Spadkobierca oldschoolowego podejścia do gry, który udowadnia, że nadal można nawiązać walkę z ludzkimi robotami grającymi GTO. Obecnie przeżywa najlepszy okres w swojej karierze i wciąż ma szansę na wygranie obydwu rankingów na tytuł Gracza Roku. Panie i panowie – oto Bryn Kenney.
Wystarczy dokładnie przyjrzeć się Brynowi Kenneyowi oraz osiąganym przez niego wynikom, i od razu przychodzi do głowy szereg przymiotników. Utalentowany? Tak. Wytrwały? Jak najbardziej. Krzykliwy? Oczywiście. Nieustraszony? Zapytajcie przeciwników. A jeśli znacie jeszcze jego historię stakowania graczy – możecie go również nazwać nieco zbyt szczodrym.
Ale najbardziej rzucającą się w oczy cechą 30-letniego Nowojorczyka jest jego niezależność, niechęć do wtapiania się w tłum i unikalne podejście do codziennego grindu.
Podczas gdy reszta czarodziejów najwyższych stawek doszła do sukcesu dzięki matematycznemu opanowaniu gry, Kenney praktykuje oldschoolowe podejście do pokera, dzięki któremu zdecydowanie wyróżnia się z tłumu. Kiedy inni głowią się, czy rozmiar ich betu na turnie aby na pewno był optymalny, Kenney zagrywa check-raise na riverze, ponieważ wie, że nie masz jaj, żeby sprawdzić.
Stosowana przez niego strategia z reguły się sprawdza, a przez ostatnie lata – jest wręcz nie do zatrzymania. W rezultacie Amerykanin ma na koncie ponad 20.000.000$ wygranych w turniejach na żywo, który to wynik daje mu obecnie trzynaste miejsce na all-time money list. W dodatku wciąż jest liderem rankingu na gracza roku magazynu Card Player, a w rankingu GPI – zajmuje drugie miejsce.
Pokerowe początki
Niezależność była jego znakiem rozpoznawczym już od najmłodszych lat. Rodzice Bryna lubią powtarzać, że ich najstarszy syn nie sięgał jeszcze nawet do sklepowej lady, a już co rano wyruszał po śniadaniowe bajgle. Odkryli również, że posiada fotograficzną pamięć. Dzięki niej nie tylko zapamiętywał namiętnie kolekcjonowane karty bejsbolowe, ale i sięgnął po pierwsze miejsce w ogólnoświatowym rankingu na najlepszych graczy „Magic: The Gathering” do lat 15.
Już w wieku 12 lat razem z przyjaciółmi podróżował na okoliczne turnieje w „Magic…”, a niedługo później zarabiał na tym całkiem przyzwoite pieniądze. W liceum sam płacił za swoje rachunki.
Rosnące zainteresowanie płcią piękną ostatecznie wyrzuciło go ze społeczności „Magic: The Gathering”, ale nie minęło wiele czasu, a odkrył grę jeszcze ciekawszą: pokera. Na początku uczestniczył w domowych grach sit&go, ale krótko przed osiemnastymi urodzinami zaczął swoją przygodę z pokerem online.
– Budziłem się, natychmiastowo włączałem komputer, grałem cały dzień i noc, wrzucałem w siebie śmieciowe jedzenie, a następnego dnia robiłem dokładnie to samo – opowiada Kenney. – Żyłem w ten sposób przez niemal rok. Stałem się dobrym pokerzystą, ale taki styl życia nie należy oczywiście do najzdrowszych.
Kiedy doszedł do wniosku, że edukacja wyższa to nie jego bajka, w całości poświęcił się pokerowi. A gdy mógł już legalnie grać w kasynie – od razu zasiadł do stołów najwyższych stawek.
– Kiedy miałem 20 lat, poleciałem na Bahamy i zapoznałem się z gościem o pseudonimie „Monkey101” (Zack Stewart), z którym często grałem heads-upy za 5000$ – mówi Amerykanin. – Po powrocie do domu przegrałem wszystkie pieniądze, które miałem na koncie online. Zack zaprosił mnie wtedy do kalifornijskiego kasyna Commerce i zaproponował staking. Przez pierwsze trzy dni wygrałem około 40.000$. Gdy miałem już trochę własnych pieniędzy, zacząłem ostry gambling; grałem cashówki na stawkach 20$/40$. Po trzech dnia wyszedłem na zero, ale przez kolejnych 30-40 dni nie miałem ani jednej przegranej sesji. Pod koniec tej serii grałem już w największych grach kasyna – kończy swoją opowieść.
Sukcesy w turniejach na żywo
Pierwsze oficjalne miejsce w kasie przypadło Kenneyowi na turniej z serii World Poker Tour z wpisowym 10.000$. Od tej pory gra niemal wyłącznie turnieje tej rangi. W 2010 roku zaliczył deep run w Main Evencie WSOP, wygrywając 255.242$ za 28. miejsce. Rok później zajął trzecie miejsce w Super High Roller 100.000$ na PokerStars Caribbean Adventure, za co zgarnął 643.000$.
