Choć Texas Hold?em jest grą, gdzie większość rozdań kończy się, zanim w ogóle doszło do konieczności porównania siły odsłoniętych kart, spora rzesza pokerzystów nierzadko postanawia mimo wszystko rękę pokazać. Czy wobec tego można mówić o konkretnych regułach pomagających ustalić, kiedy warto odsłonić karty, chociaż wcale nie zachodziła taka konieczność, czy jest w ogóle sens pokazywać je kiedykolwiek?
Zacznijmy od przypomnienia, iż poker stanowi grę niepełnych informacji, gdzie nieustannie zmuszani jesteśmy do czynienia różnego rodzaju przypuszczeń, spekulacji i oszacowań. Oznacza to, że nigdy nie będziemy wiedzieć, w posiadaniu których dwóch konkretnych kart znajduje się akurat nasz przeciwnik (choćbyśmy grali na miarę samego Daniela Negreanu ), tak więc każda sytuacja, gdy udaje nam się je zobaczyć ? czy to w wyniku showdownu, czy też dlatego, iż oponent sam dobrotliwie ujawnił swoją rękę ? staje się dla nas nieocenionym źródłem informacji. Skoro zaś my zyskujemy na oglądaniu kart rywala, również i on wykorzysta z pewnością wiedzę zdobytą w wyniku obejrzenia naszej ręki, nie szafujmy więc beztrosko możliwością odsłaniania jej ? w końcu za możliwość oglądania kart nasi oponenci powinni zapłacić!
To powiedziawszy, można oczywiście założyć sobie, że po prostu nigdy nie damy zwieść się na pokuszenie i uparcie będziemy od razu wrzucać nasze karty do mucka, albo też z czystym sumieniem wyłączymy możliwość opcjonalnego pokazywania ręki, jeśli akurat gra toczy się online. Podejście takie gwarantuje bezpieczną ochronę informacji oraz uwalnia nas od zamartwiania się, czy aby na pewno wybraliśmy właściwy moment na podobny manewr, i jako takie na pewno nie jest podejściem złym. Jednak gdyby wziąć na serio powiedzenie, jakoby dobre było wrogiem lepszego, może wypadałoby mimo wszystko zastanowić się także, czy aby okazjonalna niekonsekwencja w postanowieniu ukrywania kart nie jest na dłuższą metę bardziej opłacalna? No właśnie?
A zatem od czasu do czasu pokazywać? Ale jak często? Komu? Jedną czy dwie karty? W jakich okolicznościach? Cóż, najprawdopodobniej na pytania te nie potrafiłby jednoznacznie odpowiedzieć i sam Phil Ivey, wszak w pokerze wiele (jeśli nie wszystko) zależy od kontekstu, spróbujmy jednak ustalić kilka podstawowych zasad. Po pierwsze, jeśli zamierzamy już pokusić się o ujawnienie światu naszego monstera, niesamowitego foldu lub karkołomnego blefu, zawsze powinniśmy najpierw zadać sobie owo sakramentalne pytanie: jaki właściwie mamy w tym cel? W dodatku musimy także zdawać sobie sprawę, że kiedy już pokusimy się o odpowiednią reklamę danego stylu gry, trudno będzie się nam tak po prostu i od razu wycofać – jeśli pokazaliśmy na przykład kilka blefów, nie ma raczej sensu liczyć nagle na foldy w sytuacji, gdy mamy na ręce jedynie wdzięczne nic (jak to zwykł mawiać Norman Chad: squadush), dlatego nie odsłaniajmy kart zbyt pochopnie.
Jakie możliwe cele mogą nam więc przyświecać? Chcemy przeciwnika zachęcić do opłacenia naszego value betu w przyszłości, bo przyzwyczaił się do tego, że go blefujemy; wolimy odwieść go od pomysłu sprawdzania naszych kolejnych blefów; może akurat nasz oponent jest trudnym przeciwnikiem, jeśli tylko jednak umiejętnie go podejść, pozwala się stiltować jak dziecko i błyskawicznie oddaje wszystko to, co uprzednio zabrał; liczymy na transakcję wiązaną – ja pokażę swój wielki fold, ty natomiast zdradzisz, z czym mnie do tego foldu zmusiłeś; lub też zwyczajnie nie chcemy wyjść na gbura, jeśli znaleźliśmy się akurat w luźnym i przyjacielskim towarzystwie, które pokera traktuje przede wszystkim rekreacyjnie i z ochotą pokazuje sobie karty. Oczywiście zdarzyć się może i tak, że jesteśmy po prostu zwyczajnie spragnieni poklasku oraz miłego połechtania naszego ego, kiedy to dokonaliśmy na przykład mistrzowskiego w naszym mniemaniu foldu lub niewyobrażalnego blefu ? tego pragnienia jednak radzilibyśmy mimo wszystko nie zaspokajać?
