Wstaję jak co dzień ok. 10:20. Obojętnie czy położę się o 24 czy o 3 w nocy, zawsze jak w zegarku za dziesięć w pół do jedenastej otwieram zaspane oczy i siadam do swojego wysłużonego Asusa A6. Zapewne powinienem napisać, że najpierw idę się myć i jem śniadanie. Nic z tych rzeczy. Najpierw siadam do laptopa, sprawdzam pocztę i najnowsze informacje z pokerowego świata, bo to jest silniejsze niż chęć zrobienia czegokolwiek innego. Jako pierwsze do przejrzenia idą newsy i artykuły, następnie sprawdzam blogi i forum. Nie czytam wszystkiego, z reguły same nagłówki i komentarze. Rano zawsze siadam z zamiarem spędzenia przed kompem nie więcej niż 5 minut i równie zawsze schodzi mi się przy tym prawie godzina.
Do godziny 16:00 nie robię nic wielkiego. Zajmuję się sprawami domowymi, trochę łażę po necie, czasami napiszę kolejny odcinek bloga. Najczęściej o godzinie 16:00 rozpoczynam swoją (prawie) codzienną sesję. Gram turnieje SNG, ale teraz z reguły te trochę większe i co za tym idzie trochę dłużej trwające.
Laptopa przesuwam sobie na skraj lewej krawędzi ławy, ale nie za daleko żeby było miejsce na szklankę z sokiem lub herbatą, którą wcześniej robię. Siadam na ziemi pod tyłek kładąc sobie dużą poduchę, która była w komplecie z kanapą. Jest dobra, bo nie za miękka i dupa nie zapada mi się dotykając twardej podłogi czego szczerze nienawidzę i nie za twarda bo krew do niej dochodzi i nie drętwieje. Plecami opieram się o brzeg łóżka bo nie umiem grać kilkugodzinnej sesji bez oparcia.
Turnieje uruchamiam ręcznie jeden po drugim. Jeśli sesję zaczynam ok. 16:00 to odpalają się raz na 3-4 minuty tak więc nie jest źle. W sumie odpalam ok. 20, maksymalnie 20-kilka turniejów i to jest taka średnia ilość którą na co dzień gram. Czasami jak mam większą ochotę pograć, albo super szybko odpadnę z kliku turniejów na raz odpalam sobie ich trochę więcej co trwa rzecz jasna dłużej.
Magiczną chwilą jest moment kiedy na tarczy jest godzina 16 i 50 minut. Wtedy wiem, że będzie przerwa i pilnuję, żeby nie odpalić jednego turnieju za dużo. Chcę mieć pełnowartościową, pięciominutową przerwę i nie latać co chwilę z kuchni czy z łazienki, aby wykonać zagranie na jednym stole. Oczywiście zawsze muszę zrobić nerwowe siku bo oczywiście przed sesją zapomniałem, a na dodatek opiłem się herbaty. Jak nie zrobię teraz, to około w pół do następnej godziny już nie będę mógł wytrzymać co jest bardzo dziwne bo normalnie mogę nie lać przez cały dzień.
Około godziny 16 i 52 minuty nie odpalam już następnego turnieju. Jest za duże ryzyko tego, że odpali się już po uruchomieniu przerwy i że spierdoli mi cały mój misterny plan. Oczywiście chęć odpalenia jak największej ilości turniejów zawsze jest silniejsza i muszę… po prostu muszę odpalić sobie jeszcze jeden i najczęściej to jest ten, który nie pozwala mi w pełni skorzystać z tej przerwy, bo odpali się kilka sekund za późno.
Podczas odpalania turniejów najczęściej przeglądam sobie jakieś stronki typu „kwejk”, czy „mistrzowie” w celu poprawienia sobie humoru i pozytywnego nastawienia się do gry. Dopiero jak turniejów jest ok. 8-10 wyłączam przeglądarkę żeby mnie nie kusiła bo wiem, że nawet jakbym grał i 40 stołów na raz to i tak musiałbym zajrzeć chociażby na WP, chociaż na chwilę.
