Anthony Zinno pokonał w heads up turnieju 1.500$ Pot-Limit Omaha Hi-Lo 8 or Better Rodneya Burta, wygrywając tym samym swoją drugą bransoletę WSOP. I chociaż radość z tego sukcesu była niezmierna, to jednak uczucie temu towarzyszące było inne niż w przypadku pierwszej bransoletki. Co się zmieniło? Zapraszamy do wywiadu.
Anthony Zinno na stole finałowym pokonał takich graczy jak Erik Seidel, Connor Drinan i Jon Turner. Wygrana dała mu, poza bransoletką, również 279.920$. Dzięki temu Amerykanin jest już blisko granicy 9 mln dolarów wygranych w turniejach live. Okazuje się, że ten sukces nie jest dziełem przypadku, ponieważ to właśnie ta odmiana oczkiem w głowie pokerzysty.
– Pierwsza bransoletka WSOP z pewnością jest czymś, co zmienia całe życie jakiegokolwiek pokerzysty. Nie da się odczuwać równie dużego szczęścia, co przy wygraniu tej pierwszej. Wtedy byłem przepełniony euforycznym wręcz szczęściem. Tym razem jestem bardzo dumny, ponieważ przez ostatnie dwa lata uczyłem się właśnie głównie Omahy Hi/Lo.
To fajne uczucie, gdy ciężko pracujesz nad jedną odmianą, którą kochasz, a potem widać tego efekty. Popełniłem minimalną ilość błędów. Nie mógłbym powiedzieć tego pięć lat temu, bo wtedy nie wiedziałem nawet o czym mówię. To prawdziwa kulminacja mojej pracy, więc jestem niezmiernie dumny.
PLO-8 to bardzo zawiła gra w heads up. Nie chcesz wkładać zbyt wielu żetonów do puli preflop, nie wiedząc na czym stoisz, więc mamy tu typową grę small ball. Rodney Burt to bardzo fajny facet i widać było, że wie co robi. Na pewno dużo gra w tę odmianę, bo jego gra była świetna.
Chociaż bransoletki bardzo go cieszą, to jednak głównym celem Zinno w pokerze (i w życiu) jest zbieranie szacunku innych, a nie trofeów.
– Lubię, gdy ludzie mówią mi, że lubią ze mną grać lub szanują mnie i moją etykę pracy. To dla mnie najważniejsze. Jest wielu świetnych pokerzystów, o wiele lepszych ode mnie, ale to szacunek jest czymś, za czym podążam i co napawa mnie dumą. Każdego gracza traktuję tak samo – nieważne, czy jest najlepszym pokerzystą świata, czy nie potrafi policzyć ile ma blindów w stacku.
Anthony Zinno swoją dobrą grę przypisuje kilku rzeczom, które w jego przypadku „zrobiły różnicę”. Na szczęście nie trzyma ich w tajemnicy, ale chętnie dzieli się nimi z innymi.
– Osiem godzin snu w nocy – jeśli nie masz tego, to sam podcinasz sobie skrzydła. Kup najlepszy materac i najlepszą poduszkę jakie znajdziesz. Będziesz miał siłę ćwiczyć kiedy tylko będziesz mógł. Jeśli odpadam z turnieju o 18:00, wracam do domu i zaczynam grać online. Tak właśnie przygotowywałem się do turniejów w Omahę. Trzeba dużo grać, ale gdy zbliżają się ważne turnieje, mózg potrzebuje snu. Poza tym zacząłem lepiej się odżywiać. Ogromnie mi to pomogło.
Chociaż Anthony Zinno wszedł do świata gier zaczynając od czegoś innego niż poker, to po nim zapewne nie będzie już nic.
– Kochałem No Limit Hold’em, a potem zakochałem się w PLO. Był to 2008 rok. Ale graczem byłem już w wieku sześciu lat: miałem Atari, Nintendo, Super Nintendo i PC. Uwielbiam gry i uważam, że są dobre dla naszego mózgu. Moim zdaniem społeczeństwo bardzo nie docenia jak pożyteczne mogą być gry: trzeba stosować w nich logikę, a to przechodzi potem na prawdziwe życie. Gry, zawsze były moją pasją, a największą z nich jest poker. Chcę grać w pokera przez całe moje życie.
Gdyby Zinno znalazł złota rybkę, która spełniłaby jego jedno życzenie, nie prosiłby o pokerowe sukcesy. Zdecydowanie wolałby, żeby postrzeganie pokera na całym świecie w końcu się zmieniło.
– Chciałbym, żeby poker szanowany był przez ludzi na całym świecie, a nie tylko przez nas, pokerzystów. Chciałbym, żeby ludzie patrzyli na pokera i mówili, że to gra polegająca na umiejętnościach, wytrwałości i ciężkiej pracy. Gdy umrę, obojętne mi będzie, czy będę miał osiem bransoletek. Zależało mi będzie na tym, czy udało mi się sprawić, że życie ludzi stało się lepsze.