BHP domowego grindu, czyli zło czai się wszędzie!

16

To już taka moja mała tradycja, aby tuż przed rozpoczęciem wakacji zrobić sobie krzywdę w nogę. W zeszłym roku na parę godzin przed wyjazdem do Chorwacji skręciłam kostkę. W tym roku podczas radosnych baletów w Sopocie skaleczyłam stopę, a w ranę wdało się srogie zakażenie… Skutek? Siedzę w domu z opatrunkami i antybiotykami, nie mogąc postawić stópek na ziemi. Chyba nawet schudnę z tego wszystkiego, bo jakiekolwiek spacer do kuchni czy lodówki muszę odbywać na rękach. Wszystko akurat zbiegło się z końcem deszczowych dni i początkiem upałów.

Cóż, oczywiście adaptując się do tych nieszczęsnych okoliczności, po prostu przemierzam czeluście internetu i gram gram gram (jak widać na zdjęciu oczywiście mam na myśli mutitableowanie pasjansa). I tu pojawiła się wena na nowy wpis… A co z nieszczęśliwymi wypadkami, które przytrafiają się podczas grindu w domowym zaciszu? Brzmi absurdalnie? Oczywiście. Co przecież może się zdarzyć podczas siedzenia przy monitorze, oprócz krzywdy, którą możemy wyrządzić sami sobie w przypływie tiltu czy bad beatów. Już odpowiadam na to pytanie! A wpis niech będzie przestrogą dla tych, którzy wierzą w swoje bezwzględne, domowe bezpieczeństwo. Nie traćcie czujności, bo zło czai się wszędzie!

Sytuacja nr 1

No tak jestem kobieta i uwielbiam palące się świeczki. Środek ciemnej nocy, cisza, spokój… Czy świeczki nie wpasowałyby się idealnie w ten klimat? Odpalę kilka. Właściwie to odpalę 7! Niech stoją wszystkie jedna przy drugiej i radują moje oczy. 5 sekund… ok napatrzyłam się, olać świeczki, czas wracać do gry! Minęło kolejne 55minut. Podnoszę oczy sprzed komputera i widzę… nic! Ciemność! Cały pokój stoi w chmurze dymu! Sufit cały okopcony, a światło z żyrandola ledwie przebija się przez ten cały smog! F*ck! Okazało się, że świeczki postanowiły nie palić się jak należy, a pseudofarbka którą były pomalowane po prostu się sfajczyła! Mogłam się zaczadzić!!!! Akcja „zrzuć kwiatki z parapetu i otwórz okna na oścież” zajęła mi dosłownie ułamek sekundy. Ale to wciąż było za mało… trzeba było dodatkowo odpalić wzmożoną cyrkulację powietrza za pomocą ręcznika, aby uratować sytuacje. Było kiepsko. Oczywiście dopiero po chwili zorientowałam się, że warto by było zgasić świeczki… A co gdyby przerwy były rozporządzane co dwie godziny? No właśnie.. śmierć w butach. Wniosek? Nie bawmy się ogniem podczas sesji, albo przynajmniej nie traćmy go z pola widzenia.

Sytuacja nr 2

Znowu noc… Tym razem sprawcą całego zła stało się światło sztuczne. Każdy wie jak działa ono na wszystkie nocne stworzenia latające. Stworzenia to delikatne słowo. Światło mojego pokoju przyciągnęło prawdziwego króla wszystkich potworzastych owadów! Ćma tak wielka, że

gdy przysłoniła żyrandol, zapanował półmrok! Wielka jak trzy słonie! Groźna jak ebola! Wleciała i trzepotała skrzydłami jak dzika! W przeciągu ułamka sekundy zobaczyłam przed oczami wszystkie scenariusze, gdy ta zaplątuje mi się we włosy, siada na ręce, albo łazi po monitorze! Gdybym nie siedziała, to pewnie bym zemdlała. Oczywiście musiałam uciekać!

Zostawiłam wszystkie odpalone turnieje, wszystkie niedokończone akcje, wszystkie asy i decyzje na river. Co mogłam zrobić… Jestem tylko małą Monisią, która nie lekceważy straszności takich potworów. Niestety grałam na komputerze stacjonarnym, więc nie mogłam kontynuować sesji w innym pomieszczeniu. Sytuacja patowa! Gdybym tylko miała pod ręką miotacz ognia, albo widły… Nie miałam. Postanowiłam poczekać chwile, aż bestia się uspokoi. Właściwie, aż uspokoję się sama. Myśląc trzeźwiej oszacowałam, że marnotrawienie odpalonych turniejów jest straszniejsze niż mój napastnik. Rozglądając się na wszystkie strony zakradłam się do pokoju, otworzyłam okna na oścież i wymachując kapciami nakierowałam potwora do okna. Tętno? Pewnie miałabym podobne po skoku na bungee. Od tamtej pory przy każdej sesji trzymam porządne kapcie zawsze przy sobie!

Sytuacja nr 3

Ponoć nie ma czegoś takiego jak multitasking. W każdej sytuacji jesteś w stanie skupić się wyłącznie na jednej czynności. A jeśli wydaje ci się, że umiesz robić kilka rzeczy naraz, w istocie twoja uwaga przeskakuje z jednego zajęcia na drugie w obrębie kilku sekund. I tu właśnie straciłam czujność. Tym razem gram na laptopie (w razie ataku dzikich zwierząt mogę dokończyć grę w innym pomieszczeniu) siedzę wygodnie na kanapie z wyciągniętymi nogami. Na ekranie zaledwie kilka niedobitych stołów… idealna okazja, żeby pomalować paznokcie. Błąd!

