Eric Froehlich wciąż pozostaje na placu boju w Main Evencie WSOP. Jego zdaniem tak dobry run to zasługa nowego stylu życia i pozytywnych zmian w mindsecie.
Bycie chip liderem w trakcie 5 Dnia Main Eventu WSOP to kolejny wyczyn, który Eric Froehlich może dopisać do swojej listy pokerowych osiągnięć. Wcześniej zdobył już m.in. dwie bransoletki mistrzowskie i zarobił w turniejach live ponad 2.300.000$, ale brakowało mu miejsca w kasie najważniejszego turnieju świata. Jak sam mówi, nigdy nie potrafił wygrać ważnego all-ina, który pozwoliłby mu na zbudowanie solidnego stacka.
W tym roku to się jednak zmieniło. Amerykanin awansował do Dnia 6 ze stackiem wynoszącym około 5.000.000 żetonów, a w momencie pisania tego tekstu, gdy na placu boju było już tylko 36 pokerzystów, nadal pozostawał w grze.
Jeśli chodzi jednak o Main Event, Froehlich niczego nie bierze za pewnik. Rozumiejąc, że pokerowe mistrzostwa świata to prawdziwy maraton i że szczęście może opuścić gracza w każdym momencie, Amerykanin długo nie myślał nawet o dojściu na stół finałowy.
Wariancja nadal rządzi
– Main Event to bez cienia wątpliwości największy i najlepszy turniej pokerowy – mówił w poniedziałek w wywiadzie udzielonym redakcji USPoker. – Ale to wciąż po prostu turniej, w którym olbrzymią rolę odgrywa wariancja. Brałem w nim udział mnóstwo razu, a nigdy nie udało mi się wygrać puli po wsunięciu na środek wszystkich żetonów i dostania calla od przeciwnika.
Froehlich opowiada, że na przestrzeni lat w Main Evencie przegrał „kilka flipów”. Wielokrotnie też tracił swoje ostatnie żetony po all-inie, w którym jeszcze przed flopem trzymał mocniejszą od rywala rękę. W tym roku Amerykanin brał udział tylko w jednym all-inie. Zakończył się on podziałem puli po tym, jak obaj gracze pokazali pocket parę króli.
– W tym roku mam szczęście, że zdołałem zgromadzić dużo żetonów bez konieczności ryzykowania mojego turniejowego życia – mówił dwukrotny zdobywca bransoletki WSOP. – Myślę, że im więcej grasz w Main Evencie, tym lepszy stajesz się w turniejach tego typu.
Nowy mindset
Oprócz grindowania pokerowych turniejów, Eric Froehlich wrócił do większej aktywności w grze, która zaczęła jego gamingową karierę. Mowa tu o Magic: The Gathering. Amerykanin bierze ostatnio udział w niemal wszystkich najważniejszych eventach, a także tworzy artykuły i filmy na jednej ze stron poświęconych tej właśnie grze.
Czas spędzony poza pokerowymi stołami sprawił, że Froehlich posiada większą niż we wcześniejszych latach kontrolę nad swoim mindsetem. Tego lata, oprócz Main Eventu, wystąpił jedynie w evencie Limit Hold'em z wpisowym 10.000$.
– Jest coś w tym, że dzięki ominięciu wielu turniejów, teraz, grając w Main Evencie, jestem świeży i wypoczęty – opowiadał. – To z pewnością bardzo pomocne. Oglądam pokera w telewizji, uczę się go, ale znacznie ograniczyłem czas spędzany bezpośrednio przy stołach.
34-latek zamienił lata spędzone w kasynie Rio i setki rozegranych eventów (w kasie zakończył aż 38 z nich) na stabilne życie domowe. Małżeństwo wprowadziło do jego życia spokój, którego brakowało mu we wcześniejszych latach. Ta zmiana, według samego pokerzysty, dała mu równowagę niezbędną do przebrnięcia przez maraton, jakim jest Main Event.
Rzeczywiście – w trakcie Dnia 5 Froehlich wydawał się niezwykle spokojny. I to niezależnie od tego, czy dana pula kończyła się jego zwycięstwem, czy wręcz odwrotnie.
– Stabilność i inne pozytywne rzeczy, które czekają na mnie w domu, to duży plus. Nie jestem człowiekiem myślącym, że jeśli wierzysz w nadejście dobrych rzeczy, one w końcu nadejdą. Sądzę, że to bzdura. Ale jeśli nie jesteś rozkojarzony przez wady tego świata, podejmowanie najlepszych decyzji przychodzi z większą łatwością.
Froehlich dodaje: – Posiadanie tej emocjonalnej stabilności, spokojne czekanie i robienie właściwych rzeczy to coś, z czym w przeszłości miałem ogromne problemy.