W 2017 roku był najlepiej zarabiającym graczem turniejowym. W wywiadzie dla „PokerNews” Bryn Kenney opowiada o Triton Poker Festival, swoich pokerowych celach i tym, że we wszystkim musi sobie radzić sam.
– Chcę być najlepiej zarabiającym graczem na świecie. Lubię pokera. Dobrze się przy nim bawię. Lubię podróżować po świecie, latać biznes klasą, zatrzymywać się w fajnych hotelach, grać na najwyższych stawkach na świecie przeciwko najmądrzejszym, najlepszym pokerzystom. To świetna zabawa. Oczywiście pieniądze też są fajne, ale nawet o nich nie myślę. Dopóki mam pieniądze i dopóki mogę pomagać mojej rodzinie. To moje jedyne zmartwienie dotyczące pieniędzy. Poza tym przy pokerowym stole czuję się jak w ringu, gotowy do walki. Wtedy w ogóle nie myślę o pieniądzach.
Marzenie Kenneya umykało mu w przeszłości, ale teraz będzie mu już coraz trudniej. Szczególnie po tym, jak Justin Bonomo wyprzedził wszystkich i zasiadł na fotelu lidera. Bryn Kenney obecnie jest na 9. miejscu mając ponad 24 mln wygrane w turniejach live. Do Dana Smitha brakuje mu minimalnej kwoty. Przez długi czas Kenney uważał się za najlepszego pokerzystę na świecie… i to nadal się nie zmieniło.
– Zawsze jestem gotowy postawić na siebie. Nigdy nie tracę wiary w siebie. Oczywiście jest wielu świetnych graczy turniejowych, jak Stephen Chidwick, Sam Greenwood, Mikita Badziakouski. W high rollerach są zresztą przede wszystkim najlepsi gracze na świecie i tylko kilku amatorów. Podczas Tritona amatorów i VIP-ów jest trochę więcej. I nawet jeśli nie idzie mi jakoś świetnie, to i tak czuję, że moja gra jest najlepsza z całego fielda. Po prostu wierzę w siebie.
Kenney jest tak pewny siebie, że nikomu nie zdradza swoich taktyk i większą wartość widzi w zachowaniu ich dla siebie, niż rozmawianiu z choćby kilkoma przyjaciółmi o rozdaniach. Nie robi tego z nikim.
– Jestem samotnym wilkiem w tym pokerowym świecie. Cała reszta pokerzystów omawia rozdania, spędza razem czas, organizuje grupy na Skype’ie, rozmawia na WhatsApp, dzieli się strategiami, całymi dniami razem wpatrują się w wykresy. A ja po prostu gram w pokera. W moją własną wersję ulicznego pokera.
Pięć lub sześć lat temu wyglądało to inaczej. Rozmawiałem z paroma osobami o pokerze, ale zorientowałem się, że moje podejście do gry i mój proces myślenia znacząco różni się. A moim zdaniem najważniejsze jest, by nie naginać się do innych. Dlatego nie rozmawiam z innymi o rozdaniach ani nie pytam o rady.
Bryn Kenney jest tak zawzięty, że gdy gra w pokera, to naprawdę gra w pokera. I nic nie jest w stanie go od tego odwieść.
– Jeżeli gram, to nigdy nie powstrzymam się przed zrobieniem re-entry. Co najwyżej, jeżeli turniej nie jest specjalnie dobry, to poczekam do ostatniego momentu, kiedy jeszcze można wrócić do gry. Zwykle jednak nie robię więcej niż trzech wpisowych do turnieju, więc jeśli zdążę odpaść dwa razy, to z trzecim poczekam do końca rejestracji. W tym czasie zdążę trochę odetchnąć, wyluzować się.
By pozostać skupionym i czuć się komfortowo, Bryn Kenney grał niedawno w szlafroku, a w Aria Super High Roller Bowl miał na sobie kimono. Komfort przede wszystkim.
– To szlafrok z najlepszego materiału. Pasuje i jest wygodny jak nic innego. Na turniej pokerowy jest idealny. Wszystko sprowadza się do tego jak się czujesz. Musisz iść z wiatrem. Tego dnia czułem się odpowiednio, by założyć kimono. Jest ono na specjalne okazje.
Scena high roller w Azji jest mocno rozwinięta, więc Kenney spędza tam sporo czasu. Zapewne to powód, dla którego uległ azjatyckim wpływom. Aczkolwiek pokerzysta od zawsze lubił przede wszystkim wygodne ubrania. Wielokrotnie pytał też założyciela Tritona, Richarda Yonga, o porady, gdzie najlepiej udać się na zakupy.
– Zawsze ubierałem się tak, żeby było mi wygodnie. Gdy byłem młodszy, nosiłem krótkie spodenki i duże, białe t-shirty. Potem uznałem, że pora zacząć ubierać się nieco lepiej. Ale i tak zależy mi przede wszystkim na komforcie. Zapytałem Richarda o porady i mam teraz listę sklepów, które muszę odwiedzić, gdy znów pojadę do Japonii. Zawsze, gdy tam jestem, muszę iść na zakupy i jedzenie. Kocham to.
Bryn Kenney w koreańskim Jeju jest już od tygodnia, ale poker zabiera mu cały czas pobytu na tej wyspie. Nie miał czasu pozwiedzać, ale za to zagrał w turnieju Short Deck. I chociaż nie poszło mu najlepiej, to odmiana ta zaintrygowała go na tyle, że chce więcej.
– Grałem też w Short Deck w Czarnogórze, ale odpadłem w pierwszym rozdaniu. Tak więc teraz zagrałem za trzy wpisowe po 1.000.000HK$ każde i dzięki temu zagrałem całe osiem rąk. Moja strategia wciąż opiera się na tym, że jestem lepszym graczem od swoich rywali. I nawet, gdy ich zdaniem rozumieją tę grę lepiej ode mnie, szybko to nadrobię.
Byłem w Seulu już kilka razy i bardzo mi się tam podobało. Lubię życie nocne, ludzi, jedzenie. A tu jest świetne miejsce do gry w pokera. Chociaż w Jeju raczej nie robiłbym nic więcej poza grą w pokera przez sześć czy siedem dni z rzędu. Są tu do tego dobre warunki. Czuję się tu doskonale. Wolałbym przyjeżdżać tutaj niż do np. Makau.
Gdy Bryn Kenney nie gra w pokera, wykonuje wiele pracy dla GGpoker, starając się stworzyć środowisko przyjazne graczom, w którym każdy pokerzysta będzie czuł się dobrze.
– Czasem mamy sporo dużych cashówek, 100$/200$. Ludzie grają mając 100-150 tys. dolarów. Nie pozwalamy na korzystanie z żadnych programów, dlatego grając u nas profesjonaliści nie mają aż takiej przewagi nad innymi. Nasza strona skierowana jest bardziej w stronę graczy rekreacyjnych, którzy chcą się bawić.
Zawsze słucham tego czego ludzie oczekują od pokera. Zawsze doradzam organizatorom festiwali jakie zmiany powinni wprowadzić. Sprawiłem, że PokerStars wprowadziło jednodniowe turnieje, które teraz wszędzie się odbywają. Zawsze staram się pomagać graczom. Nie dla siebie czy coś w tym stylu. Chcę po prostu, żeby było więcej gier, w których ludzie są szczęśliwi. Kocham pokera i chcę być w stanie grać w niego jak najczęściej.