Dobra rada od Moniki… nie stawiajcie otwartego lakieru do paznokci na klawiaturze laptopa, nawet jeśli wydaje wam się, że wszystko stoi stabilnie. Jeszcze wtedy nie posiadałam tej cennej wiedzy i jakaś magiczna moc przewróciła buteleczkę. Dacie wiarę? Dokładnie w tym samym momencie, kiedy ja zerwałam się widząc, jak kończy mi się time bank i muszę reagować szybko, żeby nie spasowało mojej grywalnej ręki. Suma summarum ręki i tak nie rozegrałam, bo musiałam biec po coś co wybawi mój komputer z kolorowych plam. Trochę go odratowałam. Wygląda lepiej lub gorzej w zależności od kąta padania światła na te paskudne zacieki. Paznokcie piękne, laptop szpetny… nie łączcie tych dwóch czynności.

Co prawda w tym przypadku nic nie zagrażało mojemu życiu, tu chodzi raczej o higienę pracy… Idąc za ciosem, przetoczę jeszcze jedną historię zawartą w temacie owej higieny.

Mój pies, którego mogliście poznać dwa wpisy temu, jest moim wiernym kibicem. Zawsze dzielnie czuwa, kiedy losy turnieju rozgrywają się na ostrzu flipa. Pewnego razu, gdy znowu rozsiedziałam się leniwie przy laptopie (zamiast przy biurku jak porządny gracz). Przyszedł mój poczciwy piesek, stanął na wysokości laptopa i patrzył… nie wariował… nie skakał… Stał. Patrzył. Stał. Patrzył. Po prostu stał i patrzył! Uczucie z serii „ktoś mnie obserwuje” obniżyło moją koncentrację do zera! Znowu jest środek nocy, porządny pies o tej porze śpi, a mój gapi się na mnie. Przecież był na spacerze… Może chciał mnie ostrzec? A może podpowiedzieć? A może chciał jeść? Tak to jest z tymi turniejami.. nie podniesiesz się do za pięć pełnej godziny. Nic nie zrobię, spróbuje go zignorować. Mija 5minut, 10… 20! A on dalej stał! Dobre pół godziny. Nic nie robił, a ja i tak myślałam, że oszaleje. Poziom skupienia spada na łeb na szyje. Może mój piesek w ten sposób uchronił mnie przed grubym shipem, przez który by mi odbiło? Koncentracja zerowa. Przecież po 15minutach powinny rozboleć go łapki, albo powinien się zniecierpliwić i pójść sobie. A on stał jak zaklęty! Zdążyłam mu zrobić całą sesje zdjęciową. Odbiło mu. A ja zapomniałam o wszystkich stolikach świata. Nie wiem… od tamtej pory, gdy gram na laptopie (siedząc na wysokości głowy psa) wolę rezygnować z jego towarzystwa. Ograniczamy współprace do sesji przy komputerze stacjonarnym.

Właściwie mam pewne podejrzenia, że większość zdarzeń nie zaistniałaby, gdybym była facetem. Chociaż może się mylę. A może przedstawione historie powinny skłonić mnie do wniosku „Kobieto wracaj do kuchni! Zostaw pokera prawdziwym mężczyznom!” Wole chyba wierzyć, że nie jestem odosobnionym przypadkiem, który musiał uporać się z tego typu trudnościami.

Jak widać zło czai się wszędzie, a o wypadki zagrażające życiu łatwo nie tylko w Sopocie, ale też przy własnej grind stacji. Wpis ku przestrodze nieczujnym grinderom. Bezpieczeństwo i higiena pracy podstawą rozegrania dobrej sesji!

Poprzedni artykułWSOP 2015: Bransoletka dla Japonii i Anthony’ego Zinno
Następny artykułDuży sukces Polaka na Cyprze

16 KOMENTARZE

  1. IMHO bardzo dużo rzeczy Cię rozprasza w trakcie sesji multitabling z pasjansem i filmem w tle kradnie ROI nie daj się.

    Nocny spływ monciakiem zawsze źle się kończy 😀 Powodzenia przy stołach!

  2. jak mnie ostatnio wleciała do mieszkania taka wielka zmutowana ćma, która uwaga miała oczy, które patrzą 😮 to walka trwała jakieś 20 minut. Jak w końcu udało mi się ją trafić ręcznikiem i wrzucić wpół żywą do kibla to się dopiero zdziwiłem. Spuściłem wodę, a ta menda nadal machała skrzydełkami 😮 Po drugim spuszczeniu wody już nie wierzyłem własnym oczom, że to przetrwała, więc wyjąłem ją z wody i wysuszyłem na papierze. Potem wypuściłem przez okno. Wniosek z tego taki – jak nie możesz czegoś zabić do końca to tylko postrasz i puść wolno :v

    • to mogła być królowa ćma albo król albo jakiś boss! a skoro dałeś jej przeżyć to pewnie teraz wróci szukając zemsty za te katusze ! ja bym zamontowała kraty w oknach! ;o

    • wczoraj podczas sesji mtt tez dostalem niespodziewanego towarzysza w postaci szerszenia, ktory zawital przez otwarte okno. obylo sie jednak bez przemocy, dogralem 20min do najblizszej przerwy, zgasilem swiatlo i jak wrocilem to juz go nie bylo 🙂

    • ej to jest świetny image do gry live! będąc kobietą, staruszkiem albo psem… robisz 4bet i wszyscy uciekaja w popłochu! (tak przynajmniej mowi moj pies)

  3. Do dzisiaj myślałem że to tylko moja żona ma jakieś przedziwne przygody, ale po tym co dzisiaj przeczytałem już wiem że to co ją spotyka to nic w porównaniu z innymi niewiastami 🙂

    • w takim razie koniecznie ją pozdrów ode mnie i ostrzeż przed czającym się złem i niebezpieczeństwem.. wszedzie! :p

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.