Perry Green po raz pierwszy pojawił się w Las Vegas w 1958 roku. Zdobył trzy bransoletki, zajął drugie miejsce w Main Evencie, a teraz, mimo 82 lat na karku, zajął kolejne płatne miejsce. To dopiero dobry sposób na świętowanie takiego jubileuszu.
Perry Green wciąż pamięta czek na 14$, który dostał po dołączeniu do armii. Takie rozczarowania zostają z człowiekiem na długo. Szybko jednak udało mu się zamienić te 14$ na 1.000$ – z pomocą przyszły mu karty. Młody żołnierz budował swój bankroll w grach w barakach. Gdy zrezygnował ze służby zaczął podróżować do Las Vegas, gdzie kontynuował swoje pokerowe sukcesy.
Teraz ma 82 lata, a jego pokerowe umiejętności wciąż nie zanikły. W evencie 2.500$ Mixed Big Bet zaliczył deep run. Zajął 27. miejsce, co dało mu 3.777$. Przyzwoity wynik dla kogoś, kto musiał mierzyć się z doświadczonymi i wiele dekad młodszymi od siebie rywalami.
– Po raz pierwszy pojawiłem się w Las Vegas w 1958 roku. Wcześniej niż narodziny któregokolwiek z pokerzystów biorących udział w tym turnieju. Wtedy było to o wiele bardziej przyjazne miejsce. Znało się wszystkich właścicieli kasyn, a oni znali nas. Chronili nas i byli uczciwi. Dawali nam dobre gry i dobre warunki – szczególnie Jack Binion i jego rodzina.
Perry Green gra na WSOP od lat 70. I każdego roku stara się wrócić do Vegas, żeby wziąć udział chociaż w jednym-dwóch turniejach. W tym czasie zdobył trzy bransoletki: W A-5 Lowball w 1976 i 1977 roku, a także w No Limit Hold’em w 1979 roku.
W 1981 roku zajął drugie miejsce w Main Evencie ustępując jedynie legendarnemu Stu Ungarowi. Z kolei w 2015 roku zajął ósme miejsce w evencie Super Seniors. Łącznie w swojej karierze Perry Green wygrał ponad 1,2 mln dolarów.
– Gram już tylko dla zabawy. Nie spodziewam się, że będę zajmował płatne miejsca. Gra jest dla mnie ćwiczeniem umysłu. Mam pięcioro dzieci, trzynaścioro wnucząt i szóstkę prawnucząt. Z żoną jesteśmy małżeństwem od 62 lat. I wciąż gram w pokera. Cieszę się, że wróciłem na WSOP. Było fajnie, ale od razu po turnieju wracam na Alaskę. Było to wspaniałe miejsce, żeby dorastać, i wciąż jest piękne. Tylko teraz mamy zbyt wielu Kalifornijczyków, którzy chcą zmienić Alaskę na drugą Kalifornię.