Amerykanin Matt Berkey to jeden z zawodowców, który regularnie uczestniczy w grach wysokich stawek. W jednym ze swoich vlogów opowiadał o tym, w jaki sposób radzi sobie z downswingami.
Matt Berkey to jeden z pokerzystów, który bardzo aktywny jest na scenie gier na wysokich stawki. Chlebem codziennym są dla niego cashówki w Aria Casino, gdzie mierzy się ze świetnymi rywalami i bogatymi biznesmenami. Aby walczyć w „Big Game” musiał budować umiejętności – również te mentalne.
W jednym ze swoich vlogów Berkey opowiadał o długich dowswingach i tym, jaki wpływ potrafią one mieć na psychikę gracza. Pokerzysta wspominał kiedyś o potężnej serii – przegrywał przez trzynaście miesięcy! Udało mu się utrzymać na powierzchni, a po jakimś czasie wyszedł z tego najciemniejszego i przytłaczającego okresu swojej kariery. Nie było łatwo i wielu rzeczy się nauczył – nie tylko jako pokerzysta, ale też jako człowiek.
– Niedawno znów miałem taki długi downswing. Nie był jednak tak długi czasowo, bo chodzi o liczbę sesji. Zagrałem ich piętnaście i zawsze zamykałem na minusie. To anomalia, ale może się zdarzyć – mówi, przedstawiając gorszą stronę kariery grindera.
Berkey gra stawki wynoszące nawet 500/1.000$. Niekiedy widujemy go w niższych w „Poker After Dark”. Zawsze kilkanaście takich nieudanych sesji będzie miało ogromny wpływ na kapitał pokerzysty – bankroll się po prostu mocno skurczy. Matt ratuje się tym, że sprzedaje część udziałów z mark-upem, bo wie, że gorsze okresy są naturalną częścią pokera i chce ograniczyć wariancję.
Odbić się od dna
Gorsze momenty to część życia każdego grindera. Grając live ciężko jest niekiedy złapać większy obraz związany z wpływem wariancji – próbka rozdań live jest po prostu bardzo mała. W przypadku Berkeya problemem jest też poniekąd styl gry, który określa mianem „swingowego”.
Pokerzysta wyjaśnia, że to elementy, które powodują, iż z downswingu jest po prostu ciężko wyjść. Daje też o sobie znać natura człowieka. Aby powstać i stać się lepszą wersją samego siebie, trzeba niekiedy upaść na samo dno.
– Zrozumiałem downswingi i zacząłem je akceptować, ale dostałem też wielką lekcję na poziomie natury człowieka: jesteśmy istotami, które dążą do samozniszczenia. Gdy coś układa nam się bardzo źle, lubimy stawiać się w sytuacji, która jeszcze to pogarsza. Tutaj nie chodzi o pokera, ale o życie – chcemy szybko dotknąć dna, bo wierzymy, że stamtąd uda nam się wybić i wrócić.
Czego więc nauczył ten potężny i dotkliwy downswing nauczył Berkeya? Po pierwsze – trzeba się na taki kiepski okres przygotować finansowo. On zrozumiał to dopiero, kiedy zbankrutował. Po drugie – nie ma sensu denerwować się tym, czego nie da się kontrolować. Trzeba oddzielić to od rzeczy, na które mamy jakiś wpływ.
– Pokerzyści wracają czasem do rozdań, które zagrali i zastanawiają się czy mogli wyciągnąć więcej value z bardzo mocnej ręki. Ja rozumiem to tak, że niektóre wyniki to efekt wariancji i nie da się uzyskać lepszych. Oczywiście all-inem dziesięciokrotnie większym niż pula może nie pozwolisz rywalowi trafić gutshota, ale nie będzie to long runie wygrywające zagranie.
Dlatego też Berkey wyjaśnia, że walcząc z okresem gorszych wyników trzeba koncentrować się na tym, na co realnie mamy wpływ. Chodzi tutaj także aspekty życia powiązane pośrednio z pokerem i dyscypliną: formę fizyczną, odpowiednią dietę oraz grę mentalną.