Osobną kategorię motywacji stanowi chęć?dezinformacji. Value bet value betem, ale czy rzeczywiście chcielibyśmy być czytani jak otwarta księga? Jeśli jesteśmy wystarczająco nieobliczalni jako gracze, miejmy odwagę być równie dzicy przy wyrabianiu sobie stosownego image?u! A zatem pokazujmy jak najprzeróżniejsze zestawy, aby przeciwnicy w ogóle nie mogli połapać się w tym, co się dzieje – nadmiar informacji naprawdę potrafi działać w takim przypadku na szkodę tych?doinformowanych. Ciekawą taktykę stanowi również metoda na jedną kartę: oczywiście najczęściej tę będącą dla danego układu leżącego na stole bez znaczenia. Odsłaniamy zatem na przykład trójkę, podczas gdy na stole leżą akurat figury, a może zachciało nam się pokazać króla, kiedy to akurat board przyniósł niskie stritowe karty? Czy to blef? Mocna karta? Co się dzieje?!
Jeszcze inaczej można wykorzystać zalety okazjonalnego odsłonięcia kart w sytuacji, gdy nasi przeciwnicy należą do osób lubiących się odwdzięczyć: i tak mogę sobie pozwolić na pokazanie nic nie znaczącej ręki, podczas gdy oponent poczuje się zobowiązany do oddania czegoś w zamian (tak tak, kłania się Cialdini i reguła wzajemności) pokaże zatem te karty, które mogą zdradzić na jego temat sporo informacji. Teoretycznie oczywiście jesteśmy kwita, w końcu my też poszliśmy na ustęptwo, ba, i to nawet jako pierwsi (!), w rzeczywistości jednak z pomocą manerwu świadomego wyboru kart do pokazania udało nam się podejść przeciwnika i bez wysiłku zdobyć cenne wiadomości o jego sposobie gry. My sami z kolei musimy oczywiście się takich wyjudzaczy informacji strzec i nie ulegać irracjonalnej w tej sytuacji potrzebie rekompensaty: skoro bowiem ktoś już nas uraczył widokiem swoich kart, niech nie oczekuje tego samego w zamian w sytuacji, gdy nikt go nawet o zdradzanie swoich sekretów nie prosił.
Reasumując, poker to sztuka ciągłej manipulacji przeciwnikiem, jeśli zatem nigdy nie zdarzyło się nam pokazać reszcie stołu swoich kart, może warto narzucić sobie trening w postaci okazjonalnego ujawniania ręki celem maksymalizacji późniejszych zysków lub dezinformacji? Z kolei jeżeli nie potrafimy się powstrzymać przed coraz to kolejnymi odsłonami, nie byłoby złym pomysłem rozważenie zmiany branży na przykład na?filmową. Tam to dopiero można się przecież pokazać!
jeden z dobrych graczy, grajacy duzo stołów na 200NL zawsze pokazuje karty jeśli wygrał duze rozdanie bez showdownu.
idea tego jest taka, ze jesli przeciwnik tylko czasem widzi nasze rece trzeba brac pod uwage informacje o tym co pokazalismy przeciwnikowi i co zobaczyl. Na przykład mimo tego ze jestesmy bardzo loose akurat karty pokazane danemu graczowi sklonily go do myslenia ze gramy kompletna sciane.
Mozna sie naciac na tym, ze zalozymy ze wszyscy znaja nasz loose image i graja pod niego.
Pokazujac karty zawsze w duzych pulach szybciej kazdy pozna nasz styl.
Na pierwszy rzut oka jest to -EV, ale mozliwosc grania przeciwko kazdemu przeciwnikowi wiedzac, ze on wie o nas, ze jestesmy loose, a nei zastanawiajac sie co ja mu tam dzisiaj nie pokazalem moze nadrobic teoretycznie stracone pieniadze
Ja lubię czasem pokazać agresywnemu graczowi karty, z którymi go pokonałem. W wielu przypadkach staje się on jeszcze bardziej szalony i popełnia mnóstwo błędów:)
Swoją drogą bardzo dobrze napisany artykuł. Tak dalej!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.