Steve Bartley jest cichym, trochę nieśmiałym i po angielsku ironicznym dżentelmenem. Przede wszystkim jednak jest także ostoją bloga PokerStars, bowiem już od kilku lat – czyli niemal samego początku istnienia cyklu EPT – jeździ na kolejne turnieje European Poker Tour i z nad wyraz lekkim piórem oraz niesłabnącym entuzjazmem je relacjonuje.
Widywaliśmy się w press roomie oraz między stołami już w czasie mojego pierwszego wyjazdu (Monte Carlo), poznaliśmy się oficjalnie w Londynie, w Pradze natomiast postanowiłam, że przeprowadzę z nim krótki wywiad o tym, jak to jest być dziennikarzem EPT i co się w czasie trwania kolejnych sezonów zmieniło. Zapraszam do lektury.
– Na początek kwestia oczywista: kiedy zacząłeś pracować dla PokerStars i jak do tego doszło?
– Pokerem zainteresowałem się już kilka dobrych lat temu, szybko jednak zrozumiałem, że bardziej niż do samej gry nadaję się do pisania o niej, bo akurat pisać lubiłem zawsze. W efekcie najpierw wysyłałem teksty do Gutshot poker, który wówczas płacił wszystkim ochotnikom za artykuły, a następnie zaproponowano mi stałą współpracę i zaczęto wysyłać na relacje z turniejów, między innymi European Poker Tour. Na tych turniejach z kolei zauważyli i docenili mój opisowy styl relacjonowania ludzie z PokerStars: liczyli na to, że z moją pomocą uda im się zmienić suchy i ekpresowy charakter relacji, zaproponowali mi więc dużo lepsze warunki pracy i ostatecznie zdecydowałem się przejść właśnie do nich.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że na EPT pracujesz jako dziennikarz niemal od samego początku. Które zmiany, bo domyślam się, że na przestrzeni tych wszystkich lat musiało być ich sporo, rzucają Ci się w oczy najbardziej?
– Przede wszystkim zmienili się sami gracze i nawet nie mam tu na myśli wciąż idącego w górę poziomu, a fakt, że zwyczajnie pojawiły się inne osoby w zamian (!). Tych zawodników, którzy w miarę regularnie grywali w pierwszym czy drugim sezonie już się po prostu nie widuje.
– Dlaczego?
– Gracze poprawili swoje umiejętności, podniesiono wysokość wpisowego, musisz więc być na tyle dobry, aby sobie z tymi czynnikami poradzić. Wielu ludzi odkryło wówczas, że już ich na te turnieje wraz ze wszystkimi dodatkowymi kosztami pobytu nie stać, a do tego nie potrafili pokonać konkurencji, w końcu przestali więc przyjeżdżać. Musisz również pamiętać, że wielu tutejszych pokerzystów to gracze internetowi, którzy się z pokera utrzymują, natomiast przeważająca liczba uczestników sezonu pierwszego i drugiego reprezentowana była przez starą gwardię graczy kasynowych, którzy nie potrafili sobie z młodymi wyjadaczami online poradzić. Te dwie grupy stanowiły wtedy dwa zupełnie odrębne światy i style gry i to właśnie zastąpienie starszych graczy live przez pokerzystów online stanowi różnicę zasadniczą pomiędzy tym co było kiedyś, a tym, co jest teraz. Oprócz tego turnieje stały się oczywiście większe, dłuższe i lepiej zorganizowane. Pamiętam na przykład, że w Dublinie w sezonie drugim cały turniej trwał?dwa dni! Gracze siedzieli przy stołach do 3-4 nad ranem.
– Czy można wobec tego powiedzieć , że z sezonu na sezon średnia wiekowa graczy staje się coraz niższa?
– Z pewnością; wciąż jednak widzimy w turniejach niemało graczy powyżej 40-tki lub 50-tki.
– A czy dostrzegasz jakieś znaczące różnice pomiędzy EPT a innymi dużymi turniejami, które także zdarzyło Ci się relacjonować?
– Cóż, EPT jest z pewnością jednym z lepiej ? jeśli wręcz nie tym najlepiej ? zorganizowanym cyklem. Musimy oczywiście pamiętać o World Series of Poker, które stanowi tutaj odrębną jakość i wszyscy rzecz jasna chcą tam grać, jednak wszystkie inne turnieje aspirują do poziomu EPT.
– Jak myślisz: z czego to wynika? Czyżby działo się tak dlatego, że za organizacją EPT stoją Europejczycy?
