Czy polskiemu pokerowi brakuje Górala?

4

Czy młodzi adepci pokera mają dziś kogoś, na kim mogliby się wzorować budując swoją pokerową karierę? Czy są na polskim rynku osoby, które można uznać za pewnego rodzaju ikony i symbole polskiego pokera? No cóż, osobiście uważam, że nie jest z tym tak różowo, jak można by było przypuszczać.

Pamiętam czasy (tak, wiem… ostatnio każdy tekst zaczynam jak kombatant), gdy polski poker nie odnosił sukcesów. Nie był to aż tak dawno temu, bo czy można uznać, że 10 lat to jakiś bardzo długi okres? Pewnie nie, choć w tym czasie polski poker zmienił się nie poznania. Kiedyś miejsce w kasie na zagranicznym turnieju (jakimkolwiek!) to był mega sukces, o każdej wygranej przez Polaka satelicie do np. EPT mówiło się z nabożnym szacunkiem, a ci, którzy w ogóle występowali regularnie za granicą byli pokerowymi bogami. Dziś krzywimy się mocno, gdy jakiś nasz gracz nie dochodzi do stołu finałowego dużego eventu lub nie wygrywa w nim przynajmniej sześciocyfrowej kwoty.

Nasi gracze przyzwyczaili nas do regularnego wygrywania. I to oczywiście na tych najlepszych, z największymi sukcesami, z największymi wygranymi na koncie, zwrócone są oczy polskiego środowiska pokerowego. Co chwilę wyskakuje jak filip z konopi ktoś nowy, a my już widzimy oczami wyobraźni narodziny nowej gwiazdy pokera. Częściej na jednym sukcesie się kończy, ale są też tacy, którzy „przebili mur” i weszli na stałe do światowej czołówki.

Kiedyś jednak tak nie było. Kiedyś gracze wygrywający dużą kasę byli jak rodzynki w świątecznym makowcu z marketu – niby byli, ale ciężko ich było znaleźć. Jeszcze gorzej było odszukać wśród nich kogoś, kto byłby przy okazji wzorem do naśladowania, profesjonalistą pełną gębą, zarówno teoretykiem, jak i praktykiem gry, kto umiałby się odezwać do kamery, napisać kilka zdań po polsku bez błędów i mógł swoją osobą i podejściem porwać „świeżaków” do nauki pokera.

Marcin Horecki

Ale szybko taka postać się pojawiła. Był nią oczywiście Marcin „Góral” Horecki i chyba nikt nie ma dziś żadnych wątpliwości, że to właśnie on był pierwszą, prawdziwą gwiazdą pokera w naszym kraju. Po dwóch sukcesach na EPT w Londynie (2008) i Pradze (2010) oraz licznych miejscach płatnych w turniejach na żywo, to właśnie Góral dorobił się łatki pierwszego ambasadora pokera w Polsce. I nie było w tym stwierdzeniu za grosz przesady. Marcin pisał bloga, produkował teksty szkoleniowe, jako pierwszy starał się pokazać pokera jako grę umiejętności (głównie po wprowadzeniu ustawy), zaczął walczyć o legalizację gry, wypowiadał się w telewizjach, udzielał się w Wolnym Pokerze, chodził do Sejmu itd.

Jednocześnie grał i był dla reszty środowiska właśnie taką ikoną. Wzorem profesjonalnego podejścia do zawodu pokerzysty. Sukcesy odnosili też inni, ale albo daleko im było do przykładnego prosa, albo zamykali się przed światem zewnętrznym i nie udzielali się w żaden sposób publicznie. Po prostu woleli pewne sprawy wyciszyć, robić z boku swoje i nie mieszać się do budowania pokerowej społeczności. Czy to źle? Nie, nie każdy nadaje się na lidera, nie każdy lubi wokół siebie hałas, nie każdy chce, by o nim mówiono. Nie wszyscy mają „parcie na szkło”.

Takiego parcia nie miał też raczej Góral, miał za to innego – poczucie pewnej misji, którą ktoś musiał wykonać. A że przez sukcesy padło na niego, to musiał wziąć ten ciężar na własne barki. I nie mam wątpliwości, że przez długi czas spisywał się przynajmniej dobrze w tej roli. Jednak minęło kilka lat, o Horeckim-pokerzyście powoli słuch ginął, przestał się już udzielać, a na scenę pokerową weszły „młode wilki”. Głodne sukcesów, żądne wygranych, ale czy również chcące w jakiś sposób wesprzeć pokerowe środowisko? No nie zawsze. A raczej – prawie w ogóle nie!

Marcin Horecki

Mówiąc absolutnie poważnie, to ostatnim graczem, który odniósł sukces i podzielił się nim w jakiś sposób ze światem zewnętrznym, był Dominik Pańka w 2014 roku. Jego fantastyczne zwycięstwo na PCA obiło się szerokim echem we wszystkich, nie tylko pokerowych, mediach. Wywiady, rozmowy, telewizje śniadaniowe, Playboy – czego wtedy nie było! Cały cyrk! Nazwisko Dominika znał wtedy każdy i odmieniano je przez wszystkie przypadki. Wydawać by się mogło, że „Pańkomania” opanuje za chwilę całą Polskę i w pokera będzie grała nawet każda gospodyni domowa.

Ale tak się nie stało. Pewnie sporo osób sukces Pańki do pokera przyciągnął, ale wielkiego boomu nie było. Stało się tak z dwóch powodów – media potraktowały sukces Dominika jak chwilową sensację i wkrótce o nim pozapokerowy świat zapomniał, a samemu Dominatorowi też zwyczajnie znudziło się być ciągle na świeczniku. Jedno i drugie było jak najbardziej normalne i zrozumiałe.

