Face to face with The Ace: Oczy wszystkowidzących

0
Face to Face with Ace

O stereotypie pokerzysty napisano wiele. W ostatnich latach w większości przypadków owo czynili pokerowi dziennikarze oraz sami gracze, utyskujący na niesłuszne szufladkowanie i społeczną dyskredytację inteligentnych, równych gości. Całe zło widziano w „etosie Wielkiego Szu” i krzywdzącej delegalizacji pokera, w kontekście czego budowano kontrargumenty.

Krajobraz z powieści Jana Purzyckiego, choć pięknie spleciony i znakomicie ujęty przez Sylwestra Chęcińskiego, łatwo schować do lamusa, jeśli dysponuje się elementarną wiedzą i wszystkimi klepkami. Podobnie rzecz ma się z przytulaniem pokera do rulety i automatów, przy jednoczesnym głaskaniu złodziejskich produktów od Lotto. Innymi słowy – jeśli miałeś choćby czwórkę z matmy i nie jesteś skrzywionym wyznawcą politycznych i społecznych radykalizmów, musisz zrozumieć, że dziś „Wielki Szu” to film historyczny, a ustawa hazardowa jest królem gniotów.

Czy jednak gdyby Purzycki nigdy nie nauczył się pisać, a poker w Polsce był całkowicie legalny, to pokerzyści byliby powszechnie szanowani i podziwiani (w najgorszym wypadku w pełni akceptowani)? „Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”, „kto ma doktora w rodzinie, ten młodo nie zginie”, a w tym samym rzędzie prawnik, sędzia, policjant i pokerzysta? Albo od strony niematerialnej – czy gracze mogliby być szanowani ze względu na swą inteligencję, zaradność czy miłe wnętrze?

O to byłoby niezwykle trudno, bo wcale niestety nie jesteśmy tacy fajni. Czynników niesprzyjających jest mnóstwo. Głównym jest specyfika samej gry. Chociaż poker wielokrotnie porównywany był do sportu, nie sposób utrzymać tego zestawienia w ujęciu psychologicznym. Jeśli już, należałoby – paradoksalnie – szukać porównań do sportów kontaktowych. W pokerze bowiem rywalizujesz bezpośrednio. To nie jest narciarstwo alpejskie czy pchnięcie kulą, gdzie tylko porównujesz osiągnięty rezultat. To boks, w którym zamiast skórzanych rękawic stosuje się białe rękawiczki, a wyprowadzane ciosy trafiają do wewnątrz. Ale w boksie pieniądz jest niejako pochodną i pliki banknotów na czas pojedynku odkłada się poza ring. W pokerze to właśnie pieniądz stanowi narzędzie walki. I nie ma żadnego znaczenia fakt, że najczęściej jest on zamknięty w kompozytowych krążkach.

Im więcej bezpośredniości w sporcie, tym więcej towarzyszy mu emocji. Emocji złych, w postaci agresji i zorientowania na zniszczenie przeciwnika. Ta czysta rywalizacja zostaje uwydatniona przez aspekt pieniądza na stole. Czy to dziwne, że stereotypowy pokerzysta to bezwzględny typ, dla którego nadrzędnym celem jest pozbawienie oponenta pieniędzy? Dekoracje w postaci przegranych wypłat, głodnych i bosych dzieci oraz załamań psychicznych spokojnie można uznać za legendy – pokerzysta wciąż będzie nieprzejednany, zdeterminowany, ściśle skoncentrowany na tym, by odebrać komuś pieniądze. A to, czy w pliku banknotów zwinięte będą marzenia, godność, poczucie bezpieczeństwa czy czyjeś życie – to stanowi tylko wisienkę na gorzkim torcie skondensowanej rywalizacji.

