Od ostatniego wpisu minęło już sporo czasu, także pora nadrobić zaległości. Wydarzyło się dużo ciekawych rzeczy, jednak tych pozytywów niestety nie było zbyt wiele.
Pauza
W życiu sportowca urazy i kontuzje są z pewnością największym wrogiem. Los chciał, że od kilku sezonów nie jestem w stanie dograć choćby jednej rundy (7 spotkań) bez przerwy w grze. Jako ciekawostkę dodam, że w swoim pierwszym sezonie rozegrałem 18 spotkań… Skąd więc to się bierze? Złe przygotowanie do sezonu, osłabiony organizm, zużycie materiału? A może problem tkwi w czymś zupełnie innym. Niestety nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Tak czy inaczej podczas zwycięskiego meczu, o którym wspomniałem we wcześniejszym wpisie doznałem urazu karku co do dziś sprawia mi spore problemy. Sprawa jest o tyle gorsza, że nie widać znaczącej poprawy i tak naprawdę wypadłem z rytmu treningowego. W międzyczasie chłopaki wygrali wyjazdowe spotkanie w Lublinie oraz ponieśli zaskakującą porażkę z drużyną z Poznania.
1 maja odbył się turniej seniorów, na który zawsze czekam z niecierpliwością. Olimpijska odmiana rugby, bo o niej mowa jest mocnym punktem mojej drużyny. Nieprzerwanie od kilkunastu lat zdobywamy w niej medal Mistrzostw kraju. Dlatego absencja w tym turnieju bolała dużo bardziej niż podczas zwykłego meczu. Tym bardziej, że oglądając mecze z ławki rezerwowej, nie miałem żadnego wpływu na to co się dzieje na boisku. Orkan zajął 3 miejsce i na pocieszenie dodam, że w lipcu odbędzie się turniej finałowy, w którym miejmy nadzieję już zagram.
Runner runner?
Po rundzie jesiennej dziewczyny zajmowały 2 miejsce w tabeli i tak szczerze mówiąc tylko jakiś totalny kataklizm mógłby odebrać im medal w tym sezonie. Niestety coraz bardziej prawdopodobne jest, że tak się stanie. Turniej w Sochaczewie został zorganizowany idealnie, ale wszystko popsuła pogoda, przez co kibice nie dotarli na stadion. Deszcz zamienił boisko w bagno i mieliśmy do czynienia z częstymi spadami piłki. Co prawda przed turniejem byłem pełen optymizmu, jednak splot różnych zdarzeń i kiepski system rozgrywek spowodował, że jedna porażka w grupie nie dała nam awansu do półfinałów. Skończyło się na zaledwie 5 miejscu. Mimo tego byłem bardzo zadowolony z gry w obronie moich zawodniczek przez co oczywiście zasłużyły na pochwałę. W szczególności pozdrawiam Anetę, która kosiła wszystkie rywalki równo z trawą 🙂
Po słabszym występie mieliśmy 2 tygodnie aby przeanalizować błędy i wyciągnąć wnioski. Niestety w tym czasie nie udało się zrobić zbyt wiele i jak się później okazało, kolejny turniej w Warszawie był najgorszym w całej historii drużyny. Ponownie przegraliśmy w grupie z najgroźniejszym rywalem i po raz kolejny przyszło nam zagrać tylko o 5 miejsce. Niestety nie potrafię wyjaśnić tego co się stało w ostatnim meczu, ale wysoka porażka a przede wszystkim styl gry wzbudziły we mnie dziwne uczucia. Zajęliśmy 6 miejsce i medal oddalił się bardzo daleko. Czy byłem zły? Chyba nie… Raczej zawiedziony i to chyba było najgorsze. Po prostu pewne rzeczy są dla mnie ciężkie do zrozumienia, ale to chyba tylko ze względu na to jak podchodzę do wszystkiego czego się tylko dotykam. Do ostatniego turnieju mamy aż 6 tygodni i czeka nas kawał ciężkiej pracy jeśli w ogóle chcemy myśleć o pierwszej trójce. Mam nadzieję, że dziewczyny pokażą charakter, podejmą wyzwanie i do Rudy Śląskiej pojadą by dokonać tego co na dzień dzisiejszy jest niemalże niemożliwe.