Kiedy odpalę sobie już planowane 16-18 turniejów gram w kompletnej ciszy. Mam wyłączony telewizor i radio a to wszystko po to, żeby skupić się tylko i wyłącznie na podejmowanych decyzjach. Oczywiście zawsze, ale to zawsze musi się w ciągu tej krytycznej godziny wydarzyć coś niezwykłego. A to akurat wtedy kurier musi przyjść z paczką, którą miał przynieść ze trzy dni temu, a to Pani listonoszka ma polecony, czasami sąsiad zaczyna wiercić dziury, a o wielokrotnie przerwanym połączeniu neta już nawet nie wspominam. Czasami wydaje mi się, że to wszystko nie dzieje się naprawdę bo to nie możliwe, żeby dzień w dzień między godziną 16 a 17 cały świat mnie nienawidził.
Aby nie być gołosłownym dwa przykłady. Któregoś dnia gram sobie sesję, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Otwieram. Stoi spocony, niezbyt wysoki, łysawy facet z wąsami – taki statystyczny hydraulik – i bez żadnego „dzień dobry ” ani „pocałuj mnie w dupę” pyta czy mam prąd. Ja mówię, że mam a on na to, że będzie musiał na chwilę odłączyć bo przyszedł do teściowej (mojej sąsiadki) i będzie jej zmieniał korki, bo coś tam się popaliło. Ja mówię, że na razie nie mogę wyłączyć prądu, bo mam kompa włączonego i jak wyłączę to stracę dużo pieniędzy 🙂 Koleś nie wiedział co ma powiedzieć, trochę się zmarszczył i rzucił tekst na zasadzie: „Jak to… nie może Pan wyłączyć na chwilę komputera?” Myślę sobie no dobra, wrzucę sobie sitout, na pewno nie będzie premium hand, a potem nadrobię… i wyłączyłem. Jebał się z tymi korkami niemiłosiernie, a każda minuta wydawała się godziną. W końcu udało mu się udało to naprawić i spokojnie mogłem dokończyć odpadanie na bubblach…
Innym razem spotkała mnie jeszcze śmieszniejsza (?) sytuacja. Dzwonek. Otwieram drzwi, a w nich stoi dwóch panów. Jeden statystyczny hydraulik, tylko trochę wyższy od tego poprzedniego, a drugi jakiś młody wystraszony chłopaczek. Mówią, że są z elektrowni. Myślę sobie spoko, spiszą liczniczki – byle szybko. Koleś podchodzi do zbiorczego prądomierza, który jest u nas na korytarzu i otwiera go. Wyjmuje jakiś dokument i mówi. „Nie zapłacił Pan faktury.”. Przypomniałem sobie, że faktycznie gdzieś zapałętała mi się fakturka z RWE, ale to było pierwsze ponaglenie i dostałem je ledwie trzy dni wcześniej, tak więc luz. Mówię „A no tak, pamiętam. Rzeczywiście zapomniałem zapłacić, ale to dziś ureguluję bo będę na poczcie”. Koleś spokojnym głosem: „No tak, proszę uregulować jak najszybciej.” Patrzę jak wypisuje ten papierek i pytam „A kiedy będziecie odłączać?” Koleś mi daje papier podchodzi do prądomierza, opuszcza jakąś dźwignie i mówi „No teraz” HYDŻ!… „Do widzenia”… i wychodzi zostawiając mnie z kartką i lekko rozdziawioną gębą….
Staram się jednak nie przejmować złośliwością wszystkiego tego co otacza mnie ze wszystkich stron i robić swoje. Pomimo tego, że gram dosyć sporo stołów na raz zawsze muszę zobaczyć zakończenie jakiegoś ważnego rozdania. Co chwilę wyskakuje nowy stół, a ja oczywiście klikam na pasku ten turniej, o który mi chodzi. Oczywiście gracze akurat wtedy nie śpieszą się za bardzo z podejmowaniem decyzji, czasami mają czas dodatkowy a ja czekam na to co się wydarzy zastanawiając się nad tym, czy dobrze rozegrałem rozdanie i nad tym, że właśnie cały pasek zaczął mi migać zawiadamiając, że mam już na prawie wszystkich stołach swoją kolej na podjęcie decyzji. Najczęściej bywa tak, że muszę przełączyć się na pozostałe stoliki i w superszybkim czasie podjąć średnio poprawne decyzje, a po powrocie na stół w którym chciałem zobaczyć wynik rozdania oczywiście już jest po wszystkim.
