Jesteś tym, co o sobie myślisz

4
sukces

Zastanawialiście się może kiedyś, jak ważna w grze w pokera – a także w zwykłym życiu codziennym – jest wiara we własne siły? Jak silne poczucie własnej wartości i swoich umiejętności pozwala przezwyciężać wszelkie problemy i łamać bariery? Jak wmawianie sobie, że jest się w czymś dobrym pomaga zostać naprawdę dobrym w rzeczywistości? Jak to zrobić? Tematem dzisiejszego mojego felietonu będzie wizualizacja sukcesu!

Bardzo długo zbierałem się do napisania tego tekstu. Myślałem, analizowałem, zastanawiałem się, aż w końcu postanowiłem ten pomysł zrealizować, choć osobiście uważam, że nie dotrze on do zbyt wielu odbiorców tak, jak bym sobie tego życzył. No cóż, wiele osób uzna pewnie mój tekst za zbyt wydumany, wiele osób pomyśli, że to jedynie głupie, nic nie warte gadanie. Tak czy inaczej postaram się Wam przekazać swoje przemyślenia, a już Wy sami zastanowicie się nad tym, czy warto z nich wyciągnąć coś dla siebie. Może ktoś dzięki temu rzeczywiście znacząco poprawi swoje wyniki i osiągnie wielki sukces? A może po prostu ktoś zmieni swoje nastawienie do siebie, do życia, do zwykłych problemów dnia codziennego i zacznie mu się wygodniej żyć?

Czym jest wizualizacja sukcesu? Niczym innym, jak wmawianiem samemu sobie, że pomimo tego, że do osiągnięcia celu droga jest daleka i na pewno nie usłana różami, to pokonamy wszelkie przeszkody i tenże cel osiągniemy. To zmuszenie własnej podświadomości do pozytywnego sposobu myślenia, do myślenia „na tak”, do szukania pozytywów we wszystkim, co się robi na drodze do tego celu (również po chwilowych porażkach i niepowodzeniach). To obrazowanie sobie siebie na szczycie swoich marzeń i pragnień. Kto to naprawdę potrafi?

Cechą narodową Polaków jest narzekanie, marudzenie i negatywne nastawienie do życia. Nie ma się co oszukiwać, tak ma większość z nas. Jak słynny smerf Maruda w znanej bajce chodzimy i powtarzamy w kółko „Ale po co? I tak się nie uda!”. Każdego, kto naładowany jest pozytywną energią, dobrym nastawieniem i wiarą w siebie praktycznie z miejsca nazywamy oszołomem lub idiotą. Jeśli obnosi się z tym publicznie – idiotą z parciem na szkło. Zaraz za tym idą komentarze dotyczące wybujałego ego czy chorej wyobraźni. Osiągnięcie sukcesu w tym kraju jest powodem do fali nienawiści, chorej zazdrości oraz kubłów pomyj wylewanych na głowę.

Umiejętność pozytywnego myślenia i wewnętrzna siła do realizacji kolejnych celów cechuje niewielki odsetek ludzi. Ci, którzy tę sztukę opanowali realizują się w swojej pracy, w swoim hobby, spełniają swoje marzenia. Reszta jedynie na to patrzy i zastanawia się, jak to w ogóle możliwe. Rzadko kto bierze przykład i idzie podobną drogą. Wiecie dlaczego? Bo nie wystarczy jedynie wyznaczyć sobie celu, a potem usiąść i czekać, aż marzenie się spełni. W każdym przypadku potrzebny jest do tego również nakład pracy! A pracować lubi już niewielu…

Sukces

Doskonale znany aktor Jim Carrey w połowie lat osiemdziesiątych był biedny jak mysz kościelna i nie miał nic poza marzeniami. Aby poprawić sobie humor jeździł na plany filmowe i podglądał pracę innych przy kręceniu filmów. W pewnym momencie wypisał sam sobie czek na 10 milionów dolarów i dał sobie pięć lat na jego „zrealizowanie”. Tuż przed końcem terminu wypisanego na czeku dowiedział się, że za udział w filmie „Głupi i głupszy” otrzyma… 10 milionów dolarów. Pragnął zostać aktorem i swoje zamierzenie osiągnął, ale po drodze włożył w to maksimum wysiłku. Nic nie przychodzi bowiem za darmo.

