Steven Holloway obecnie w pokera gra tylko rekreacyjnie, ale przez trzy lata zarabiał na życie grając online w wynajętej willi przy plaży, prowadząc życie, o jakim marzy wielu pokerzystów. A jednym z jego współlokatorów był Chris Moorman. Czy może być lepiej? Okazuje się, że… tak. Oto osobista opowieść o wzlotach i upadkach pokerzystów online.
Shaun Goldsbury nie mógł już patrzeć na ekran monitora. Doszedł do tego momentu po ośmiu latach neurotycznej pokerowej edukacji i obsesyjnej gry. Właśnie wszedł all in na stole finałowym jednego z największych na świecie pokerowych turniejów online i kolejne sekundy były dla niego warte ok. 200.000$.
Turnieje często są godzinami nudy, po których przychodzi rozdanie przyprawiające o ciarki na plecach. Gdy gracze wchodzą all in, mają akurat tyle czasu, żeby zacisnąć zęby i modlić się do pokerowych bogów.
– To flip coin, moje AK przeciwko jego QQ. One time… – mówi Shaun.
Na riverze spada as i Shaun wygrywa to rozdanie, a pokerowy dom w Papamoa wybucha szaleństwem.
Miało to miejsce w kwietniu 2009 roku. Było nas pięciu dwudziestoparolatków, profesjonalnych pokerzystów online, którzy mieszkali razem w wystawnym domu przy plaży – a jeden z nas właśnie miał potroić swoją wartość.
Shaun grał w SCOOP Sunday Million na PokerStars przez 22 godziny w ciągu dwóch dni. Na dziewięcioosobowym stole finałowym zarabiał między 10.000$ a 100.000$ za każdym razem, gdy jakiś gracz był eliminowany.
Wszyscy zebraliśmy się wokół jego komputera pełni zazdrości i podekscytowania, szczegółowo analizując każde rozdanie. I wszyscy wiedzieliśmy, co oznaczał as na riverze: dużo pieniędzy i dużo picia.
Jego przeciwnik odpadł na siódmym miejscu zarabiając 35.000$. Shaun wygrał turniej i otrzymał 377.000$. Była to największa wygrana, jaką widział ktokolwiek z nas – przy innej okazji jeden z nas wygrał 200.000$ – chociaż i tak było to nic w porównaniu do tego, co jeden z nas osiągnął w przyszłości. Ale do tego dojdziemy później. Bo na każdą historię o sukcesie przypadają setki historii o porażkach.
Tak właśnie wygląda życie profesjonalnego pokerzysty.
Poker – niegdyś grany w wypełnionych dymem cygar piwnicach przez opryskliwych typów spod ciemnej gwiazdy – został przejęty przez nerdów. Cygara i whisky zastąpione zostały ekranami komputerów, matematycznymi teoriami i miliardowym przemysłem.
Miliony graczy na całym świecie gra w pokera online dla zabawy, ale tylko dla 5.000 graczy jest to jedyne źródło ich dochodu. Wystarczy karta kredytowa, połączenie z internetem i komputer, żeby zarabiać w ten sposób. Dzieciaki wykorzystały pokerowy boom na początku XXI wieku i stały się „profesjonalistami”. A przez trzy lata ja byłem jednym z nich.
Zacząłem grać w pokera jako nastolatek w 2002 roku. Na początku było to pijane blefowanie w autokarze, którym jeździliśmy jako zawodnicy klubu piłkarskiego. Szybko jednak przerodziło się to w prawdziwą rywalizację. A ja poczułem coś jeszcze.
Lubiłem wchodzić ludziom do głów, podobało mi się rozwiązywanie problemów, bycie dwa kroki przed rywalami. No i fajnie wygrywało się pieniądze. Zrozumiałem, że nie muszę być najlepszy – wystarczyło być lepszym od osób, z którymi grałem.
Gdy na sportowym stypendium pojawiłem się na uniwersytecie w New Jersey, znalazłem się w samym sercu pokerowego boomu. Liczba graczy online każdego roku się podwajała. Moją specjalnością były turnieje sit&go heads up. Grałem za 100$, 200$ i 400$ i byłem w stanie utrzymywać się przez wakacje.
