Nie ma zbyt wielu pokerzystów, którym w heads-upie udało się pokonać Phila Ivey'a. Andy Frankerberger jest jednym z takich graczy. Niedawno wspominał szczegóły i otoczkę jednego z najważniejszych rozdań takiego meczu.
Andy Frankerbgerger to pokerzysta, który do świata kart trafił z Wall Street. Trochę wcześniej był jednak studentem Duke University. Właśnie dla magazynu tej uczelni pisze niekiedy teksty. W jednym z nich wspomniał prawdopodobnie najważniejsze pokerowe wydarzenie swojego życia – pojedynek z Philem Ivey'em.
To był 2012 rok i turniej $10.000 Pot Limit Holdem Championship. W grze było już tylko dwóch graczy – Andy Frankerberger i Phil Ivey. Ten drugi był uznawany w tym czasie za jednego z najlepszych pokerzystów na świecie. Stawką był tytuł mistrzowski WSOP, bransoletka i 446.000$ wypłaty. Andy walczył o swoją drugą bransoletkę. Ivey już o dziewiątą!
Właśnie zagrałem semi blefa w ogromną pulę, stawiając Ivey'a przed trudną decyzją, która zadecyduje o zwycięstwie w turnieju. Siedzi kilka metrów ode mnie i swoim laserowym wzrokiem wpatruje się w moje oczy. Gdybym pokazał jakąkolwiek słabość – zbyt mocno przełknął ślinę, nienaturalnie mrugnął albo miał przyspieszony puls w tętnicy szyjnej – on przejrzy mnie na wskroś.
Jak więc Andy poradził sobie z tą sytuacją? Unikał kontaktu wzrokowego. Zachowywał się też tak bardzo naturalnie, jak tylko mógł. Nic nie mogło odchodzić od normy. Ivey nie mógł się dowiedzieć, że Frankerberger ma zaledwie król high. Miał myśleć, że jego karty to KJ, które są nutsem.
Tak właśnie wygląda prawdziwa walka przy pokerowym stole. Andy wspomina, że często spotyka się z zupełnie nietrafionym postrzeganiem dotyczącym pokerzystów. Ludzie pytają go bowiem czy zakłada okulary przeciwsłoneczne oraz… czy liczy karty!
Poker to intelektualna gra, a typ analitycznego myślenia przy stole finałowym podobnym jest do tego, który zajmowałem się jako trader przez czternaście lat. Blefowanie, postawa, czytanie rywala – to wszystko jest częścią gry, ale w sens pokera polega na tym, abyś wykonywał przemyślane, spokojne, metodyczne i ryzykowne decyzje, nie będąc pewnym ich wyniku. Tak, ubieram okulary przeciwsłoneczne, ale z powodów, o których myślicie. Nie zakładam ich, aby ukryć siłę mojej ręki albo chęć zmylenia rywala. Ujawnię tutaj coś, czego nie gracze nie przyznają nawet wobec siebie: okulary przeciwsłoneczne, często stanowią marginalną oznakę słabości, a nie siły.
Tymczasem pokerzysta zawsze chce grać najlepiej. Musi być pewnym siebie i taką pewność musi widzieć rywal. Tego boją się oponenci. Uciekają od rozdań z najlepszymi, którzy grają solidnie i pewnie. Frankerberger nie czuł się faworytem pojedynku z Ivey'em. Dlatego kupił tanie okulary. Rywale mieli widzieć u niego tę fałszywą pewność siebie i taktyka ta odniosła skutek – doszedł do heads-upa, w którym grał o mistrzostwo z samym Philem.
Blefował z najlepszą ręką
Widownia w kasynie Rio z zapartym tchem śledziła tę walkę. Chcieli zobaczyć Ivey'a, który walczy o dziewiątą bransoletkę. Andy wiedział, że drugie miejsce nie będzie wstydem. To zawsze 275.000$. Swój strach zamienił w pewność siebie i ekscytację. Postanowił w pewnym momencie zdjąć okulary.
W tym kluczowym rozdaniu Ivey wpatrywał się we Frankerbergera przez kilkanaście minut. Sprawdził semi blefa na turnie. Ręka Andy'ego nie poprawiła się na riverze i zaczął obawiać się najgorszego – mógł przegrać wielką pulę. Zagrał check. Wiedział, że mały bet rywala musi oznaczać spasowanie kart. Ivey przeczekał. Okazało się, że blefował z king high mając najlepszą rękę!
Po tym rozdaniu udało mu się odebrać Philowi resztę żetonów. Okulary przydały się, chociaż może nie w tym rozdaniu. Pokerzysta radzi więc, wszystkim, którzy kiedyś zagrają z rywalem, który je założy:
Następnym razem, kiedy zobaczycie pokerzystę siedzącego w okularach słonecznych przy stole pokerowym, nie bądźcie onieśmieleni jego stoickim wizerunkiem. Postrzegajcie okulary jako to, czym naprawdę są – oznaką słabości. Nie mówcie jednak, że ja wam o tym powiedziałem.