Back to the game!

11

KOLEJNY POKER Z MICHAŁEM W.

Sobota nie była od rana dobrym dniem dla mnie i mojej familii. Od samego rana moja żona z

synem walczyli w klinikach weterynaryjnych o życie naszego ukochanego szynszyla Rysia.

Niestety, pomimo zabiegów lekarzy nie udało się i Rysiu odszedł z tego świata w godzinach

popołudniowych. Płaczom i lamentom w domu nie było końca, mój syn przeżył to bardzo, żona

płakała razem z nim, nie powiem żebym i ja w skrytości ducha nie cierpiał z nimi, ale ktoś musiał być twardy i próbować ich uspokoić… Jednym słowem dramat! Nie mogłem w tej sytuacji zostawić ich samych w domu, więc w ramach odprężenia pojechali ze mną do Michała

Wiśniewskiego na kolejne Poker Grill Party.

Jani,Łysy,Jack,LosadamosNa miejscu oprócz zakwalifikowanych graczy była już oczywiście grupa miejscowych głupków w

składzie Pawcio, Jani, Losadamos, Łysy i Barman. Okazało się, że moi koledzy zapragnęli bardzo

pograć w pokera i wkupili się do turnieju. W tej sytuacji nie zostało mi nic innego jak zagrać z

nimi. Los chciał, że całą grupą (oprócz Janiego, który miał tradycyjnie fuchę tournament

directora) usiedliśmy przy jednym stole. Trzy tysiące żetonów na początek, poziomy blindów

25-minutowe, zaczynaliśmy od 10/20, więc w miarę spokojna struktura, ale i tak akcji nie

zabrakło już od samego początku. Niestety, w pierwszej wielkiej puli brałem udział i ja… Z

małego blinda wszedłem do gry z K6 w pikach. Na turnie złapałem dwie pary, ale były słabe na

kolor u jednego z graczy. Mój stack ? po all inach na turnie ? spadł nagle do 225 żetonów!! No

nic, trzeba grać dalej… Do Agnieszki, która rozdawała nam karty, mówię więc ?Aga, daj mi teraz

dwa asy na double up!?. Lecą karty, podnoszę swoje i widzę… dwa asy! Wow! Oczywiście gram

od razu za wszystkie żetony, a sprawdza mnie Pawcio z J9. Już się nawet przez moment zrobiło

niebezpiecznie, bo na turnie miał open drawa do strita, ale ostatecznie asy się utrzymały i podwoiłem swój stan posiadania.

Od tej pory jakoś nie przegrywałem już rozdań, odpadali kolejni

gracze, a ja wciąż utrzymywałem się na powierzchni. Po odpadnięciu 5 z 14 zawodników

utworzono stół finałowy. W tym momencie miałem już około 2.000 w żetonach, co przy blindach

75/150 było jeszcze dość bezpieczną kwotą. Na stole szalał Barman, który dostawał co i rusz

jakieś premium hands i kosił kolejnych rywali. Jedynie Losadamos starał się stawiać mu jakiś

opór. Ja kradłem co się dało i kiedy się dało, jednak karta mnie nie rozpieszczała. Jednak trochę

szczęścia też dopisało, gdy mojego all ina sprawdził z lepszą ręką Losadamos, a na stole Pawcio

(rozdający wtedy karty) wyłożył kolor pikowy dający nam podział i mogłem odetchnąć z ulgą.

Oczywiście szczęście nie mogło trwać wiecznie. Gdy w grze zostało pięciu graczy przy płatnych

czterech miejscach zagrałem za wszystko z parą czwórek. Na BB siedział właśnie Barman,

zobaczył jedną kartę i mówi ?call?. Odsłania asa, sięga po drugą kartę i pokazuje… drugiego!!

OMG! Bubble!

Michał Wisniewski i PawcioAtmosfera podczas całego turnieju była znakomita. W tle leciały cały czas kawałki z nowej płyty

zespołu Ich Troje, w tym ?Play In Team? szykowane na najbliższy festiwal w Sopocie. Michał

próbował też grać w pokera w kasku i rękawicach motocyklowych, jednak podnoszenie kart w

takim rynsztunku do najłatwiejszych nie należy… Nie dopisała jedynie pogoda, lało niemiłosiernie

przez cały wieczór, pioruny rozświetlały co chwila niebo. W tych warunkach rozgrywanie side

betów w rzutach do kosza to był prawdziwy hard core, ale jakoś nie przeszkadzało to ani mi, ani

Losadamosowi. W dwóch pierwszych seriach nie dałem mu najmniejszych szans i już po siedmiu

rzutach było wiadomo, że wygrana jest moja. W trzeciej dołączył do nas Pawcio, więc musiałem

się postarać bardziej. Gdy trafiłem trzy z pierwszych czterech rzutów odebrałem im całą chęć do

walki i zrezygnowali z dalszej gry. Szkoda! ? Impreza, tak jak ostatnio, zakończyła się wielkim

grillowaniem, a ci, którym było mało pokera wylądowali na stolikach cashowych. Jednym słowem

kolejna udana impreza!