Po powrocie do Nowej Zelandii spędziłem dwa lata pracując dla firmy medialnej, zanim zdecydowałem się zmienić ścieżkę kariery. Zbudowałem bankroll, rzuciłem pracę, przeniosłem się do Mount Maunganui i zostałem profesjonalnym pokerzystą.
W tamtym okresie w Nowej Zelandii zaledwie kilkunastu pokerzystów żyło tylko z gry, ale przez przypadek natknąłem się na trzech z nich. Szkot Neil „Puggy82” Stewart był ich liderem i był jednym z najlepszych graczy na świecie. Zaoferował, że nauczy mnie grać w MTT i zapłaci za moje wpisowe w zamian za część moich wygranych.
W ciągu miesiąca wprowadziłem się do ich domu przy plaży i wygrałem turniej za 27.000$. Typowy dzień pracy wyglądał tak, że grałem ok. 12 turniejów na raz na dwóch monitorach, ok. 20-30 dziennie za łączną kwotę 3.000$ wpisowych. Zaczynałem o piątej rano i grałem 3-4 dni w tygodniu po mniej więcej osiem godzin.
Mieliśmy pokojówkę. Ponieważ nasza piątka nie mogła odejść od komputerów, ponieważ cały czas coś się działo na stołach, potrzebowaliśmy kogoś do przygotowywania i przynoszenia nam posiłków. Kazza była matką tego domu i zapewniała naszym życiom pewną strukturę. Poza tym motywowała nas. Nie było poczucia winy większego niż to, by powiedzieć jej, że jesteśmy zbyt leniwi, żeby wstać z łóżka i grać w pokera.
Nasza willa z pięcioma sypialniami była imprezowym centrum. Wygrane w pokera wydawaliśmy m.in na jacht i sześcioosobowy basen z hydromasażem, który stał się płynnym centrum naszego życia.
Przez trzy lata prowadziłem wymarzone życie. Potem ekipa postanowiła przenieść się do Las Vegas, a ja postanowiłem zostać w Nowej Zelandii i przeprowadziłem się do Auckland. Bardzo szybko blask przygasł, a ja zarabiałem na życie w aspołeczny, nie dający żadnej satysfakcji sposób. Wtedy uderzyło mnie nieprawdopodobieństwo mojego życia – całe dnie i noce spędzałem sam przed komputerem, grając w karty z obcymi ludźmi.
Wiedziałem, że na dłuższą metę poker nie jest dla mnie dobrym rozwiązaniem. Postanowiłem wrócić do prawdziwego świata, gdy w 2011 roku Black Friday zamknął drogę do pokera online milionom Amerykanom. Jednak dla jednego z moich byłych współlokatorów rezygnacja z pokera nigdy nie wchodziła w grę.
Wygrywanie na dłuższą metę w pokerze wymaga specjalnego zestawu umiejętności. Pojedynczy turniej może wygrać praktycznie każdy, ale odnosić stałe sukcesy przez miesiące, lata i dekady można tylko będąc lepszym od konkurencji.
Przez rok mojej pokerowej edukacji mieszkałem z najlepszym pokerzystą online w historii. Chris Moorman miał wszystko: obsesję na punkcie gry, cierpliwość, dyscyplinę, agresywny styl i umiejętność rozwiązywania problemów na poziomie MacGyvera.
Moorman wygrał ponad 20 mln dolarów online i ponad 5 mln dolarów w turniejach live. Dwukrotnie zakończył turniej z ponad milionem dolarów w kieszeni.
– Żartuję sobie ze znajomymi, że lepiej pamiętam rozdania, które rozegrali przeciwko innym graczom niż oni sami. Gdy biorę udział w rozdaniu wydaje się, że mam fotograficzną pamięć, co nijak ma się do prawdziwego życia, w którym zapominam o wszystkim. Poker przejmuje kontrolę nad moim mózgiem. Pamiętam wiele niepotrzebnych rzeczy, ale niektóre z nich potrafią być pomocne. Nawet po kilku latach wciąż mam dobre ready na graczy i pamiętam ich słabe strony – powiedział Moorman, gdy ostatnio się spotkaliśmy.
