Hey,
Na początek chciałem się ze wszystkimi serdecznie przywitać. Pozwólcie, że nie będę na razie dzielił się z Wami moją prywatnością i niech na razie wystarczy Wam mój nick. Dodam tylko, że aktualnie zyję i pracuję w mieście na północy Polski zaczynającego się na literę ‘’G’’. Już od dłuższego czasu męczyło mnie, żeby coś napisać na PokerTexas, ale zawsze brakowało i czasu i zapału. Zamierzam opowiedzieć kilka historii z mojego bądź co bądź długiego życia i od razu napiszę, że mój blog nie będzie zawierał żadnych tabel czy wykresów z mojej gry, bo na pewno nikogo to nie interesuje. O mojej grze online napiszę tylko, że sprawia mi to ogromną frajdę i grywam prawie zawsze tylko cash. A o sukcesach live będziecie mogli przeczytać na tym blogu. A więc nie zanudzając już wypadałoby zacząć od mocnego jebnięcia… no to zaczynamy.
Pozwólcie, że cofnę się nieco w czasie do okresu głównie czasów szkolnych chociaż akurat o szkole słowa nie napiszę 🙂 Z grupką kilku znajomych mieliśmy taki czas, że zawsze na domówkach prędzej lub później ktoś rzucał hasło ‘’turniej’’ i albo chodziło o Playstation albo o pokera. To było jakoś w czasach niejakiego Chrisa M., któremu udało się przytulić w Vegas ładną sumkę. Tak się właśnie zaczęła nasza wspólna fascynacja tą dyscypliną. Tylko że w gronie znajomych mieliśmy zawsze wyrównaną stawkę zawodników, no może jeden mój kolega się trochę wyróżniał, był to Hubert (wie, że piszę tego bloga i prosił o zmianę imienia)koleś podobny do nas ale jak nikt potrafił czytać grę, niemal zawsze wiedział kiedy i jakie zagranie będzie nie tyle poprawne co bardzo dobre. Nawet jak przychodził później od innych to i tak z łatwością potrafił nas w żetonach szybko dogonić. Jednym słowem – wunderkind 🙂
Zawsze w piątki przed rozpoczęciem łikendu chodziliśmy do takiego małego baru z przekąskami, którego właścicielem był sympatyczny Pan Henryk, z którym zawsze można było inteligentnie pogawędzić. Był to człowiek o niezwykle szerokich horyzontach, oczytany, z pewnymi słabościami, ale ceniliśmy sobie jego czasem śmieszne uwagi. Któregoś piątkowego już dość późnego popołudnia poszedłem z Hubertem do Pana Henia, żeby coś tam sobie łyknąć przed wycieczką na miasto, ale tego dnia Pan Heniu był jakoś bardziej poruszony niż zwykle. Gdy dopijaliśmy chyba już drugiego browarka zauważyliśmy jak nasz gospodarz zbiera się do wyjścia mimo jeszcze wczesnej pory, było to o tyle dziwne, że to on zawsze zostawał do końca dając w weekendy swojemu personelowi wolne wieczory. Przechodząc już obok nas przystaną tylko aby się pożegnać i już miał wychodzić kiedy Hubert zaczepił go pytając gdzie tak się spieszy. Po jego oczach widać było, że nie chce się z nami dzielić akurat tą informacją, ale Hubert nie dawał mu spokoju. Znał nas już na tyle, że wiedział iż tak łatwo mu nie odpuścimy. W końcu postanowił podzielić się z nami tym, co się szykuje dziś wieczorem w jednym z klubów w centrum miasta. Już widzieliśmy siebie w tym klubie, tylko pozostało nam przekonać Pana Henia, aby nas tam ze sobą zabrał. Miała to być gra cash, o której my wraz ze znajomymi z naszych stawek mogliśmy tylko pomarzyć. Pan Henryk był poczciwą osobą, starał się nie wyróżniać z tłumu, słyszeliśmy że miał kiedyś żonę i córkę, ale kontaktu z nimi nie utrzymywał chyba żadnego. Podobno wyjechały do Kanady czy innego dalekiego kraju po rozwodzie z Panem Henrykiem. Patrząc na niego dało się zauważyć, że myślami czasem jest gdzieś daleko , ale dziś to był zupełnie inny człowiek jakoś dziwnie hmm… podkręcony. Pan Heniu jeździł takim starym białym mercedesem był to chyba model W123 o ile dobrze pamiętam, już na tamte czasy nie był to najlepszy samochód, ale skromnemu Heniowi w zupełności wystarczył. Zasiedliśmy z Hubertem na tylnej kanapie samochodu, a Pan Henryk powiedział, że jedziemy tam na własną odpowiedzialność i że wysadzi nas ulicę wcześniej i po wejściu do środka się nie znamy. Śmieszyła nas trochę ta aura tajemniczości, którą Pan Heniu nam serwował, ale w imię naszej znajomości postanowiliśmy się zgodzić.
