidualnej oceny. Ale sympatyczny gracz, nie był ciotowatym murkiem więc się dobrze z nim grało.
Jani to był dobry TD, ani razu nie dał mi sitouta:)
JD, przestań dzielić swoje teksty na odcinki, bo człowiek cholery z ciekawości dostaje co będzie dalej! Jak zwykle bombowy artykuł! Chcę więcej!
Niestety muszę, teksty by były zdecydowanie za długie i nikt by ich nie chciał czytać 🙂 Ale dzięki za dobre słowo 🙂
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.