Gdy po raz pierwszy poznałem Moormana, miał 25 lat i był wyluzowanym, społecznie skrępowanym i gładko wypowiadającym się milionerem. Słuchał więcej niż mówił, miał swoje zdanie, był bystry i wszystko analizował. Wydawało się, że jego mózg funkcjonuje na nieco innych falach.
Wszystkie jego pieniądze powiązane były z poker roomami, a tamten rok był najbardziej stresujący w jego życiu.
– Byłem wtedy bankrollem dla 20 różnych pokerzystów. Znalazłem się w punkcie, w którym moja gra nie miała znaczenia. Wygrałem turniej za ponad 100.000$ i od razu straciłem te pieniądze. Wszystko wymknęło się spod kontroli – o wiele więcej inwestowałem w innych, niż w siebie. Dobre i złe dni nie zależały ode mnie, ale od innych osób – wspomina Moorman.
Po Black Friday Chris Moorman przestał wspomagać innych graczy i poświęcił czas, by stać się lepszym pokerzystą i zdominować scenę live. Zmiana ta spowodowała, że w ciągu pięciu miesięcy wygrał łącznie ponad 2 mln dolarów.
– 2010 rok był dla mnie bardzo słaby, łącznie straciłem w nim ok. 200.000$. Gdy grasz każdego dnia i nie idzie ci to zbyt dobrze, czujesz się okropnie. Odnosiłem wcześniej dużo sukcesów, ale zacząłem się już zastanawiać, czy znowu uda mi się wejść na ten poziom. Podczas downswingu nie trzeba dużo czasu, żeby w głowie pojawiły się myśli 'czy jeszcze kiedyś wygram?'. Liczyłem, że wariancja w końcu stanie po mojej stronie, ale musiałem zrozumieć, że sam też nie grałem wtedy najlepiej. Okazało się, że 2011 rok był z kolei najlepszy w mojej karierze. Wygląda więc na to, że potrafiłem zamienić ten zły czas w coś pozytywnego.
Chris Moorman był nienasycony: grał na dwudziestu stołach jednocześnie, siedem dni w tygodniu po dziesięć godzin dziennie.
– W szczytowym okresie grałem więcej, niż spałem. Wolałem grać w pokera, niż wychodzić ze znajomymi, usprawiedliwiając to sobie w głowie, że jeżeli zostanę grając, to mogę zarobić 1.500$. Mówiłem więc do siebie: 'ok, jeżeli nie będę grał, wydam kilkaset dolarów i stracę okazję na wygranie 1.500$, a więc czy ten wieczór naprawdę będzie wart 1.700$?'
Moorman nie potrafił przegrywać, a jego obsesyjna natura i determinacja pozwoliły mu naprawić każdy błąd, jaki znalazł w swojej grze.
– Gorszy dzień u większości graczy sprawiał, że mieli zły nastrój i nie chcieli grać następnego dnia. Mnie gorszy dzień motywował do pracy i bycia lepszym. Chciałem dowiedzieć się dlaczego przegrałem i nie przyjmowałem wyjaśnienia 'bo miałem pecha'. Ciężko pracowałem, by być coraz lepszym.
Chris Moorman mieszka teraz w Las Vegas razem z żoną. Pogodził się z faktem, że najlepsze dni poker online ma już za sobą.
– Kiedyś grałem online sześć dni w tygodniu, ale teraz już tak się nie da. Poker online jest dobry jeden, może dwa razy w tygodniu. Wtedy wielu profesjonalistów nie było nawet zbyt dobrych, po prostu zarabiali pieniądze na amatorach. Teraz jednak profesjonaliści ciężko pracują nad swoją grą, więc jest o wiele trudniej.
Skoro odnoszący największe sukcesy na świecie pokerzysta online ma wątpliwości, czy poker to to dobre rozwiązanie na dłuższą metę, to co ma powiedzieć przeciętny grinder?
– Co będzie za dziesięć lat? Nie mam pojęcia, nie wiem nawet co będę robił za dziesięć dni. Wciąż widzę siebie grającego w pokera, ale może nie będzie to moja jedyna kariera.