O najlepszych polskich pokerzystach napisano już wszystko. Nazwiska pokroju Horeckiego czy Pańki odmieniano setkami przez wszystkie przypadki (głównie wołacz). Łatwiej wymyślić lek na kaca, niż nigdzie niepublikowane zestawienie topowych wyników lub łamiąco-unikalnych statystyk, dotyczących pokerzystów znad Wisły.
Żeby nie było – to nic złego. Mamy się przecież czym pochwalić. Nie jesteśmy przy tym jak matka czterolatka, przekonująca użytkowników Facebooka, że ważniejszy od konklawe jest jej Hubcio, który po raz pierwszy okiełznał swoje smarki. Jesteśmy matką, która pragnie pochwalić się światu, że jej syn – przez lata osamotniony i wyszydzany – jednego dnia trafia do NBA i robi w jajo Stepha Curry’ego, by nazajutrz zaliczyć Triple Ultra Triathlon i rozwiązać jeden z Problemów Milenijnych. Niewidzialną siłą rzeczy to zawsze będzie syn. Zawsze był. Jednak raz na jakiś czas zamyka się pewien cykl i jak echo powraca pytanie o przyszłość Polek w pokerze.
Sytuacja kobiet ulega konsekwentnej poprawie na wielu płaszczyznach. Kobiety są odważne, potrafią się zorganizować. Są słyszalne. Wszystko to przekłada się na karty – coraz częściej przedstawicielki płci pięknej w mediach przedstawiane są w ujęciu stricte pokerowym, nie przez pryzmat „kobiety w męskim świecie kart”. Pytań typu „Jak sobie radzisz? Nikt przy twoim stole nie łapie cię za dupę? Nie jest ci trudno grać przeciwko tym oblechom, spośród których każdy jest od ciebie mądrzejszy?” pada coraz mniej. Coraz częściej natomiast wywiady z pokerzystkami prowadzone są w oparciu o uniseksowe zestawy pytań.
I chociaż ja sam mam wykrystalizowane i dość surowe poglądy na wszelkie radykalizmy (w tym feministyczne), a także ugruntowane zdanie na temat teorii równości, z którym nie zgodziłoby się 90% mężczyzn i żadna kobieta – przyjmę z dużą dozą pragnienia obiektywizmu, że kobietom w świecie kart funkcjonuje się coraz lepiej.
Ale czy Polska wpisuje się w ten schemat? To zależy. Ubierzmy przeciętnego, polskiego pokerzystę. Nie będzie wglądał jak gość, którego nazwisko widnieje na jednej z unikalnych tabliczek na drzwiach pokoju w barcelońskim Arts Hotel, o nie. Załóżmy mu break even na NL10 i piątkę z informatyki. Dla takiego gracza gra na żywo jest zjawiskiem, wobec czego kobieta przy pokerowym stole stanowić będzie zjawisko razy dwa. OK, może czasy zakompleksionych no-life’ów zostawiliśmy w brutalnych latach pierwszej dekady obecnego wieku, ale ja sam znam przypadki – nie obracając się już dziś w szerokim gronie pokerzystów – graczy, którzy stresują się, siedząc przy stole obok ładnej dziewczyny, oraz takich, którzy jadą na Legalnego Pokera do Bydgoszczy, bo tam „grają fajne dupy”.
Jakieś osiem lat temu, kiedy pod byle newsem na jakimkolwiek portalu pokerowym pojawiała się dwucyfrowa liczba komentarzy, karciane fora tętniły życiem, a blogi rosły jak biust w ciąży, przeciętny pokerzysta był głupszy, młodszy i bardziej nieokrzesany, niż dzisiaj. Nasz „przeciętniak” nie unikał wynurzeń, wręcz przeciwnie – anonimowo zabiegał o atencję. Wystarczy wygrzebać stare blogi graczy takich, jak TalishaStar, KleopatraRTS (co u Ciebie, Iza, słychać?) czy nazywana „polską Jennifer Tilly” Śrubencja (pozdro!), by zdać sobie sprawę z realiów tamtych czasów. Wystarczy porównać to do odbioru strumieni społecznościowych HeyMonii czy romansującej z pokerem AleTypiary, by zauważyć różnicę. Dziś jest kulturka, bo więcej jest bierności wśród obserwujących. W tym konkretnym aspekcie ten smutny jak walka Gołoty z Saletą brak aktywności czytelników i obserwatorów wygenerował jeden z nielicznych plusów.
