Face to face with The Ace: Men Nguyen – mistrz czy oszust?

0
Face to face with The Ace

Gdy mówimy o pokerowych rankingach, myślimy o rywalizacji Daniela Negreanu i Erika Seidela w ramach All Time Money List, o notowaniach Global Poker Index, o dominacji Phila Hellmutha w zestawieniach WSOP i pościgu naszego Mirka Kłysa za Caseyem Kastle w kolekcjonerskiej rywalizacji „na flagi”.

Przeglądając klasyfikacje HendonMob można dostać oczopląsu. Bliskim mojemu sercu, bo szanującym wielu staruchów i ledwozipów, jest ranking Number of Cashes All Time. W nim od lat króluje Men „The Master” Nguyen, który przez pierwsze dwie dekady swej kariery był ulubieńcem pokerowych kibiców i mediów, by dziewięć lat temu stać się synonimem krętactwa. Trudno orzec, czy słusznie.

Gdyby Wietnamczycy mieli wybierać Osobowość Roku, Men Nguyen rokrocznie odbierałby statuetkę. Gdyby wybierali swojego prezydenta spośród ogółu społeczeństwa – Tran Dai Quang musiałby zgarnąć do kartonu zdjęcia swoich pociech i opróżnić gabinet na przyjazd Mena Nguyena. W sercach Ludu Hanoi, a szczególnie amerykańskich imigrantów, „The Master” ma wciąż mnóstwo miejsca. Reszta pokerowej społeczności jak jeden mąż, jak mawia MC Sebastian Szczęsny, pokazała mu plecy.

American Dream

Men Nguyen

Stylem bycia Men Nguyen z pewnością nie przypomina tego, kto mógłby jako pierwszy rzucić kamień. Ten indochiński Joe Pesci pije, pali, miota ociekającymi dwuznacznością dowcipami i tylko wrodzona łagodność wyraźnie różni go od bohatera gangsterskich produkcji – zamiast przestrzelić komuś stopę, Men woli wznieść z nim toast.

Z powodu trudnej sytuacji materialnej Men Nguyen szkolną edukację zakończył już w wieku lat 13, by jako kierowca autobusu reperować rodzinny budżet. Nie dopełnił jednak swych dni za kierownicą, rozwożąc podróżnych za garść dongów i niedzielny łyk wężówki – w 1978 roku wsiadł do łodzi, którą fala komunizmu zepchnęła do Malezji. Niedługo potem był już w Los Angeles, jednak od zamawiania kolejnych butelek Cristala w Bicycle dzieliła go wówczas przepaść.

„Nie mówiłem po angielsku i nie mogłem dostać pracy na dłużej niż trzy miesiące. Szlifowałem język i pracowałem jako dostawca mebli za 10$ dziennie. Gdy potrafiłem cokolwiek powiedzieć, zostałem mechanikiem. To wszystko, co robiłem przez pierwsze osiem lat w USA” – tak tamte czasy wspomina Nguyen. Aż pewnego dnia do jego nozdrzy przedostał się przyjemny aromat karcioszek.

Nguyen swoją przygodę z pokerem rozpoczął od spłukania się przy Seven Card Stud. Do kasyna wracał co weekend i za każdym razem karmił swymi żetonami miejscowych wyjadaczy, co zagwarantowało mu metkę totalnego losera i pseudonim „Money Machine”.

The Asian Knight Rises

Men spadał z konia setki razy, a jednak potem zawsze poprawiał ostrogi. Wciąż wracał do Ceasar's Palace i w końcu zaczął wygrywać. W 1986 roku rozpoczął swą turniejową przygodę i już rok później wygrał niemal 30.000$ w 3rd Annual Diamond Jim Brady, opanowując niemal do perfekcji Seven Card Stud Hi/Lo. Zagościł na Hall of Fame Poker Classic, Super Bowl of Poker i – co oczywiste – na igrzyskach World Series. Niedługo potem kupił sklep z meblami, w którym latami mieszał butapren.

Swą pierwszą bransoletkę zdobył w 1992 roku w turnieju 1.500$ Stud. Trzy lata później dołożył kolejne dwa trofea WSOP, by w 2003 roku być w posiadaniu aż sześciu błyskotek ugranych w przeróżnych pokerowych odmianach. W latach 2000-2004 wygrał aż 75 pokerowych turniejów. W wielkim stylu powrócił do grona zwycięzców na World Series of Poker w 2010 roku, gdy został mistrzem świata Seven Card Stud.

