Chłopcy i mężczyźni

0

Jeśli kochasz karty i jesteś w stanie poświęcić im całego siebie, w pokerowej społeczności zyskasz miano prawdziwego szczęśliwca. Ważne jednak, by nie stać się zakładnikiem własnych celów.

Robin Hood zabierał bogatym, by rozdawać biednym. W pokerowym świecie przepływ dóbr odbywa się bez pośrednictwa Legendy Sherwood i w zdecydowanej większości przypadków w odwrotnym kierunku. Kiedy dochodzi do starcia pokerzysty z rollem wielkim jak bicek Irka Kurasia oraz gracza, który kwoty stanowiące dla rywala codzienność widywał dotychczas wyłącznie w poniedziałkowych „Raportach Online” – najczęściej to nasz Rockefeller okaże się lepszym zawodnikiem, bo swój kapitał potrafił już kiedyś wygrać. I zapewne wygra po raz kolejny, pochłaniając najpiękniejsze z marzeń przeciwnika. Oczywiście są odstępstwa – w końcu rodzą się nowe legendy, podczas gdy stare gwiazdy gasną. Zwykle jednak to bogaty ogrywa biednego, dając kolejny dowód na słuszność swego bogactwa. Dość charakterystyczne to dla naszych czasów, prawda?

Z reguły nie jest łatwo graczom przegrywającym odnaleźć się w tym jakże męskim, karcianym świecie. Atawizmy buzują: kobiety węchem szukają ojców dla swoich nienarodzonych dzieci, a najsilniejszy w stadzie rytualnie pożera surowe serce mamuta. To tak, jakby podczas grupowego seksu nadeszła twoja kolej, a ty wstydziłbyś się ściągnąć spodnie. Ale przecież ktoś musi zająć miejsce zarezerwowane dla słabszych.

I tak część z nich przyjmuje postawę trefnisiów, obracając w żart swoje pokerowe ułomności, przyznając się do swej niedojrzałości w karcianej materii. Wbrew pozorom to dość zdrowe podejście, chociaż schowane w kieszeni genitalia mogą nieco uwierać. Inni to tzw. „grupa Macierewicza” – w swoich niepowodzeniach doszukują się przyczyn zewnętrznych, obwiniając rigged softy, idiotów ze wschodniej Europy oraz niebotycznych rozmiarów pecha. A pozostali? Pozostali nie mówią nic, zagryzając zęby w doskonaleniu gry bądź świadomie klikając dla niedzielnej frajdy. Cierpliwie czekają na prawo głosu lub po prostu nie traktują pokerowej areny jako istotnego miejsca na użycie płaszcza i szpady.

Co wobec tego z najlepszymi? To pokerowe samce alfa. Za rozporkiem swej prywatności chowają imponujące wykresy, na widok których fani zaczynają odpływać w świat marzeń, a oczy rywali zachodzą bydlęcym białkiem. To królowie dobrego życia, którzy raczą maluczkich gorącymi fotkami, robionymi na dachach świata. I, jeśli tylko mają ochotę, przybliżają zwykłym zjadaczom blindów życie właściwe najlepszym.

Mają świadomość tego, jak wielu musi się z nimi liczyć. Jak wielu oznacza ich na fioletowo i łaknie ułamka sekundy w ich skórze. Mają świadomość przyjemności, jaka wiąże się ze zmiażdżeniem nadziei tlących się gdzieś na drugiej półkuli. To oni na tym krwawym ringu mają najlepszy bilans – łamią psychiki rywali presją 3-betów i kanonadą check/raise’ów. I choćby w sieciowym życiu nie dokonali żadnego wpisu, a dziś poker był dla nich tylko nudną pracą – były takie dni, gdy nie mogli zasnąć po zebraniu tony skalpów. Męski świat kart rządzi się własnymi prawami.