The Australian Pink Floyd Show
Takiego roku jeszcze nie było! Każdy sezon klubowy rozpoczynałem od wizyt chociażby w Nieborowie. Tym razem, ze względu na mecze musiałem odpuścić wszystkie imprezy, które miałem w planach. Pojawiła się natomiast dość nieoczekiwana opcja. Mój tata od lat uwielbia angielską grupę Pink Floyd. Setki godzin podczas, których ich płyty były odtwarzane w domu pozwoliły mi na polubienie tej muzyki. W końcu ich dźwięki mają wiele wspólnego z tym, czego słucham obecnie. Właśnie z tego powodu, wybrałem się z tatą, siostrą oraz szwagrem na koncert pewnych australijczyków, którzy grali utwory tej legendarnej już grupy. Prawie trzygodzinne show było dla mnie z pewnością czymś nowym ale wiem, że po te wrażenia jeszcze kiedyś powrócę. Najciekawsze jest to, że jeszcze kilkanaście miesięcy temu nie przypuszczałbym, że będę słuchać muzyki z lat 70 i to na koncercie live!
A oto kangur, który pod koniec koncertu rządził na scenie skacząc i kołysząc się na różne strony 🙂
Powrót Klubowego Kolektywu
To dla mnie zaskakująca i zarazem świetna wiadomość! Wraz z kolegami powracamy z grą undergroundowych brzmień 🙂 Tym razem nie na antenie radia lecz w pubie Pełna Qlturka. W każdy czwartek od godziny 20.00 wszyscy będą mogli uczestniczyć w tych wydarzeniach razem z nami. Dzięki temu nasi dotychczasowi słuchacze zobaczą jak to wszystko działa od środka oraz będą mieli okazję poznać nas jeszcze bliżej. Na mój pierwszy set w nowej odsłonie zapraszam już w ten czwartek koło godziny 21.
Pokertour Prom
Dzień po turnieju dziewczyn wyruszyłem z kolegą na bardzo ciekawy rejs do szwedzkiej Karlskrony. Wierzyłem, że w końcu to będzie mój turniej! Z tego co słyszałem, poziom gry miał być zróżnicowany. Tzn. na starcie miało się pojawić wielu bardzo dobrych graczy ale także tych słabszych, którzy np. szukają seta na 8 blindach… Zacznijmy od losowania, trafiam na stolik, przy którym miałem z tego co udało mi się zaobserwować 3 dobrych i co najważniejsze myślących graczy (niestety siedzieli po mojej lewej) oraz resztę przed którą nie czułem respektu. Showdowny potwierdzały moje pierwsze spostrzeżenia i tylko zacierałem ręce kiedy to tylko będę mógł ściągać value od graczy po prawej stronie. Jednak pojawił się pewien problem… Ilość grywalnych rąk była tak znikoma, że musiałem co jakiś czas otwierać a nawet 3-betować z mocno spekulacyjnymi kartami. Do tego multipoty nie pozwalały na blefowanie na taką skalę. Żeby tego było mało, w przeciągu 6 poziomów blindów trafiłem tylko jednego flopa w postaci gutshota oraz średniej pary i to na samym początku turnieju. Taki obrót sprawy spowodował, że jedyną skuteczną bronią były tylko standardowe cbety oraz 2nd barelle ale często i one nie były wystarczające ponieważ sąsiedzi trafiali baaaardzo mocno. Szukałem również okazji do floatów ale i one nie powodowały, żeby żetony wędrowały w moją stronę. Nie jestem niestety graczem, który potrafi wygrywać tylko i wyłącznie wyczuwaniem okazji do blefu, w momencie kiedy praktycznie zawsze gram w multipotach.
Turniej zakończył się dla mnie praktycznie w momencie gdy wreszcie dostałem konkretną rękę startową QQ. Trzeci duży turniej i trzeci raz trafiam na coolera, ponieważ przeciwnik pokazał AA. Szkoda, że póki co znajduje się po tej gorszej stronie 🙂 W momencie kiedy spadłem na okolice 10bb, trafiam fajne rozdanie ponieważ z tego co pamiętam po 3 limpach wsuwam z AQ. Jeden z limperów sprawdza ze swoim K8o i na tym koniec… Jeśli mam być szczery to niekiedy czułem się jakbym grał turniej na PS za 1$, ponieważ momentami przecierałem wręcz oczy ze zdumienia co potrafią wyczyniać niektórzy gracze. Z oczywistych względów nie zdecydowałem się na re-enty i jedyne co mi pozostało to dopingowanie kolegi, który z przyzwoitym stakiem przeszedł do dnia drugiego. W między czasie samotnie spędziłem trochę czasu w takiej oto scenerii.