Po wejściu do środka od razu udaliśmy się w okolice baru, żeby dodać sobie trochę odwagi przed tym co na nas czekało. Oszołomieni z lekka cenami wysokoprocentowych trunków postanowiliśmy zamówić sobie po soczku ze słomeczką za 15zł.!!!skandal!!!:-) W dalszej części lokalu dało się usłyszeć dziwnie znajomy dźwięk, a był to dźwięk przerzucanych żetonów. Barman widząc nasze zaciekawienie sytuacją rozgrywaną kilka stolików dalej dał nam znać, że jeżeli mamy jakieś drobne przy sobie to możemy się dołączyć do tamtego towarzystwa. Zadałem mu odwieczne pytanie: ILE? W odpowiedzi usłyszeliśmy, że dziś jest promocja i na wejście wystarczy mieć ‘’tylko marne’’ trzy stówki. Na szczęście było to w naszej walucie, a że ja byłem akurat krótko po wypłacie z mojej dorywczej pracy to postanowiłem wejść do gry. Hubert miał chyba tylko pięć dych to powiedziałem mu, znając oczywiście jego umiejętności, że mogę go dziś stake’ować;-) czy jak to się tam nazywa. W każdym bądź razie już z żetonami pod pachami podeszliśmy do trzech stolików przy których siedziało ok. 17 osób, które grały przy stołach i kilku kibiców przy wysokich stolikach umieszczonych pod ścianą popijających różnokolorowe napoje. Na szczęście nasze soczki nie wzbudzały niczyich podejrzeń i zostaliśmy zaproszeni przez pana o wyjątkowo dużym brzuchu do stolików, kazał jednak zająć nam miejsca przy różnych stolikach, pewnie ze względu na to, iż przyszliśmy razem i obawiał się pewnie, że możemy grać razem czy coś takiego.
Mi przypadło miejsce naprzeciw Pana Henia, starałem się jak mogłem, żeby nie zdradzić się z tym, że się znamy. Hubertowi z kolei przypadł stolik z facetami o twarzach nie zdradzających żadnych oznak życia, no może poza mruganiem oczami i podnoszeniem w górę szklaneczki szklisto-brązowego trunku. Ja miałem u siebie jedną Panią ok. 40-stki, która cały czas tylko limpowała i nerwowo przegryzała wargi. Dosłownie po dwóch minutach ze stolika Huberta doszedł dźwięk uderzenia pięścią w stół. Gdy się obejrzałem już jeden z gości zgarniał całkiem sporą gromadę żetonów na swoją stronę i w tym samym momencie Hubert zaczął wstawać od stołu. W jednej chwili zrozumiałem, że jednak na dłuższą chwilę muszę się rozstać z dopiero co pożyczoną kasą Hubertowi. Widząc go niewesołego już przy barze grałem bardzo spokojnie, może nawet za bardzo, ponieważ dwa razy miałem naprawdę monstera i chyba dałem się przedwcześnie przeczytać zawodnikom z mojego stołu. Tymczasem u Pana Henia stosik żetonów zamieniał się powoli w naprawdę pokaźny stos. Jednak kolejne rozdania miały układać się już po mojej myśli…
Mam nadzieję ze zaciekawiła Was choć trochę moja historia i będę miał przyjemność napisać co wydarzyło się w dalszej części tamtego wieczoru. A wkrótce może przedstawię też inne może trochę poza pokerowe rzeczy.
Żyjcie i grajcie w pokoju… (nigdy w łazience;-)
ZBIEŻNOŚĆ OSÓB I SYTUACJI PRZYPADKOWA. WSZELKIE PRAWA ZASTRZEZONE;-)
dlaczego dajecie minusy, Ludzie? :[
Stanko zalozyl 10 kont i minusuje wszystko co nie wyszlo spod jego reki. Zal…
Nie pierodl mam 1 konto i żadnych minusów nie daję bo nie mam 10 lat.
Pozdrowienia dla pana Henia 🙂
Ciekawe, że Pan Henio nie poprosił o zmianę imienia? 🙂
A tak serio to faktycznie te akapity, Z tymi akapitami pewnie byłyby plusiki bo z humorem wpis
Akapit! O nic więcej Cię nie proszę…
Miasto na G powiadasz 🙂
O wow… obyś często pisał, bo już nie dam Ci spokoju.. 😀
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.