UDANY DEBIUT W SUNDAY MILLION

W niedzielę chciałem pojechać na wypoczyn na działkę, jednak po raz kolejny pogoda nie była

najlepsza, więc zamiast tego odpaliłem komputer i pograłem jakieś turki na Paradise Poker i

Poker Stars. Nic mi nie szło w zasadzie cały dzień, przegrywałem większość coinflipów i w ten

sposób odpadałem z kolejnych turniejów. Karta też nie przychodziła jakaś konkretna, ale jakoś

godzinki leciały. Generalnie te turnieje nie były dla mnie jakoś specjalnie ważne, bo szykowałem

się do mojego debiutu w Sunday Million. O tym turnieju nic nie musze pisać, każdy wie co to

jest i o jakie pieniądze się gra. Akurat tak się złożyło, że mój debiut przypadł w dniu, gdy SM

okazał się rekordowy pod względem frekwencji ? zagrał ponad 14.000 ludzi!! I pomyśleć tylko,

że podczas trwającego właśnie WSOPa nie zagrała nawet połowa tego co w niedzielnym turnieju!

Gra już na samym początku ułożyła się dla mnie znakomicie. W jednym z pierwszych rozdań na

LP zobaczyłem dwa piękne asy, a los chciał, że drugi gracz był posiadaczem dwóch króli, co

pozwoliło mi zabrać większość jego żetonów. Pozwoliło mi to na spokojniejszą grę w pierwszej

fazie turnieju. Po godzinie gry miałem 14.000 żetonów i naprawdę łatwy stolik.

To co działo się jednak przez następną godzinę mogę śmiało określić jednym słowem ? masakra!

I to ja byłem tej masakry sprawcą! Powiem krótko ? takich kart jakie dostawałem przez drugą

godzinę tego turnieju to nie dostawałem nigdy, ani na żywo, ani w sieci! W zasadzie w prawie

każdym ręku miałem asa, podbijałem więc 80% rąk i jeśli nie wygrywałem pul jeszcze przed

flopem, to na pewno wygrywałem je bo cbetach na flopie. Terroryzowałem stół do tego stopnia,

że wszystkim graczom z mojego stołu odebrałem wiarę na podjęcie równej walki. Kilku jednak

próbowało i odgryzali się swoimi zagraniami za wszystkie żetony. No cóż, wybierali zazwyczaj

zły moment, bo w desperacji robili all iny z kartami typu KJ czy A7, gdy ja akurat miałem AK,

AQ lub KK. W godzinę ze stołu zdjąłem chyba siedmiu czy ośmiu graczy, a szczytem mojej

bezczelności było wywalenie z turnieju gracza posiadającego AA na moje AK, gdy do asa w

treflu doszedł mi runner runner kolor. Magia drzewek, nic innego… ? W godzinę odebrałem

moim przeciwnikom ponad 50.000 chipsów i kolejną godzinę gry kończyłem z 65.000 żetonów.

Niestety, tuż po przerwie mój stolik został rozwiązany i dostałem się na nowy. A tu już tak

łatwo i wesoło nie było. Na dzień dobry zabrano mi około 10.000 stawiając mnie na all inach po

moich podbiciach. Mozolnie jednak pracując na stole odrobiłem straty i kiedy w zasadzie już

ogłaszano przerwę przyszło takie rozdanie: na BB dostałem parę dziesiątek, cały stół grzecznie

wyrzucał karty, aż nagle gracz z buttona zagrał all in za ponad 40.000! Mały blind sfoldował, a

ja włączyłem czas zastanawiając się co zrobić. Gracz będący na buttonie, w chwili gdy wchodziłem

na stół, był na nim zdecydowanym liderem i trzymał wszystkich graczy w ryzach, podobnie jak

ja robiłem to na swoim poprzednim stole. Jednak przegrał kilka większych rozdań i jego stan

posiadania wyraźnie się zmniejszył. Co mogło znaczyć takie zagranie? Albo ma naprawdę niską

parę i nie chce sprawdzenia, albo tak irracjonalnym zagraniem próbuje jakiejś pułapki w związku

z samymi foldami na stole (przy mocnej ręce), albo zwyczajnie kradnie blindy. Przypomniałem

sobie jednak co pisał mi na Gadu Gadu obserwujący moją grę Serginho. Sprawdzał on bowiem

graczy z mojego stołu i wyszło mu na to, że tenże zawodnik jest słabym graczem, z mocno

ujemnym ROI, bez większych wygranych w turniejach w sieci. Po sprawdzeniu i ewentualnej

przegranej zostawało mi i tak jeszcze ponad 20.000, więc zdecydowałem się na call stawiając,