Następnie udaliśmy się do kajuty aby jak najszybciej pójść spać, ponieważ od rana czekało na nas mnóstwo wrażeń. Dosyć nieoczekiwanie w godzinach porannych usłyszałem jedną z moich ulubionych piosenek, a mianowicie What a Wonderful World. Problem w tym, że grała ona niesamowicie głośno a z naszym odbiornikiem nie dało się niczego zrobić. Następnie w odstępach półgodzinnych kapitan statku informował podróżników o planowanym przybyciu do portu i to jeszcze w różnych językach! Niby nic strasznego ale możecie sobie tylko wyobrazić jak bardzo mieliśmy dosyć już tych informacji, kiedy jedyną rzeczą jakiej wówczas chcieliśmy był spokój. Tak czy inaczej po rwanych 4 godzinach snu ruszyliśmy na ląd aby zwiedzić Karlskronę.
Przed wyjazdem obawiałem się, że trafimy na złą pogodę, ale na szczęście pomyliłem się w 100%. Było bardzo słonecznie dzięki czemu spędziliśmy bardzo przyjemny dzień. Odwiedziliśmy muzeum Marynarki, które w moim odczuciu jest stworzone wręcz idealnie. Oprócz ogromnej liczby eksponatów, każdy ma szansę przejścia po linie, spróbowania swoich sił przy wiosłach bądź też zerknięcia przez peryskop! Dodatkowo np. zejście pod podkład pozwalało na poczucie tego niezwykłego klimatu jaki panuje podczas morskich wypraw.
Po powrocie na statek kolega rozpoczął grę w dniu drugim a ja miałem jeszcze mnóstwo czasu do startu turnieju bocznego. Wobec tego wykorzystałem te minuty na podziwianie pięknych widoków na górnym pokładzie. Gdy wybiła 20.00 usiadłem do kolejnej walki. Jak zwykle bardzo skoncentrowany i mało rozmowny przy stoliku szukałem nawet najmniejszych readów wśród przeciwników. Sam z kolei już nie mogłem patrzeć na kolejne 83 albo 94 na ręku, zaliczyłem co prawda dwa podwojenia (podczas jednego dostałem sprawdzenie od przeciwnika z 106?!) jednak w późniejszym czasie mój stak się kurczył i mimo szczerych chęci na grę dosłownie nie miałem z czym grać i wsuwać. Próbowałem wykorzystać swój wizerunek nita lecz i to nie skutkowało. Fajnym doświadczeniem była okazja gry z 4 baaaaaardzo dobrymi graczami, którzy przy stoliku byli również niesamowicie rozmowni w przeciwieństwie do mnie. Tak szczerze mówiąc chyba nigdy nie zdarzyło mi się zagrać tak małej liczby rozdań jak tego wieczoru… Byłem trochę zawiedziony całą sytuacją ale przy mincashu Kamila, nie mogłem być aż tak smutny i wieczór spędziliśmy rozmawiając z innymi graczami. Cieszę się, że mogłem poznać tak wiele ciekawych osób, które mogą pochwalić się różnymi doświadczeniami. Podsumowując wyjazd, udało się wszystko oprócz samego turnieju, jednak wiem, że otrzymam jeszcze swoje 5 minut w przyszłości.
Klub blogera
Chciałem podziękować wszystkim osobom, które tak ciepło przyjęły mojego bloga. Dzięki temu, z miłą chęcią siadam do pisania kolejnych części i znajduję choć najmniejszą motywację aby rozwijać się w swojej grze. W nagrodę, za ubiegły miesiąc zagrałem oczywiście w turnieju dla wszystkich blogerów pokertexas. Zająłem 4 miejsce inkasując 18$, choć mogło być znacznie lepiej ponieważ na sam koniec przegrałem 2 flipy. Nie jestem jednak z tego powodu zły ponieważ gdy pozostało nas już tylko 5, połamałem AK przeciwnika, kiedy to sam trzymałem zaledwie AQ i tym samym już w tym momencie powinienem odpaść z turnieju. W mojej ocenie najlepiej radził sobie exculibrus, który wywierał na pozostałych zawodnikach dużą presję, ale również nie on został zwycięzcą.
