Ben Yu to trzykrotny zdobywca bransoletki WSOP. W 2018 roku wygrał w turniejach live ponad 3,3 mln dolarów. W wywiadzie dla „Card Playera” opowiada skąd wzięły się jego sukcesy.
– Przez ostatnie pięć lat postrzegany byłeś jako uczestnik gier mieszanych. Grałeś we wszystkich największych eventach gier mieszanych, a teraz bierzesz udział i wygrywasz w turniejach w No Limit Hold’em z wpisowymi wynoszącymi 25.000$ lub więcej. Co sprawiło, że przerzuciłeś się na NLHE i jak trudne było to przejście?
– Gdy wybuchł pokerowy boom, byłem graczem Limit Hold’em. Myślałem, że w tej odmianie jest mniejsza wariancja, ale to nieprawda. Przemawiało do mnie również to, że było to łatwiejsze dla mnie – nie musiałem przejmować się bet sizingiem. Tak zaczynałem. Potem zacząłem uczyć się innych gier z limitem. W No Limit zacząłem grać około 2010 roku. I chociaż nauka szybko mi szła, miałem w głowie blokadę, że nigdy nie będę w stanie rywalizować z najlepszymi graczami No Limit.
Gdy pojawiła się scena high rollerów, uznałem, że nigdy nie będę wystarczająco dobry na taki poziom. Szło mi dobrze w grach mieszanych, ale po cichu ciągle tęsknym wzrokiem spoglądałem w stronę high rollerów, które z roku na rok rosły.
Uważałem, że nigdy nie nadrobię straty, jaką w odmianie No Limit miałem do reszty graczy. Ale później poznałem grupę osób, którzy regularnie w nich grali. Isaac Haxton, Justin Bonomo, Dan Smith, Steve O’Dwyer – pomogło mi samo słuchanie o ich podejściu do gry i turniejów. Pomogli mi nauczyć się odpowiednich strategii, a także podejścia do high rollerów.
Zawsze uważałem, że dopóki mogę grać wychodząc na zero lub niewiele przegrywając, to jeśli daje mi to okazję zdobywania doświadczenia i stawania się coraz lepszym graczem, to jest to tego warte. Warto wykorzystać taką okazję do nauki – zadawać pytania, rozmawiać o rękach. Nawet, gdybyś czas ten mógł spędzić tam, gdzie więcej byś zarabiał, to to doświadczenie w końcu zaprocentuje. Takie podejście zawsze było częścią mojej filozofii.
W styczniu po raz pierwszy znalazłem się w kasie turnieju z wpisowym 25.000$. Minął rok i czuję się teraz częścią tej sceny. Jestem tu, by walczyć. Mam nadzieję, że na tym poziomie będę grał bardzo długo.
– Co było trudniejsze – przejście z Limit Hold’em do gier mieszanych, czy nauka zupełnie nowej gry, wymagającej zupełnie innych umiejętności?
– Nauka gier mieszanych, a potem NLHE była bardzo ożywcza, ponieważ czujesz się wtedy jak na samym początku przygody z pokerem. Nauka nie jest wtedy pracą. Chcesz tylko grać, a gdy kończysz grę, chcesz rozmawiać o rozdaniach, oglądać kolejne materiały szkoleniowe i grę na najwyższych stawkach. Ucząc się nowej gry zawsze chciałem dowiedzieć się o niej absolutnie wszystkiego. I to było łatwe.
Najtrudniej jest zrobić te ostatnie kroki, wejść na odpowiednio wysoki poziom. Dla mnie był to poziom high rollerów. Nie wiedziałem nawet jak się do tego zabrać, czego mi brakowało.
– Czy miałeś w swojej podróży na szczyt jakiś konkretny moment, w którym w końcu zrozumiałeś, że dotarłeś do celu?
– Ludzie za dużą wagę przykładają do wyników. Wiele osób na pewno założyło, że dotarłem do tego miejsca wtedy, gdy zająłem drugie miejsce w 25.000$ Pot Limit Omaha czy wygrałem 50.000$ NLHE High Roller podczas WSOP. Dla mnie jednak takie momenty pojawiają się, gdy siedzę przed komputerem i się uczę. Zawsze powtarzałem, że bransoletki wygrywa się zimą, a nie latem.
Oczywiście trzeba potrafić całą tę naukę zastosować w praktyce przy stole, ale mimo wszystko ludzie wciąż za bardzo podniecają się wynikami. Oczywiście łatwiej jest mi to mówić, bo osiągnąłem te wyniki, ale naprawdę uważam, że przykłada się do nich zbyt wielką wagę. Myślimy, że ten, kto wygrywa, jest dobry, a ten, kto przeżywa downswing, jest słaby. A to nieprawda.
– Gdyby wszystko było takie samo, w co wolałbyś grać – gry mieszane czy No Limit?
– Najbardziej lubię różnorodność, ciągłe zmienianie gier. Jestem wdzięczny, że mogę to robić, zamiast siedzieć dzień w dzień w Bellagio i grać w Limit Hold’em. A takie właśnie miałem perspektywy, gdy zaczynałem pokerową karierę. Gry mieszane są o wiele mniej stresujące, ponieważ nie ma w nich takich decyzji o cały swój stack, jakie praktycznie ciągle zdarzają się w grach bez limitu. To świetna gra do telewizji, ale poza kilkoma plusami ma również sporo minusów. Ludzie i społeczność są świetne, ale nielimitowane bety są nieprzyjemnym aspektem gry.
– Wspominałeś, że pracujesz z solverami. Ale jesteś pokerzystą grającym w najróżniejsze gry na najróżniejszych stawkach. Zmieniasz swój mindset lub strategię w zależności od fieldu? Może w Colossusie grasz nieco bardziej exploitatywnie niż w turnieju z wpisowym 25.000$? A może niezależnie od wszystkiego trzymasz się GTO?
– Wciąż gram bardzo exploitatywnie. Ludzie słysząc „solver” myślą, że od razu korzystający z niego gracz robi tylko to, co każe mu komputer. To trochę wina Douga Polka, bo on głośno mówi o takim sposobie gry, w którym ready nic nie znaczą. Ale w rzeczywistości prawie nikt tak nie gra. Używamy tych narzędzi i ich wynik faktycznie jest nieexploitatywny. I często tak gram. Jeśli wszyscy spasowali, a na blindach zostaliśmy ja i trudny przeciwnik jak np. David Peters, to raczej będę trzymał się GTO. Ale jest wiele sytuacji, nawet w high rollerach, kiedy można od tego odejść.
– Jakie są twoje długoterminowe cele?
– Chcę zagrać w Super High Rollerze. Nie mam jednak konkretnych celów jak ilość zarobionych pieniędzy czy coś takiego. Wielu graczy ma ambicje, by stać się najlepszymi pokerzystami. Ja po prostu przez kolejne lata chcę grać na wysokim poziomie.
[Transmisja na żywo] PCA 2019 – Dariusz Paszkiewicz walczy w trzecim dniu PSPC!