Ikony pokera – Humberto Brenes

0
Humberto Brenes

Jeśli odpowiada Ci gra w skupieniu, gdy słychać niemal zabłąkane w labiryncie ludzkich skroni krople potu, odbijające się blaskiem w lustrach ciemnych okularów – módl się, byś przy swym stole nie spostrzegł jaskrawej mozaiki stroju pewnego Kostarykanina. Wtedy najlepszą drogą jest uśmiechnąć się i dać się ponieść.

Spora część publiczności uwielbia, gdy Humberto Brenes trafia na dobrą kartę i agresywnego, gotowego do rzucenia rękawicy przeciwnika. Wtedy zaczyna się show – latynos, ubrany we wszystkie barwy tęczy, dwie pary okularów i przeciwsłoneczny daszek czaruje, rzuca uroki i wypuszcza na polowanie swego rekina. To tylko brzmi jak wstępna gra w kiepskim pornosie – to poker live w najlepszym wydaniu.

Humberto urodził się ponad 66 lat temu w kraju kawy, raftingu i mrówek wielkości kciuka. Tajniki gry w pokera przekazał mu ojciec, który grywał bardziej dla przyjemności, niż dla pieniędzy. Potrafił nawet zwracać pieniądze oskubanym przez siebie naiwniakom, co od początku nie podobało się jego latorośli.

Brenes odziedziczył po ojcu karciane zdolności (uznanie wartości zdobytych pieniędzy najwyraźniej po matce). Jednak nie poświęcił się całkowicie grze w pokera – zdobył dyplom inżyniera przemysłowego, a pracowitość i zmysł biznesowy pozwoliły mu po kilku latach zostać właścicielem stacji telewizyjnej, firmy konstrukcyjnej, siatki restauracji oraz czekoladowo-ciastkarskiego przedsiębiorstwa. Prawdziwą radość odczuwał jednak zasiadając przy pokerowym stole.

Zanim można było przyjrzeć się barwnym kompozycjom jego strojów w kasynach Vegas, Brenes uskuteczniał baccarata i kościane turnieje na Bahamach. Był tam regularsem i systematycznie kosił turystów. Jeden z obserwatorów zauważył, że Humberto świetnie czuje grę i liczy oddsy. Poradził mu, by zaczął ogrywać amatorów w o wiele bardziej dochodowych turniejach pokerowych. Amatorów, bo z prosami Kostarykanin nie miałby szans… Humberto podjął jednak i ten challenge.

„To dla mnie zasadnicza różnica, czy wygrywam w bakarata z turystami, którzy pragną pozbyć się swych fortun, czy w pokera z profesjonalistami, którzy grają dla pieniędzy. Z biznesowego punktu widzenia powinienem być na Bahamach, ale ja potrzebuję wyzwań”. Dlatego też Humberto Brenes w 1987 roku po raz pierwszy zasmakował World Series of Poker. Już rok później zajął czwarte miejsce w Main Evencie, wygranym ostatecznie przez Johnny'ego Chana.

Gwiazdor świetnie sobie radził zarówno w grach z kartami wspólnymi, jak i stud oraz lowball. W 1993 roku zdobył dwie bransoletki WSOP – w eventach 2.500$ No Limit Hold'em oraz 2.500$ Pot Limit Omaha. W późniejszych latach wielokrotnie był bliski tytułów WSOP oraz WPT. Jego 89 miejsc w kasie cyklu familii Binionów plasuje go na piątym miejscu w klasyfikacji wszech czasów.

Szczególnie wyraźnie Brenes przypomniał o sobie dzięki relacjom ESPN z turniejów głównych World Series of Poker w 2006 i 2007 roku. Zajmował wówczas odpowiednio 36. i 83. miejsce przy łącznym fieldzie przekraczającym 15.000 marzących o pokerowej nieśmiertelności śmiałków. Brenes aktywnie promuje grę w karty w rodzimej Kostaryce, gdzie nazywany jest „ojcem chrzestnym pokera” i wraz ze swymi braćmi, Alexem i Erikiem, oraz Jose Rosenkrantzem tworzy tzw. „Costa Rica Connection”.

Mimo wielu tygodni spędzonych w Vegas i międzynarodowym środowisku, angielski Humberto jest niezmiennie kulawy. Za tłumacza często służy mu młodszy brat, Alex. To jednak nie stanowi dla pogodnego wąsala problemu: „Jeśli chodzi o pokera, znam wszystkie niezbędne słowa – raise i re-raise” – przekonuje.

Humberto uwielbia ludzi – w zamkniętym świecie płynącej ze słuchawek muzyki zamyka się tylko wtedy, gdy nie powiedzie mu się w kilku kolejnych spotach. Po chwili jednak „rekin” powraca i z uśmiechem zatacza kręgi wokół swych kolejnych ofiar.

Brenes przez lata był członkiem Teamu PokerStars i choć w rodzimym kraju zdobył majątek i poznał hipnotyzujący blask neonów wielkich miast Ameryki – nie zapomina o krajanach, którym życie zaserwowało chłodniejsze dania. Zaangażowany jest także w projekt ochrony populacji rekinów żyjących w kostarykańskich wodach. Temu akurat nie można się dziwić.

W ostatnich latach próżno na koncie Humberto szukać choćby pięciocyfrowych wygranych. Można być jednak pewnym, że – o ile zdrowie będzie mu na to pozwalało – gracz ten każdego roku zasiadał będzie do gry w ramach królewskiego cyklu WSOP. A należy on do tych graczy, którzy najlepiej odnajdują się w głębokich fieldach z mnóstwem amatorów. Wtedy to konsekwentnie i cierpliwie pnie się po drabinie kolejnych poziomów blindów. Jestem więc niemal pewien, że usłyszymy jeszcze o kolorowym Sharku nie tylko w ramach legendarnych wspominek, ale także przy okazji wielkiego wyniku. To byłoby bardzo dobre dla świata kart, bo gdy mówimy o tym, że dziś brakuje trochę atrakcyjności gry reprezentowanej przez „starą szkołę”, to myślimy przede wszystkim o graczach takich, jak głośny, wiecznie uśmiechnięty Humberto Brenes.

https://www.youtube.com/watch?v=VdhnMCHzpgw

Poprzedni artykułWSOP Circuit Rozvadov – Jarosław Lipień triumfuje w side evencie!
Następny artykułWyścig po nagrody – ranking zdobywców wejściówek Poker Fever Series #2