0,5$ turbo
Od dłuższego czasu poświęcam znacznie mniej czasu na grę i w związku z tym postanowiłem spróbować swoich sił w turbosach na 45 osób. Początkowo grałem na 16-20 stołach jednak stwierdziłem, że nie chce grać jak robot, który w ułamku sekundy musi podjąć niekiedy trudną decyzję. Dodatkowo muszę nauczyć się zupełnie innej specyfiki gry co też zajmie mi trochę czasu. Dlatego obecnie mam zasadę grindowania na maxymalnie 12 stołach. Przez to nie odczuwam presji a i powinno to się pozytywnie odbić na ROI. Założenie miałem aby być w stanie utrzymywać je na poziomie 10% i po niedawnym niemalże wyzerowaniu wskoczyłem na wynik 7%, z którego jestem zadowolony. Próbka 335 gier jest oczywiście bardzo mała ale wierzę, że gdy już niedługo się podszkolę będę mógł wskoczyć na stawkę 1,5$.
Dzień dobry, nazywam się…
Rozpocząłem również pracę w call center gdzie trafiłem do bardzo fajnego zespołu. Jestem jedynym facetem co troszkę mnie rozbawiło i powinniście się domyślić z jakiego powodu 🙂 Tak w ogóle jeśli ktoś z was chciałby posiadać telefon bądź internet w PLAY to koniecznie proszę o kontakt 😀
Praca nad mindsetem
W wielu sprawach miałem bardzo duże nadzieje na sukces i niestety we wszystkich nie udało się go osiągnąć. Ucina to z pewnością chęci do dalszego działania i tak kiedy przemyślałem to na spokojnie, stwierdziłem, że pora za wzięcie się do pracy nad sferą psychologiczną. Posiadam sporo materiałów w tym temacie i oby dały one szybki efekt. W końcu na początku roku miałem wielki zapał i nawet podstawy by myśleć o wyższych wygranach, a obecnie to wszystko gdzieś po prostu odpłyneło…
W końcu się zebrałem i przeczytałem / dla osoby która przez szkołę podstawową i średnia przeczytał Janko Muzykanta i Antka taki blog jest wyzwaniem – w każdym razie czyta się go przyjemnie /
Btw całkiem nieźle sobie radzisz, tak trzymać i efekty będą 😉
powodzenia na boisku, ławce trenerskiej i przy stołach ;]
Ciesze sie jesli wam sie podoba 🙂 Marski adres to: ul. Bytomska 15 a turniej odbedzie sie 21 czerwca w godz. 10-17 takze namawiam do zabrania przyjaciol poniewaz mozna bedzie w bardzo mily sposob spedzic dzien.
OstryPL co do turkow 4,5 to pochlanialy zbyt duzo czasu i obecnie nie bylbym w stanie ich grac, a co do wynikow to ROI mialem kolo 20% jednakze troche mala probka 350gier 🙂 Postawilem na turbo nie tylko ze wzgledu na czas ale takze aby nauczyc sie troszke agresywniejszej gry.
Exculibrus dzieki za wskazowki 🙂
Bardzo przyjemnie czyta się Twoje wpisy, gratulacje. Puenta rewelacyjnie połączona z ostatnim zdjęciem 🙂
Mam pytanie odnośnie turniejów które rozgrywasz: dlaczego zrezygnowałeś z grindowania 180tek sng $4,5? Chyba szły Ci całkiem nieźle.
Kolejny dobry wpis świetnie nadający się do porannej kawy.
Ad. klub blogera,
Mimo wszystko szkoda, że nie wygrałeś 😉 a z AQ na mój range miałeś się całkiem dobrze, po prostu się nadziałeś na mój top range.
Ad. 0.5 turbo,
przedewszystkim zacznij ćwiczyć z HRC/ICMizer/SNGWizard – którykolwiek.
Ad. Mindset
The Mental Game of Poker
Zajebiste:) Bardzo fajnie się czyta. Kiedy ten turniej w Rudzi Śląskiej? Z chęcią przyjdę pokibicować Twoim dziewczynom, bo to moje rodzinne miasto:)
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.