Czasami odpalam sobie historię rozdań, ale oczywiście przejście na tryb „All Tables” jest praktycznie nie możliwe bo co chwile wskakuje mi nowy stół a mam tak, że muszę najpierw podjąć decyzję na stole a potem kliknąć w historię rozdań, żeby mieć świadomość, że żaden nie czeka w kolejce. Taki tik. Po 5-10 próbach w końcu mi się udaje, no ale wyszukanie rozdania nie jest już takie proste, więc podjęcie decyzji na kolejnym stole musi poczekać, a ja szukam tego jednego, najważniejszego. Oczywiście bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że wynik podjętej decyzji nie jest istotny. Ważne, żeby decyzja była poprawna no ale tak czy tak zawsze muszę wiedzieć jak to zafajdane rozdanie się zakończyło bo nie da mi to spokoju do końca sesji. Najczęściej jednak się nie dowiaduję, bo prawie nigdy w tym momencie nie udaje mi się znaleźć danego rozdania w historii, tak jakby go tam nigdy nie było.
Kiedy odpalę sobie już wszystkie zaplanowane turnieje mogę trochę odetchnąć. Gram co prawda te 16-18 na raz ale wiem, że ich ilość już nie będzie rosła i że powoli będzie ich ubywało. W okolicach 12 turniejów włączam sobie TV, akurat gdzieś na Klan, który uwielbiam. Nic mi tak nie poprawia humoru jak dobre śmiechy z tego typu seriali. Lepsze niż kabaret – polecam.
Gra się coraz bardziej uspokaja, za chwilę jest druga przerwa a ja staram się powoli szacować jakie mam szanse na dobry wynik i czy dana sesja ma szanse zakończyć się dobrze, średnio czy tragicznie. Zawsze podczas drugiej przerwy przeglądam ile stołów mi zostało i jakie mam stacki. Muszę też na chwilę wstać, żeby mój tyłek trochę odpoczął bo jednak poduszka jest bardziej twarda niż miękka i trochę drętwieje. Robiąc sobie coś do picia liczę mniej więcej ile muszę wygrać, żeby osiągnąć bardzo dobry wynik sesji i po powrocie do stołów gram w taki sposób, aby taki wynik osiągnąć – czyli z reguły dosyć agresywnie – co czasami daje nawet dobre wyniki.
Po zakończeniu sesji odpoczywam chodząc sobie po mieszkaniu i rozluźniając wszystkie mięśnie. Potem wracam bo zawsze muszę odpalić „pokerprolabs” i spojrzeć na wyniki właśnie zakończonych turniejów, a także na wykres w celu pozytywnego nastawienia do dalszej części wieczoru. Najczęściej jest godzina 19:00 – 20:00 – powoli czas na kolację. Zastanawiam się, czy będzie chciało mi się grać drugą sesję tak ok. 23:00 i z niemałym zapałem stwierdzam, że tak. Wtedy najczęściej jej nie gram robiąc zupełnie coś innego, po czym kładę się spać po to, żeby następnego dnia wstać ok. 10:20 obojętnie czy pójdę spać o 24 o 3 w nocy.
Świetny wpis! Mistrzostwo : )
fajny i wpis i dobrze sie czyta.
ale.. czegoś nie rozumiem, kiedys pisałes ze chcialbys zarabiac na pokerze, że to jest Twoj cel i bedziesz ciezko na niego pracował. Z wpisu wynika, że grasz do 3h dziennie, jezeli jest jedna sesja.
Gdzie ta ciezka praca?
3h jest przeznaczone na grę, ale ogólnie na pokera czyli analizy, strategię itd poświęcam sporo więcej czasu. Moim zdaniem te 3 godziny to dosyć mało ale niestety takie są moje maksymalne możliwości :/
Dzięki i pozdrawiam 🙂
Super wpis! Pozdrawiam.
łał dopiero znalazłem ten odcinek bloga,
wypaśny 🙂
Tak, brak internetu to masakra i najczęściej tak się dzieje podczas ważnych chwil. Ja najbardziej to odczułem podczas gry cash gdy miałem nutsa na river pula 100 $ i mi net siadł… oczywiście koleś wygrał pulę bo mi nie przywrócili internetu w ciągu chwili tylko dopiero po kilku godzinach bo ” awaria sieci” …. Dlatego doskonale Cię rozumiem :D. Dobry wpis. Pzdr !
Ciekawy wpis 🙂
Pozdrawiam
Luktoja i słowo downsing nabrało nowego znaczenia:) Świetny wpis:)
Świetnie napisane.
Mam podobnie 🙂 Pozdrawiam.
Dzięki.
Super wpis!!!:)
Super! 😉
Fajne:)
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.