Ta bezwzględność, wynikająca po prostu z natury gry, to nie wszystko. Dodajmy do tego mniemanie, które odpycha. Najlepszym pokerzystom nie można odmówić inteligencji – niezależnie od tego, czy o ich wielkości stanowi matematyczne ogarnięcie i analityczny umysł, czy umiejętność czytania przeciwników. Inteligencja w połączeniu z życiowymi niepowodzeniami tworzy aspołeczny materiał wybuchowy. Inteligencja w połączeniu z sukcesem wcale nie jest jednak społecznym błogosławieństwem. Teoria „pokerowego ego” także doczekała się setek tysięcy dziennikarskich znaków. Gdy do tego koktajlu wrzucimy młody wiek, emocjonalnie podatny na czynniki destabilizacyjne – ryzyko zachłyśnięcia i pogubienia się w ważeniu własnej wielkości diametralnie wzrasta. Gdyby do zbioru zaliczyć polskich karcianych prosów – wynik, w którym na jednego gracza, który dźwignął swoją karierę i pozostał sobą sprzed pierwszej instalacji softu, przypadałby jeden gracz z ego napompowanym jak sterowce Giffarda, należałoby uznać za zadowalający.

I chyba nie ma co się dziwić wszystkim tym, którzy po wygraniu pewnych rzeczy uzurpują sobie nowe prawa. To naturalna konsekwencja sukcesu, w przypadku braków w inteligencji często zakrawająca o śmieszność, w przypadku pokaźnych jej zasobów – różnicująca i społecznie destrukcyjna. Należy natomiast docenić wszystkich tych, którzy pozostali sobą. Z psychologicznego punktu widzenia to wielka sztuka.

Trzeci aspekt to wizerunek pokerzysty jako jednostki w społeczeństwie. Minęły czasy cwaniaków i oszustów, minęły też czasy pryszczatych nerdów w ciemnych, dusznych pokojach. Ale pokłosie zbieramy do dziś. Coś zostało ze starego cwaniaka – poszukiwanie małych przewag i niuansów, które pozwolą zyskać parę procent w połączeniu z opisaną wcześniej naturą gry muszą skutkować obrazem człowieka, który jest zorientowany na siebie, na swoje korzyści i potknięcia współgracza. W pokerze nie ma miejsca na rozdawanie biednym i potrzebującym (pośrednia działalność charytatywna w tym wypadku się nie liczy).

Coś zostało też ze schowanego w czterech ścianach grindera. Poker online to już stricte gra w pojedynkę, ale i gra na żywo niewiele ma wspólnego z życiem towarzyskim. Choćbyś miał przy stole czterech rozgadanych DNegsów, choćbyś przy okazji każdej przerwy robił piweczko z ziomkami od żetonów – wszystko to nadal będzie hermetyczne, a koniec końców w grze widział będziesz milczących, zakapturzonych samotników. I siebie, siedzącego pośród setek graczy w pustym, ciemnym pokoju.

Nakreśliłem smutny obraz bezwzględnych, aspołecznych jednostek z wybujałym ego i poczuciem wyższości, o którą toczy się walka. A to wszystko bez przypraw nielegalności i piętna „Wielkiego Szu”. Czy właśnie tacy jesteśmy? Nie. Przynajmniej nie musimy tacy być i znam wielu, którzy tacy nie są. Jeden gliniarz weźmie w łapę – inny poświęci rodzinę w imię sprawiedliwości. Jeden lekarz jest zorientowanym na zarobek konowałem, który pacjentów w ramach NFZ traktuje jak bydło – drugi wierzy w misję i przysięgę Hipokratesa. Ksiądz w Porsche i ksiądz nie pobierający ofiary od sakramentu, nauczyciel z kagankiem oświaty i linijką do lania po łapach, ojciec – wzór i ojciec – tyran. Stereotypy krzywdzą, bo każdy skrawek świata jest wielowymiarowy.

Ale możemy być postrzegani właśnie tak i nic nie będzie od nas zależne. Zabraknie wody w Wiśle, a niewiele się zmieni. Bo przy stereotypach najbardziej twardo stoją ci od bzdurnego powiedzenia, iż wyjątek potwierdza regułę. Mamie wytłumaczysz, żonie wytłumaczysz, ale Kowalskiemu nie wytłumaczysz. Pozostaje więc robić swoje. I trochę się jednak pilnować, by nie zacząć pasować do metki.

Najwyższy rakeback

Poprzedni artykuł„Kiedy byłem donkiem…” – Kenny Hallaert
Następny artykułPięć najlepszych rozdań z WSOPE w Rozvadovie – edycja PLO