Dominik Nitsche – Wygrana w Super High Rollerze prawie w całości zależy od szczęścia

0
Dominik Nitsche

Dominik Nitsche to jeden z najbardziej utytułowanych pokerzystów młodego pokolenia. Cztery bransoletki WSOP, tytuł mistrza WPT, łącznie czternaście wygranych eventów i niemal 12.000.000$ zarobionych w turniejach live – to robi wrażenie. W poniższym wywiadzie reprezentant niemieckiej szkoły pokera opowiada m.in. o środowisku Super High Rollerów, turniejach z opcją re-entry oraz o tym, skąd czerpie pokerową motywację.

– Wygrywałeś zarówno turnieje z dużą pulą graczy, jak i ciężkie Super High Rollery, do których przystępowało kilkunastu czy kilkudziesięciu pokerzystów. Oczywiście, w tych drugich umiejętności przeciętnego gracza stoją na znacznie wyższym poziomie, ale w których trudniej o końcowy sukces?

– Oczywiście trudniej wygrać turnieje z kilkusetosobową pulą graczy. Taka jest natura pokera. Super High Rollery to zasadniczo gry Sit&Go. Tak, są bardzo wymagające, ale nawet przegrywający gracz może wygrać pięć takich turniejów. Nie sądzę, by można było podziwiać czyjeś wyniki turniejowe na tak małej próbce. To prawie w całości szczęście.

– Czy turnieje z dużą pulą graczy i Super High Rollery wymagają różnych zestawów umiejętności?

– Nie, to błędne przekonanie wielu ludzi. Gracze rejestrujący się do Super High Rollerów to z reguły ci sami gracze, którzy są najlepsi w jakimkolwiek Main Evencie. Mają dużo głębsze rozumienie teorii gry, lepiej eksploatują nawet dobrych graczy regularnych.

– Czy Super High Rollery to paradoksalnie turnieje wytwarzające wśród graczy mniejszą presję? Wszak większość pokerzystów sprzedaje bądź wymienia swoje akcje, a ROI (Return of Investment) jest większe w turniejach z dużą pulą graczy.

– To interesujące pytanie. Dla większości pokerzystów gra toczy się o większe pieniądze na stole finałowym EPT, a nie Super High Rollerze, do którego przystępuje zaledwie 25 graczy. Oczywiście gra za mniejsze pieniądze jest mniej stresująca. Nadal uważam jednak, że nic nie może równać się z presją grania na stole finałowym z najlepszymi graczami na świecie i oglądającą to wszystko publicznością.

– Jaka jest Twoja opinia nt. shot clocków, tak w High Rollerach, jak i regularnych turniejach?

– Uwielbiam je. Powinny być w każdym turnieju.

– Co sądzisz z kolei o turniejach z opcją re-entry, na które narzeka wielu graczy rekreacyjnych?

– Re-entry nikomu nie daje żadnej przewagi, więc nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek miałby je ograniczać. Wielu graczy rekreacyjnych lubi gamblować w pierwszych fazach turnieju, by zbudować solidny stack. Nie chcę im zabierać tej możliwości. To opłacalne dla wszystkich, a tym graczom dostarcza dodatkowo rozrywki. Myślę, że zamiast ograniczać liczbę możliwych re-entry, powinno się skrócić czas, w którym można to robić. Rozumiem irytację pokerzystów, którzy nie są zadowoleni, że gracze mogą wracać do gry z 20 big blindami.

Dominik Nitsche

– Czy nie uważasz, że sprzedawanie i wymienianie się akcjami pomiędzy graczami w Super High Rollerach to nieco niebezpieczny precedens?

– Grałem w wielu eventach tego typu i bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że wszyscy trakują tę rywalizację ekstremalnie poważnie. Nie ma tam miejsca na tzw. „soft play”. Gdyby coś takiego występowało, opinia publiczna prędko by się o tym dowiedziała. Według mojej wiedzy, nikt z obozu niemieckich pokerzystów nie został nigdy publicznie oskarżony o jakąkolwiek zmowę.

– Po zwycięstwie w WSOPE powiedziałeś, że cieszysz się przede wszystkim ze swojej gry, a nie z końcowego rezultatu. Jak udało Ci się wypracować mindset, w którym liczy się przede wszystkim sam występ, a nie wynik końcowy?

– Gram w pokera od jedenastu lat. To szmat czasu. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że twoje krótkoterminowe wyniki opierają się prawie całkowicie na szczęściu. Tak naprawdę jedynym zadaniem profesjonalnego pokerzysty jest dobra gra. Rezultaty zadbają same o siebie.

– Czy po zdobyciu czterech bransoletek WSOP i szeregu innych tytułów, nadal motywują Cię nagrody i uznanie? Czy właśnie one są Twoim paliwem? A może uważasz raczej, że lepiej zachować stoickie podejście i skupiać się przede wszystkim na samej grze?

– W swojej karierze miałem ogromne szczęście w turniejach z serii WSOP i jestem z tego powodu bardzo wdzięczny. Wszystkie te zwycięstwa sprowadzały się właśnie do tego – do szczęścia. Czy gdybym nie wygrał żadnej bransoletki, byłbym mniej wartościowym graczem? W pewnym sensie nienawidzę tego, że kilka szczęśliwych bądź pechowych momentów definiuje moją karierę. Według mnie chodzi przede wszystkim o prezentowanie dobrej gry i rywalizację z najlepszymi.

Czy wygranie bransoletek oznacza, że grałem dobrze? Jasne, że nie. Natomiast jeśli mogę uczciwie powiedzieć, że nie popełniłem żadnego błędu podczas bardzo trudnego stołu finałowego – to mnie właśnie motywuje. Mogę uczciwie powiedzieć, że mam przewagę na praktycznie każdym stole, na którym gram. Nie chodzi jednak tylko o samą wiedzę, że „mam przewagę nad innymi”, ważniejsze jest to, dlaczego mam tę przewagę. To motywuje mnie bardziej niż jakikolwiek tytuł.

Catalin Pop – Zawężanie zakresów i sprawne value betowanie

ŹRÓDŁOPokerStrategy
Poprzedni artykułNa sit oucie odc. 8 – Bajki mojego dzieciństwa cz. II
Następny artykułPartyPoker idzie w górę – doskonałe wyniki finansowe za rok 2017