Ostatni tekst na temat powiedzonek używanych przez pokerzystów cieszył się wśród Was sporą popularnością. Na szczęście irytujących zwrotów jest tyle, że wystarczy ich na drugą część!
Nigdy nie słyszeliście o takim bad beacie, jak mój.
Słyszeliśmy. Każdy słyszał. To tak, jakbyś przed świętami odpalił YouTube i próbował przekonać rodzinę, że lepszej piosenki w klimacie Bożego Narodzenia nie znają, po czym odpalił „All I want for Christmas…” Mariah Carrey. Jednym słowem – Twoja bad beat story obchodzi ich dokładnie tyle, co śnieg z poprzednich świąt.
Wolałbym mieć szczęście, zamiast być dobrym graczem
Naprawdę? Wielu, zwłaszcza początkujących pokerzystów, którzy miewają delikatne problemy z mindsetem, wygłasza ten kontrowersyjny pogląd. Wraz z biegiem czasu i odpowiednim nakładem pracy zorientują się, że nic bardziej niemądrego powiedzieć nie mogli. Jeśli jednak któryś z Waszych znajomych regularnie deklaruje coś podobnego, to… szczerze współczujemy.
Miałem tyle outów!
Nie, nie miałeś. Przed riverem na wygraną miałeś dokładnie 14% i sześć kart, które Cię urządzały. Po wywróceniu krzesła z radości, spróbuj je podnieść, usiąść i rozkoszuj się zwycięstwem w ciszy.
Dlaczego sprawdzałeś? Przecież było oczywiste, co mam.
Na co Wam to wygląda? Bo my wyczuwamy sytuację, w której po niekorzystnym boardzie zawodnik z dobrą ręką startową musiał przełknąć gorycz porażki. Głównym celem na podstawowym poziomie pokera jest wyłapanie intencji rywala, przy jednoczesnym upewnieniu się, że przeciwnik nie do końca potrafi rozszyfrować Was samych. Chyba nie chcecie ułatwiać im zadania, przeprowadzając ich przez swój proces myślowy?
Obstawiałem Cię na AK.
Brawo, bystrzaku. Właśnie przyznałeś się do tego, że w momencie podejmowania decyzji w trakcie rozdania upierasz się przy jednej ręce, którą może trzymać Twój przeciwnik i nie myślisz szerzej. Nie od dziś bowiem wiadomo, że podbicia przed flopem wykonuje się z pewnym zakresem rąk – nikt nie otwiera tylko z AK i żadną inną ręką. Deklaracja, że w Twojej głowie zamiast zakresu była jedna jedyna ręka, udowadnia tylko, że zapomnieliście o jednej z podstaw gry.
Przykro mi, stary.
Nie, nie jest Ci przykro. Gdyby było, nie uśmiechałbyś się pod nosem. Fałszywe przeprosiny są warte znacznie mniej, niż celebrowanie szczęśliwe wygranego rozdania w ciszy. Następnym razem weź to pod uwagę.
One time!
Już w poprzedniej części wspomnieliśmy o tym magicznym zaklęciu, jednak warto poświęcić mu oddzielny akapit. Jego sposób użycia jest prosty – wrzeszczymy ile pary w gardle i płucach. Jeśli się uda – puszymy się jak paw i w geście triumfu unosimy ręce ku niebu. Jeśli się nie uda – zawsze można zwalić na pecha i opierającego grę na szczęściu przeciwnika. Win-win.
Faraz Jaka – Pokerowe bankructwo było najlepszą rzeczą, jaka mogła mnie spotkać