Przez kolejnych kilka lat Kenney konsekwentnie osiągał znakomite rezultaty w turniejach na całym świecie, a do high rollerów podchodził z mentalnością „wszystko albo nic”. Swoją pierwszą bransoletkę WSOP zdobył w 2014 roku, a rok później ponownie swój udział w turnieju PCA z wpisowym 100.000$ zakończył na trzecim miejscu (tym razem wzbogacił się o 873.880$).
Mimo ciągłych wygranych, bankroll Kenneya stał w miejscu, a momentami – wręcz się kurczył. Zdaniem Amerykanina, było to spowodowane złym oglądem sytuacji, wątpliwymi decyzjami stakingowymi, a także „pasożytami” pokerowego świata, czyhającymi tylko, by wykorzystać gracza będącego na topie.
– Jestem swoim największym wrogiem – przyznaje Kenney. – Głównie ze względu na fakt, że tak naprawdę nigdy nie przegrywałem w pokera. W całej trwającej trzynaście lat karierze nigdy nie miałem większych downswingów.
Dużo gorzej szło mu jednak poza pokerowymi stołami.
– Stakowałem ludzi, którzy potem byli wobec mnie nieuczciwi. Na początku ciężko było przejść nad tym do porządku dziennego – jesteś dla kogoś dobry, a w zamian zostajesz okradany i wykorzystywany – opowiada Kenney. – Przytrafiło mi się coś takiego pięć czy sześć razy. Jedna z osób, którą znałem od samego początku mojej pokerowej kariery, naciągnęła mnie na pół miliona dolarów… A potem było tylko gorzej. Kiedy masz 20 lat i wygrywasz miliony dolarów, a reszta rodziny jest spłukana i nie może doradzić ci finansowo, jesteś w sytuacji – ty kontra cały świat.
Mimo że w 2015 roku wygrał aż 2.100.000$, w październiku musiał znaleźć odpowiedzi na wiele trudnych pytań.
– Wpadłem w niezłe tarapaty – wyjaśnia Kenney. – Nie chcę mówić o szczegółach, ale to była ciężka sytuacja. Powiedzmy, że jednej nocy kładziesz się spać jako milioner, a następnego ranka budzisz się z milionowymi długami.
– Byłem w Londynie, kiedy dowiedziałem się, że wszystko poszło w cholerę. Płaciłem 500 funtów za noc w 3-pokojowym apartamencie, z którego nie wychodziłem przez tydzień. Przez tydzień nie widziałem słońca. Ale pozwoliło mi to zapomnieć o wszystkim i skupić się na tym, co muszę zrobić, by dojść do pozycji, w której jestem obecnie.
Niesamowity run
Jego niesamowity comeback zaczął się w listopadzie 2015 roku, kiedy wygrał 472.550$ za 3. miejsce w high rollerze APPT. Następnie w styczniu wrócił na swój ulubiony turniej na Bahamach, którego tym razem wygrał, zgarniając przy okazji 1.687.800$.
Potem były kolejne zwycięstwa i stoły finałowe – większość z nich w comiesięcznych seriach high rollerów w kasynie Aria. W listopadzie poleciał do Manili, gdzie zajął drugie miejsce w tamtejszym Triton Super High Roller (wzbogacił się o 1.413.191$). W całym 2016 roku wygrał trzy turnieje i aż 15 razy trafiał na stoliki finałowe, co w konsekwencji dało mu trzynastą pozycję w rankingu Player of the Year magazynu Card Player. Ale dla Kenneya – to było zdecydowanie za mało.
Obecny rok jest dla niego jeszcze lepszy. Do tej pory w 2017 roku zarobił około 6.600.000$: cztery razy kończył turnieje na pierwszym miejscu, a aż 19 razy na stołach finałowych.
Rok zaczął – tu niespodzianka – na Bahamach. Choć tym razem zajął „zaledwie” siódme miejsce w swoim ulubionym Super High Rollerze, to wyspę i tak opuścił z kilkoma zwycięstwami. Był najlepszy w eventach za 25.000$ (392.876$) i 50.000$ (969.075$), a na stole finałowym kończył jeszcze cztery inne turnieje.
Ale to była tylko rozgrzewka. Między lutym a marcem zaliczył siedem stołów finałowych w turniejach z wpisowym 25.000$, by zaraz potem wygrać high rollera w Monte Carlo, za co zgarnął rekordowe 1.944.302$. Potem chwilę odpoczął, wziął swoich rodziców na miesięczną wycieczkę dokoła świata, a zaraz po powrocie – znów wziął się za zarabianie pieniędzy. W sierpniu wzbogacił się o około milion dolarów dzięki wysokich miejscach w turniejach na Florydzie i w Barcelonie. Nie dziwota więc, że jeszcze do niedawna przewodził obu rankingom na gracza roku. Obecnie wciąż jest pierwszy w rankingu Card Playera, ale spadł na drugie miejsce w GPI – wyprzedził go Adrian Mateos.