Ale to wciąż świat wirtualny. A jak jest na żywo? Jedyną Polka w czołowej dwusetce najlepszych polskich graczy jest 31. w tym zestawieniu Ellie Biessek. Rodowita szczecinianka to do niedawna jedyna polska profesjonalna pokerzystka sceny live. W bazie HendonMob.com na przestrzeni siedmiu lat uzbierała 66 rezultatów, ze świetnymi wynikami na Genting Poker Series i ponad 354 tysiącami dolarów zarobionymi „w totalu”. Ale Elżbieta od lat mieszka w Anglii, więc pod pewnym kątem nie wpisuje się równanie, które chcemy rozwiązać. Ponadto ostatni jej wynik pochodzi sprzed siedemnastu miesięcy.
216 miejsce na Poland All Time Money List zajmuje Monika Żukowicz – pod względem rozpoznawalności wyraźny lider wśród pań parających się pokerem. 313 lokatę z 18.712$ zarobków zajmuje Magdalena Barczak. Jej większość z was nie może pamiętać. 390 na tej liście jest często goszcząca w Rozvadovie Katarzyna Malinowska, a potem… Potem mamy już wyniki poniżej 10 tys. dolarów lifetime. I między innymi Annę Wiśniewską. To jedna z ostatnich już Polek, które „na szybko” przychodzą do głowy w kontekście gry live.
Ujęcie krajowe nie napawa optymizmem. Ale lokalnie jest lepiej. Weźmy wspomnianą ligę Legalnego Pokera, nawet wyłącznie w „mojej” strefie toruńsko-bydgoskiej. Pobieżny rzut statystycznym okiem pozwala stwierdzić, że na każdym stole finałowym mamy średnio jedną kobietę. To dobra średnia. Niech będzie nawet prawdą, że cztery spośród pięciu kobiet podąża tam za swoim chłopakiem, a gdy ten nie może zagrać – nie ma też jego drugiej połówki. To nieistotne, bo dziesięć lat temu dziewczyny te zostawałyby w domu.
Możecie mówić, że nie ma żadnej różnicy, czy na turniej przyjdą trzy kobiety i wszystkie dojdą do późnej fazy, czy przyjdzie jedna i poleci po godzince. Że to wciąż margines. Wierzcie mi – mały krok kobiety na polskiej karcianej scenie, to wielki krok dla postrzegania pokera w naszym kraju. Kobietom jest bowiem o wiele, wiele trudniej.
Wielokrotne dane było nam usłyszeć/przeczytać o tym, jakich tricków i wykrętów pokerzyści muszą używać, by nie przyznać się przed rodziną, dziewczyną etc. do uczestnictwa w tym przestępczym, haniebnym procederze, jakim jest gra w pokera. Ale zaprawdę powiadam wam – tam, gdzie pokerzysta musi wejść pod górkę, pokerzystka wspina się na Czogori. Tam, gdzie pokerzysta musi się schylić – pokerzystka unika kul jak matriksowy Neo lub co najmniej Phil Hellmuth. Bo jeśli poker dla części społeczeństwa pozostaje światem Wielkiego Szu – mężczyzna może doń wejść i przegrać życie, ale kobieta? To dla wielu wciąż nie do ogarnięcia, a kilka lat temu nie do ogarnięcia było to dla wszystkich, łącznie ze sporą częścią samych graczy.
Pamiętam czasy, gdy w Polsce w pokera nie grały żadne kobiety. Pamiętam czasy, gdy ludzie twierdzili, że kobieta grająca w karty z mężczyznami musi być albo babochłopem, albo dziwką. A ja nie jestem, moi drodzy, aż taki stary. Jeszcze siedem lat temu pewna dziewczyna (pełnoletnia) przestała przychodzić na rozrywki czernikowskiej Ligi Pokera Sportowego, bo zabroniła jej mama. Bo ludzie gadają. Bo wstyd.
Nadal trudno mi wyobrazić sobie matkę, która z uśmiechem żegna w drzwiach swą córkę, udającą się na całonocny, pokerowy turniej. „Niech idzie. Przecież jest taka dobra z matematyki. I ma taką mocną psychikę” – nie powiedział nigdy żaden rodzic. Mieszkające w akademikach i na stancjach studentki też nie dzwonią do swych matek po kolejnym deepie (bez chorych skojarzeń…). Nawet jeśli nie jest to tajemnica, to pozostaje tematem tabu. I choćby w naszym kraju zalegalizowano gry cash w kasynie z dwuprocentowym podatkiem, mielibyśmy u siebie trzy przystanki EPT w roku, a Dominik Pańka zostałby burmistrzem Brześcia Kujawskiego – to podejście nie zmieni się chyba nigdy.
Dlatego każda kobieta, która zaczyna swą przygodę z kartami i zostaje w środowisku, jest dla postrzegania społecznego warta więcej, niż kolejna pięciocyfrówka naszego rodaka na jednym z największych festiwali. Jeśli Legalny Poker odegra w tej materii większą rolę – będzie to najcenniejszym pośrednim dokonaniem organizatorów cyklu.