Samo wyobrażenie sobie sukcesu jest jednak początkiem drogi do jego osiągnięcia. Trzeba mieć w sobie trochę bezczelności, silnej woli, chęci do pracy, energii do jej wykonania, samozaparcia i ta wybuchowa mieszanka przyniesie w końcu skutek. Ale najważniejsze to uwierzyć w siebie już na starcie.

Po co marnować swój czas i energię, po co wkładać w coś wysiłek, jeśli tak naprawdę sami nigdy nie uwierzymy w to, że naprawdę może nam się udać? Jesteśmy na początku drogi, mamy cel, a już na starcie sami się skreślamy? Nie dajemy sobie nawet szans poprzez chowanie w głowie negatywnego nastawienia do przyszłości? Bezsens, klapa gwarantowana!

Sukces

Jak więc osiągnąć swoje zamierzenia wizualizując przyszły sukces? Oto kilka szybkich rad.

Przyjmij sukces jako pewnik

Nie ma się co zastanawiać, czy spodziewany sukces przyjdzie czy nie. Przyjdzie! Na pewno! Nie myśl „czy”, tylko „kiedy”! I wyobrażaj sobie, że nastąpi to już za moment, a nie za długie miesiące czy lata. Już teraz zacznij się uśmiechać na samą myśl o tym, że Ci się udało!

Załóż sobie kilka scenariuszy

Każdy cel można osiągnąć na kilka sposobów lub dojść do niego różnymi drogami. Nie uda się z jednym, to przechodzisz automatycznie do drugiego scenariusza, nie marnując czasu na martwienie się jednym niepowodzeniem. Wszystkie drogi muszą jednak kończyć się w tym samym miejscu – na realizacji zakładanych celów.

Zacznij żyć już teraz tak, jak chcesz żyć w przyszłości

Jak wyobrażasz sobie swoje życie po osiągnięciu sukcesu? Czy diametralnie będzie się ono różniło od tego, jakie prowadzisz teraz? Zapewne często tak będzie. Więc po co czekać? Zacznij robić teraz to, co i tak zamierzasz robić w przyszłości. Swoją postawą na co dzień spraw, że jeszcze bardziej uwierzysz w swój sukces.

Ciągle afirmuj swój sukces

Afirmacja jest formą autoaprobaty, uznania dla siebie samego we własnych oczach. Podobno do siebie mówią jedynie ci, którzy mają nierówno pod sufitem, ale to nieprawda. Mów sam do siebie, że jesteś naprawdę dobry w tym co robisz. Chwal sam siebie, mów sobie to, co chciałbyś kiedyś usłyszeć od innych. Zmuszaj swoją podświadomość do pozytywnego myślenia o sobie samym.

Wizualizuj swój sukces również fizycznie

Otaczaj się tym, co może pomóc w osiągnięciu założeń. Naklej sobie w domu karteczki przypominające o celach i marzeniach oraz środkach do ich osiągnięcia. Miej w zasięgu wzroku zdjęcia ludzi, których sukces od zawsze Ci imponował. Nie uznawaj tego jako głupotę lub bzdurę – Twoja podświadomość sama nastawi się na zwycięstwo.

Kilka słów o ostatnim punkcie, aby pokazać Wam, że to nie jest absolutnie wyssana z palca durnota. Pierwszy przykład z brzegu, jaki sam się narzuca – tuż przed World Series of Poker Daniel Negreanu kupił sobie plastikowe stojaczki na… trzy zdobyte w tym roku nowe bransoletki. Cóż, tym razem nie wyszło, ale o taki poziom wizualizacji wiary właśnie mi chodzi. Jeszcze mu się z pewnością przydadzą…

Drugi przykład wymaga opowiedzenia pewnej dłuższej historii. Gdy Phil Hellmuth, mistrz świata w pokera, 14-krotny zdobywca bransoletki World Series of Poker, był jeszcze dzieckiem, jego matka nakleiła jemu i czwórce jego rodzeństwa karteczkę na lustrze w łazience. Były na niej trzy zdania:

„Jesteś tym, co o sobie myślisz. Stajesz się tym, co o sobie myślisz. Twoje myśli zamieniają się w rzeczywistość.”

O tych trzech zdaniach pamięta do dzisiaj i na nich zbudował swoją pokerową karierę. Opowiada o tym przez całą swoją autobiografię, wiele razy podkreślając, że wraz z każdym niepowodzeniem na drodze do mistrzostwa (a miał ich naprawdę wiele) zawsze wracał do tych słów, powtarzając je jak mantrę, wbijając je sobie wciąż i wciąż do głowy. Miał cel – zostać mistrzem świata i najlepszym pokerzystą w historii. Nic nie mogło stanąć mu na drodze. Porażki przekuwał w zwycięstwa. Uczył się na błędach, które sam popełniał. Wiedział dokąd zdąża.