Wiele powiedziano już na temat tego, w jakim stopniu zaangażowanie w grind odbija się na prawdziwym życiu. Większość historii dotyczyła jednak wykorzystania slangu i no-life’owania. Czy wobec tego tak, jak ratownik nie mdleje na widok krwi po godzinach, tak pokerzyści przyzwyczajeni do swej pozycji przy stołach mogą stać się zakładnikami swej wielkości po wyłączeniu lapka? Czy zmiana statystyk i lifetime winnigs może pociągnąć za sobą zmianę osobowości? Jak najbardziej. Ale czy zawsze styl transformacji będzie tak piękny, jak shipowane kwoty? Niestety niekoniecznie.

W pokerze nie ma miejsca na altruizm, podawanie sobie pomocnych rączek i głaskanie się po majtach. Możesz mieć mnóstwo karcianych kumpli, dawać zniżki na treningach, pożyczać kasę bez procentów lub wyciągnąć czyjąś matkę z płonącego bloku – gdy przyjdzie do właściwej rozgrywki nikogo nie zrobi ci się żal, bo tak wyewoluowała natura zwycięzcy. Przy stołach nie rozdają pucharów za postawę fair play – przy stołach odbywa się twarda walka o najprawdziwsze dolce. Jak wielu przeciwników nazywasz donkami, a ilu w rzeczywistości na to zasługuje? Darzysz któregoś z graczy zbyt dużym szacunkiem? Niedobrze, bo jeśli usiądziesz z nim do gry, już na starcie będziesz z tyłu. W pokerze nie ma sentymentów – liczy się tylko to, co potrafisz. Liczą się tylko twoje pieniądze. Liczysz się tylko ty.

W swoim dość długim życiu redaktora i gracza spotkałem na swej drodze grinderów, za których dałbym sobie rękę uciąć i miałbym tę rękę do dzisiaj. Mimo to twierdzenie, iż obszerne ego charakterystyczne jest dla pokerzystów, ma się dobrze i nie jest moim wymysłem. Chłopcy i mężczyźni, przyzwyczajeni do twardych warunków narzuconych przez pokerowe realia oraz usprawiedliwionego napawania się sukcesami, za wszelką cenę starają się zgryźć swe słabości także w realnym świecie, co prowadzi do eskalacji egoizmu i egocentryzmu. Gdy poker staje się całym ich światem, nie potrafią docenić nic więcej, wartościując ludzi według klucza ich profitu.

Nie zawsze pokerzysta ortodoksyjnie praktykujący karcianą religię musi ponieść konsekwencje swego oderwania od przyziemnego świata. Gdy jednak gra cię pochłonie na tyle, że zaczniesz gardzić wszystkim tym, co nie jest z nią związane, tak naprawdę możesz gubić to, co w życiu najlepsze, zatracając się w pogoni za sukcesem. Znam wiele anegdot o pokerzystach nie potrafiących czerpać przyjemności z rozmowy o czymś innym niż gra. Okazujących brak szacunku dla słabszych, dla nowicjuszy i dla tych, którzy ośmielają się twierdzić, że są w życiu rzeczy istotniejsze, niż kolejna czterocyfrówka.

Dziś dla wielu Robin Hood byłby frajerem. Obawa przed symptomami frajerstwa sprawia, że mężczyźni dziś boją się być sobą i równają do urojonych standardów wiecznego zwycięzcy. A ten jest niczym kończący backhand Janowicza – widuje się go raz na kilka lat, a i tak nie gwarantuje niczego. Czasem potrzeba lat, by dojść do wniosku, że miłości doświadczyć można nie tylko na Bednarskiej, a ofiarność to nie puste, słownikowe hasło. Niekiedy na to zabraknąć może życia. Warto jednak pamiętać o tym, by samemu grać kartami, a nie odwrotnie. Granica między męskością a głupotą jest, wbrew pozorom, bardzo cienka.

Już w czerwcu kolejny Poker Fever Cup!

Poprzedni artykułPartyPoker Grand Prix Germany – Konrad Swinarski i Mariusz Baura z awansem do drugiego dnia
Następny artykułPP Millions North America – Stasiewicz i Machoń z awansem w Main Evencie!