Kolejne sukcesy polskich graczy już tak nie zagotowały mediów mainstreamowych. Owszem, tu i tam wspomniano genialną serię zwycięstw Dimy Urbanowicza, odnotowano wygrane Sebastiana Malca czy ostatnio Piotrka Nurzyńskiego, ale sensacji to już nie wzbudzało. A na przykład o takim Bartku Machoniu nie wspomniał już nigdy nikt. Z kolei taki Grzesiek Mikielewicz był doskonałym przykładem prosa online i ambasadora pokerowej marki, ale o nim też prawie nikt nie mówił i nie pisał (poza kilkoma materiałami na przestrzeni wielu lat). A szkoda…

Dominik Pańka

Dlaczego o tym dzisiaj piszę? Bo wydaje mi się, że polskiemu pokerowi brakuje ostatnio ikony. Gracza, na którym ci wszyscy młodzi, amatorscy, rekreacyjni gracze mogliby się wzorować i iść w podobnym kierunku. Tak, mamy doskonałych graczy. Mamy gwiazdy i wygrywających pokerzystów zarabiających godne pieniądze. Ale… nie są Góralami!

„Góral to jest firma” – takie powiedzonko obowiązywało długo przed tym, niż pojawiło się szydercze „Czy Góral już odpadł?”. Prawdą jest natomiast, że od momentu zejścia Marcina ze sceny pokerowej, nikt nie pojawił się na jego miejscu. I ten wakat wciąż jest nieobsadzony. Nie ma wzoru do naśladowania, bo nikt tego wzoru nie chce nowym graczom dawać.

Pisałem już nie raz i nie dwa o takich sprawach, jak choćby olewanie social mediów przez obecnie najlepszych zawodników. Duża część z nich nie ma nawet jak prowadzić jakiejkolwiek interakcji ze swoimi fanami (czyli tymi, których mogliby ewentualnie pchać do przodu w pokerowej karierze), bo nie mają konta na Twitterze czy fanpage’a na Facebooku. Dima Urbanowicz jest dość aktywny, ale jako ambasador marki PartyPoker, a nie ambasador pokera w ogóle. Reszta wrzuca mizernego posta tylko w przypadku jakiegoś sukcesu, a często nawet i to nie. Bloga nie pisze kompletnie nikt. Prawie nikt nie streamuje swojej gry, nikt nie pisze artykułów z poradami dla początkujących, co na Zachodzie jest wręcz normą u większości graczy. O wypowiedziach na tematy legislacyjne nie ma nawet co marzyć!

Dima Urbanowicz

I dlatego tęsknię za czasami, gdy Góral był na świeczniku. Wierzcie mi lub nie, ja się z Marcinem wiele razy nie zgadzałem, był z nie mojej bajki (gdy on preferował profesjonalne podejście, ja myślałem jedynie o baletach po turnieju), był dla mnie nawet za profesjonalny, jak na pokerzystę. Innymi słowy – według mnie wyprzedzał wówczas swoje czasy, bo to wszystko, co on mówił i promował wtedy, stało się modne i trendy dopiero niedawno. Ale on po prostu jako jeden z nielicznych w tym kraju miał prawidłowe podejście do tego, co robił w życiu. Idealnie potrafił zbalansować karierę gracza i obowiązki pokerowego „działacza”. Wtedy wielu z nas się nawet z niego lekko podśmiewało, że się chyba za bardzo przejął swoją rolą, ale dzisiaj z perspektywy czasu widać, że takiego Górala po prostu nam dziś w środowisku niezwykle brakuje.

Ostatnio próbowałem zaprosić Górala do audycji w radiu Weszło FM. Nie zdążyłem nawet skończyć zdania, a on już odmówił. „Ja już emeryt, nie udzielam się” – usłyszałem w odpowiedzi. To, co napisałem powyżej chciałem mu też powiedzieć podczas naszej rozmowy. Nie udało się, więc piszę swoje przemyślenia w tym artykule. I jednak mam nadzieję, że kiedyś Marcin doczeka się godnego następcy. Bo Góral, moi drodzy, to była naprawdę firma!

Marcin Horecki

Za głupi, żeby wygrywać

Poprzedni artykułOgłoszono harmonogram Irish Poker Open 2019
Następny artykułEPT Praga – Patrik Antonius w czołówce Main Eventu, awans trzech Polaków!

4 KOMENTARZE

  1. Podsumowując: Góral to była firma! (ale niestety już odpadł).
    Dziwi jedynie, ze po tylu latach totalnie wypiął się na fanów i nie dał choćby jednego wywiadu podsumowującego dlaczego zrezygnował z gry, w tym miejscu pokazał środkowy palec tysiącom fanów.

    • nie wiedziałem, że Góral miał jakiś fanklub i jakiekolwiek zobowiązania wobec tych, którzy jego grę obserwowali…

  2. Z jednej strony gracze wola skupic sie na swojej grze i wlasnym rozjowu, zamiast inwestowac czas w prowadzenie mlodego pokolenia pokorzystow. Ale z drugiej strony, myslisz, ze brak takiego ambasadora wynika w jakims stopniu z tego, ze pokerzysci nie chca swoja dodatkowa dzialalnoscia jaka jest np. prowadzenie bloga sciagac na siebie uwagi, niekoniecznie porzadanych osob? (przynajmniej w Polsce?)

    • Jasne, to zapewne główny powód. Przypominam jednak, że Góral też działał w warunkach obowiązującej ustawy, więc nie jest to nierealne. Wystarczy tylko trochę chęci, a takich brak u graczy już od lat.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.