że po prostu kradnie pulę. I miałem rację! Pokazał K4 w karach! Dziesiątka na flopie wyjaśniła

od razu kto wygra tę olbrzymią pulę! Na kolejną przerwę schodziłem mając ponad 100.000!!

W międzyczasie gracze wesoło sobie odpadali i nagle okazało się, że jestem już w kasie.

Po wygraniu kolejnych rozdań doszedłem już nawet do stacka w wysokości ponad 140.000,

jednak po kolejnej zmianie stołu znowu wtopiłem bardzo dużą pulę po nietrafionym dobieraniu

do strita. Karta też już jakoś nie szła za specjalnie. W końcu, gdy po raz kolejny zostałem

przeniesiony, od razu na nowym stole dostałem AK! Blindy wynosiły już 3000/6000, więc

zagrałem za całe moje 65k i zostałem sprawdzony przez gracza z potężnym stackiem prawie

700k. Pokazał 88, wychodzi flop i pierwsza karta jaką widzę to król! Ale jako trzecia spadła

ósemka, złapał seta i było po zawodach… Ech, szkoda…

Generalnie uważam, że zagrałem niezły turniej, trochę szczęścia też miałem, ale kluczowe

ręce rozegrałem raczej bez większych błędów podejmując właściwe decyzje. Za mną zostało

w końcu 95% grających w turnieju pokerzystów, więc chyba należy być zadowolonym. Co prawda

przełożenia finansowego nie ma w zasadzie żadnego, bo struktura wypłat w SM jest taka, że

dopiero pierwsza setka dostaje jakieś większe pieniądze, ale co tam, jeszcze sobie kiedyś odbiję!

Przy okazji chcę bardzo podziękować wszystkim, którzy mi kibicowali i pomagali podczas gry,

pisząc do mnie na GG i shoutboxie na forum. Thanks!

KOLEJNY FESTIWAL W OLYMPICU

Pod koniec sierpnia, tuż po moim powrocie z wakacji, w kasynie w Hiltonie odbędzie się

kolejny pokerowy festiwal. Oczywiście tym samym wracam do gry w Olympicu, bo nie było

mnie tam już dość długo. Bardzo ciekawą propozycję przygotował dla wszystkich w związku

z tym Paradise Poker . Otóż pokerroom ten oferuje graczom satelity do festiwalowego Main Eventu

i to już od 1 euro! Są również satelity po 4 euro z rebuyami i po 8 euro ? wszystkie do głównej

satelity o wejściówki do turnieju w Hiltonie, która będzie kosztowała 80 euro. Myślę, że każdy

kto ma ochotę zagrać w festiwalu powinien spróbować dostać się do ME właśnie poprzez takie

tanie satelity, wszak wpisowe do turnieju głównego wynosi prawie 3.000 zł! Powodzenia! Ja na

pewno będę próbował!

Poprzedni artykułSupernova w zasięgu ręki
Następny artykułMini-Raise – Jak z tym walczyć?

11 KOMENTARZE

  1. Po pierwsze – to chyba moja kasa i moja sprawa jak ją sobie przegrywam. Po drugie – była to moja pierwsza większa przegrana w taja, więc nie wiem co w tym takiego sensacyjnego. Po trzecie – to nie było nawet 1,5k. Po czwarte – jak chcesz się pokozaczyć to zapraszam we wtorek na WLP na tajskiego pokera, też potem będziesz miał co opowiadać. I po piąte – informacje zbieraj z lepszych źródeł…

  2. Miło było się bawić z tobą u M.Wiśniewskiego i

    poraz kolejny pokazałeś że nie tylko ciekawie piszesz ale i jesteś przesympatycznym człowiekiem 🙂

  3. No więc własnie wcale nie tak jakoś długo. Odpadłem po mniej więcej 5 godzinach gry, ale jak patrzyło się na listę odpadających to sypali się tak szybko, że nicki leciały jeden za drugim…

  4. a ja mam pytanie do autora bloga dość banalne ale dla mnie ciekawe (zadaje je z racji liczby uczestników) ile godzin zabrało Ci osiągnięcie tego rezultatu – po ilu godzinach przygoda dobiegła końca?

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.