Men był pracowity jak tynkarz robiący na akord i skuteczniejszy niż windykatorzy Providentu. Aż czterokrotnie na przestrzeni dziewięciu lat wybierany był graczem roku Card Playera, a wielu uważa go za najlepszego gracza pokerowego przełomu wieków. Gdy jeden z jego uczniów określił go mianem „The Master”, nikogo nie zdziwiło tempo, w jakim pseudonim ten gromkim echem rozbrzmiał w największych kasynach L.A. i Vegas.

Men pod powłoką złego, wiecznego chłopca skrywa bardzo dobre serce. Nie zapomniał o trudach młodości i dziś, mając ku temu moce, wspiera Wietnamczyków. Sfinansował budowę dwóch szkół w swej ojczyźnie, a wiosną 2006 roku ofiarował ubogim rodakom 14 ton ryżu. Wspomagał też tych spośród ziomków, którzy ucierpieli w zamachach na World Trade Center.

Men Nguyen jest postacią niezwykle kolorową i charyzmatyczną. W okresie pokerowego boomu był niekwestionowaną gwiazda relacji ESPN, a teksty pokroju „All you can eat, baby!” czy piwne ekscesy zapadły w pamięć wszystkim, którzy w owym czasie śledzili rozstrzygnięcia WSOP.

Szklanka żółci czy łyżka dziegciu?

Nguyen zawsze otoczony jest „swoimi ludźmi”, którzy dbają o to, by nie zdążył opróżnić butelki, nie trzymając w drugiej ręce kolejnej. Owa świta to część jego padawanów, którzy w zamian za pomoc finansową i pogłębianie pokerowych umiejętności pod okiem mistrza godzą się żyć według surowej mantry. Spod jego ręki „wyszli” m.in. David „The Dragon” Pham oraz Minh Nguyen.

Z czasem klika zaczęła się rozrastać. Można by pomyśleć – cóż, każdy amerykański Wietnamczyk chciałby być blisko „The Mastera”. Ale w 2008 roku Justin Bonomo zarzucił „grupie Nguyena” oszustwo. Według Bonomo po tym, jak w Foxwoods ogłoszono alarm przeciwpożarowy i kasyno opustoszało, w pokoju hotelowym zamieszkiwanym przez uczniów Mena znaleziono walizkę pełną turniejowych żetonów. Foxwoods nie odniosło się do tematu, ale Men Nguyen dostał dożywotni zakaz gry w przybytku Mashantucket.

Bonomo poszedł dalej i wysnuł teorię, według której ludzie Nguyena kradli żetony podczas gry w mniejszych eventach, które następnie przekazywali „Mistrzowi” na pożytek gry w turniejach głównych. Wielu użytkowników 2+2 teorię Bonomo uznało za wiarygodną, a worek z oskarżeniami błyskawicznie się otworzył. Swoje trzy grosze wrzucił do niego nawet Daniel Negreanu.

Na pohybel oszustom, ale kolorytu żal

Men NguyenMen Nguyen został „oficjalnie” uznany za oszusta. Dziś ESPN dba o to, by niegdysiejszy bohater stacji nie przemknął gdzieś w kącie kadru. Gdy w czasie ostatecznych rozstrzygnięć Borgata Winter Poker Open zauważono dziwnie wyglądający żeton, uwaga ogółu błyskawicznie skupiła się na Nguyenie, który deepował turniej. Ostatecznie winnym „Chipgate” okazał się być, skazany potem na karę więzienia, Christian Lusardi – sytuacja doskonale pokazuje jednak zaufanie, jakim darzy Mena pokerowa społeczność.

Men „The Master” Nguyen nie wrócił do Azji, nie skulił się w tanich, indiańskich kasynach, nie nabawił się też agorafobii – konsekwentnie kontynuuje swą pokerową karierę, zaprzeczając wszelkim oskarżeniom o oszustwa. Pomimo dziesiątek opublikowanych na 2+2 nieprawych historii z nim w roli głównej, nie pojawił się dotychczas żaden dowód na niecne czyny idola wietnamskich karciarzy, co pozwala wciąż poniekąd sympatycznemu miłośnikowi Corony nie opuszczać wzroku. Dla pokerowego świata jest jednak spalony – pokerem kierują pieniądze, a te nie szanują sentymentów. Trochę szkoda, bo tak wyrazistych postaci dziś bardzo brakuje.

Czy Men jest czysty?

Poprzedni artykułPokerowa kartka z kalendarza – Franek z sześciocyfrówką na SCOOP (18 maja)
Następny artykułFestiwale PokerStars w Soczi i Chile ruszają już jutro!