Przepis na sukces
Bryn Kenney nie wygrywa byle jakich turniejów – wygrywa te największe, przeciwko najlepszym pokerzystom na świecie. Choć cynicy czekają tylko, aż wariancja pokaże swoje kły, Amerykanin uważa, że jego świetne rezultaty nie mają wiele wspólnego ze szczęściem.
– Cóż mogę powiedzieć? Może po prostu dobrze zgaduję? – pyta retorycznie. – Możecie powiedzieć, że po prostu wygrywam all-iny. Pod koniec turnieju po prostu musisz je wygrywać. Ale kiedy niemal za każdym razem dochodzisz do dwóch finałowych stolików, możesz dojść do wniosku, że po prostu niszczysz całą resztę graczy.
Zatem jak on to robi? Jak udało mu się dojść na szczyt, mimo konkurencji składającej się z geniuszy, którzy skrupulatnie balansują swoje zakresy i są niemal niemożliwi do eksploatacji?
– Rozumiem cały ich proces myślenia i sposób gry – wyjaśnia Kenney. – Gram przeciwko tym robotom każdego dnia. Wyczuwam ich zakresy, wyczuwam, kto spasuje, a kto sprawdzi ze stosunkowo słabszą ręką. Kiedy grasz „na czutkę”, musisz cały czas mieć ready na innych graczy i wiedzieć, o czym myślą. To nieustanna wojna przeciwko innym bystrym pokerzystom. A tak się składa, że na tej wojnie to ja zabijam innych. Coraz mniej graczy chce być ze mną w rozdaniu. Na tym to polega.
Grinding, grinding, grinding
Pomaga również fakt, że swingi, stale przecież występujące w turniejach z 6-cyfrowymi wpisowymi, nie wpływają na grę Kenneya.
– Kiedy wykładam duże pieniądze na wpisowe, to chwilę później one już nie istnieją, nie myślę o nich. Jeszcze przed startem turnieju akceptuję fakt, że mogę je stracić – tłumaczy Kenney.
– Ludzie nie zdają sobie sprawy, że gracze często mają bardzo mały procent udziałów w tego typu turniejach. Wielu z nich sprzedaje swoje akcje, by w ogóle móc zagrać. A później dysponują co najwyżej pięcioma procentami samych siebie. Ja nie mógłbym tak grać, nie mógłbym wystartować w turnieju mając 5% swoich akcji. W najgorszych czasach może zgodziłbym się na 20% w turniejach z 6-cyfrowym buy-inem. Ale nigdy za mniej. A już na pewno nie teraz.
Był okres, kiedy Kenney, dążąc do bycia numerem jeden, grywał również w turniejach z niższym wpisowym. Tak samo poważnie traktował eventy za 1500$ jak i high rollery za 25.000$. Ale gdy jego bankroll systematycznie rósł, Amerykanin skupił się w całości na największych zawodach.
– Problem z ciągłym grindingiem, po którym następuje grinding, a potem – jeszcze trochę grindingu, polega na braku jakiejkolwiek podpórki – wyjaśnia Kenney. – Twoje życie składa się wówczas w stu procentach z pokera, więc jeśli nie idzie ci w kartach, automatycznie nie idzie ci w życiu. Z jednej strony, bez tych wszystkich godzin wytężonego grindingu, nie byłbym graczem, jakim jestem dzisiaj. Ale jednocześnie to ogromne poświęcenie. Odkryłem, że tygodniowe wakacje, po których następuje próba wygrania kolejnego turnieju, wprowadza do życia jakże potrzebny balans.
Kłótnia z Hellmuthem
Kenney nie ucieka od wyzwań. Nie tak dawno wdał się w słowną utarczkę z 14-krotnym zdobywcą bransoletek WSOP, Philem Hellmuthem.
– Graliśmy przy jednym stole w jakimś turnieju mieszanym, Razz czy H.O.R.S.E. za 10.000$, i zagrałem przeciwko niemu całkowicie standardową rękę. Ale on zaczął na mnie najeżdżać, mówiąc jak beznadziejnym jestem graczem – opowiada Amerykanin. – Spojrzałem wtedy na niego i powiedziałem: „Słuchaj, Phil. Mam tu w swojej torbie 100.000$. Pod koniec dnia możemy zagrać na tamtym stole w jakąkolwiek grę. Ty wybierasz. Jeśli masz coś jeszcze do powiedzenia, powiedz to przy tamtym stole. A jeśli nie masz już nic więcej do powiedzenia, to się, ku***, zamknij. Od tej pory, a minęły dwa lata, nie powiedział w moim kierunku ani jednej negatywnej rzeczy.
Ostatnio Kenney wygrał również sporą sumę poza pokerowymi stołami. Wróbelki ćwierkają, że Amerykanin dostał 6-cyfrową kwotę za wygranie prop betu, w którym musiał w ciągu czterech miesięcy zrzucić 30 kilogramów.
Cóż, z Brynem Kenneyem lepiej nie zadzierać.