Niesamowita jest w tym kontekście jedna historia z książki Phila Hellmutha. Gdy na początku 1989 roku wraz z dwójką pokerowych przyjaciół poleciał na turniej na Maltę, wciąż mówił im bez przerwy i na każdym kroku, że już za kilka miesięcy zostanie zwycięzcą Main Eventu WSOP i tym samym mistrzem świata. Oczywiście jego towarzysze kiwali tylko głową z politowaniem i nie traktowali tego poważnie, a gdy wiadomość o bałwochwalczych przechwałkach Phila dotarła do innych graczy, wówczas „beki z Phila” nie było końca. Tuż przed samym wyjazdem do Las Vegas Phil nagrał na swojej automatycznej sekretarce nowy tekst: „Tu mieszkanie Phila Hellmutha, mistrza świata w pokerze. Zostaw wiadomość”. Jak ta historia skończyła się dla Phila wszyscy wiemy – pokonał w heads upie Main Eventu wielkiego mistrza, Johnny’ego Chana, przerywając tym samym serię jego zwycięstw i zostając najmłodszym w historii mistrzem świata.

Michael JordanAby trochę zejść na ziemię przypomnę jednak raz jeszcze, że wizualizacja ma jedynie być jednym ze środków do osiągnięcia własnych celów! Aby zostać milionerem nie wystarczy powiesić sobie nad łóżkiem zdjęcia Billa Gatesa, tak jak nikt nie zostanie świetnym koszykarzem od wlepiania wzroku w plakat frunącego nad rywalami Michaela Jordana. Podstawą jest praca i wysiłek włożony w dążenie do samospełnienia! Wizualizacja ma być jedynie formą doskonałej motywacji do tej pracy, którą trzeba włożyć. Nie możecie jedynie położyć się na kanapie i zacząć fantazjować o tym, że kiedyś będzie cudownie. Tak, macie mieć wobec życia pozytywne oczekiwania, ale nie mylcie tego z czekaniem na cud! Ten nigdy sam nie nadejdzie, nie miejcie co do tego złudzeń. Macie idealizować w swojej głowie siebie i swoje życie, ale również robić wszystko, aby ten idealny obraz zamienił się w rzeczywistość. Chcesz zwiedzić świat? To się raczej nie uda bez ruszenia się z kanapy i wyjścia z domu, prawda? Nie zaczynaj marzyć i obierać celów bardzo odległych, a skup się raczej na dniu dzisiejszym, na „tu i teraz”, idąc małymi krokami do osiągnięcia tego największego celu. Pomyśl, co możesz zrobić dziś czy jutro, aby do niego dotrzeć.

Na koniec wrócę do Phila Hellmutha. Wiecie co najbardziej nieprawdopodobnego jest w opowiedzianej przeze mnie powyżej historii? Otóż to, że towarzyszami Phila w wycieczce na Maltę byli Hans Lund i Brad Daugherty. Pierwszy z nich rok po zwycięstwie Phila, w 1990 roku, zameldował się w heads upie Main Eventu i przegrał tytuł mistrza świata jedynie przez jeden z dwóch outów, który spadł szczęśliwie rywalowi na river. Z kolei rok później, w roku 1991, Brad Daugherty sięgnął już po tytuł mistrza świata! Sami uznajcie, czy był to jedynie nieprawdopodobny zbieg okoliczności, czy może Hans i Brad uwierzyli w rady Phila Hellmutha na temat wizualizacji sukcesu…

Poker Fever Cup baner

Poprzedni artykułMerit Poker Classic – Ludovic Geilich i Kristen Bicknell walczą o tytuł!
Następny artykuł[Transmisja] Triton Series Czarnogóra – Paul Phua liderem przed finałem Short Deck!

4 KOMENTARZE

  1. Pisałem przecież, że nie każdy zrozumie. Po co się więc za ten tekst zabierałeś? Ceń siły na zamiary, czytaj komiksy albo naklejki z butelek…

  2. Kiedyś usłyszałem tłumaczenie słowa CUD, na który większość ludzi czeka: Czas Unieść Doopę. Myślę, że to niezwykłe, że sukces jest możliwy do osiągnięcia przez każdego, ale sięgają po niego tylko ci, którzy poprą swoje marzenia intensywną pracą. Temat rzeka.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.