– Nie wiem, choć brzmi to całkiem prawdopodobnie? Organizatorzy EPT udoskonalają cykl z roku na rok: każdy nowy sezon przynosi jakieś drobne zmiany. Na przykład wydłużyli czas trwania turnieju, znajdują coraz to ciekawsze miejsca na zorganizowanie go, dodali możliwość zamówienia hotelu bezpośrednio przez stronę EPT z dodanym od razu upustem? Myślą o potrzebach graczy i starają się wychodzić im naprzeciw.
– A co mógłbyś powiedzieć na temat Twoich kontaktów z graczami? Rozmawiasz z nimi? Zaprzyjaźniliście się?
– Sam nie będąc typem ?cool? i trendy nie zawarłem raczej z jeżdzącymi na EPT pokerzystami przyjaźni na śmierć i życie, jednak oczywiście z wieloma z nich rozmawiam. Jako szczególnie sympatyczni jawią się Luca Pagano oraz jego angielski odpowiednik ? Julian Thew.
– Jak w takim razie postrzegasz pokerową brać?
– Lubię ludzi, którzy interesują się poza pokerem jeszcze czymś, a niestety na turniejach zbyt wielu takich graczy spotkać się nie da… Wynika to zepewne z ich młodego wieku oraz faktu, że w zasadzie poza pokerem nie poznali jeszcze prawdziwego życia: podróżują od hotelu do hotelu, są skupieni przede wszystkim na sobie i nie dostrzegają niczego, co działoby się poza obrębem stołu do pokera. W efekcie wolę stać z boku i przyglądać im się z zewnątrz, stając się niejako niewidzialny, co oczywiście z zawodowego punktu widzenia jak najbardziej mi służy: dużo łatwiej jest opisywać coś, co widzi się z pewnego dystansu.
– A czy miałeś jakieś szczególnie miłe lub niemiłe doświadczenia ze znanymi pokerzystami?
– Kiedyś pretensje miał do mnie Joe Hachem, ale wolałbym o tym nie opowiadać.
– Czy w czasie przeprowadzania relacji zdarza Ci się podziwiać dane zagrania, czy raczej jest Ci to zupełnie obojętne?
– Oczywiście! Po kilku latach regularnego obserwowania graczy wreszcie zdajesz sobie sprawę, że niektórzy z nich prezentują dużo wyższy poziom niż pozostali, również przecież nie najgorsi, zawodnicy. Niektórzy pokerzyści po prostu okazują się być niezwykli, nawet jak na ogólnie przyjęte wysokie standardy. Mam tutaj na myśli graczy takich jak Dario Minieri, Phil Ivey, Daniel Negreanu czy Gus Hansen. Oni nie wygrywają rozdań jedynie dzięki rękom takim jak AK czy JJ ? otóż gdy po raz kolejny udaje im się zgarnąć pot, odsłaniają 75 czy 98 w kolorze. Potrafią wybrać odpowiedni moment, wiedzą, co robią i grają bardziej przeciwnikiem niż kartami. Obserwowanie ich gry to czysta przyjemność! Mógłbym na przykład godzinami patrzeć na to, co wyczynia przy stole Dario Minieri, i na pewno bym się nie znudził.
– Powiedz szczerze: nie znudziłeś się jeszcze po zaliczeniu około 30 (!) turniejów?
– To nie tak. Staram się po prostu zwracać uwagę na te rzeczy, których dotąd nie zauważyłem, ciągle wyszukiwać coś nowego. Dario Minieri, gdy się na początku pojawił, był z pewnością jednym z najciekawszych urozmaiceń.
– Ciągle wspominasz o Dario ? czyżby był to Twój ulubiony pokerzysta?
– Zdecydowanie tak. Oczywiście bardzo szanuję również Daniela Negreanu, Phila Ivey czy Gusa Hansena, ale można to przewidzieć, bo lubią ich wszyscy. Mogę za to wskazać jeszcze kogoś, kto na pewno chociaż trochę Cię zaskoczy: Gino Alacqua. Ten nikomu jeszcze przed występem w Pradze w zeszłym roku nieznany Włoch ujął mnie, gdy w heads-upie pojawił się jako czarny, acz przyjazny diabeł w pojedynku przeciwko ubranemu na biało i przypominającemu przez to anioła Arnaud Matterne ? późniejszemu zwycięzcy.
– Wygląda na to, że bardziej interesuje się cała otoczka niż same rozdania?
– Jakbyś zgadła! Kiedyś nie znosiłem wręcz pisać o tym jaki był flop, turn czy bety. Kiedy pracowałem dla Gutshota, mogłem sobie pozwolić na to, żeby swobodnie krążyć pomiędzy stołami i obserwować, czasem nawet przez pół godziny, w oczekiwaniu na jakiś ciekawy temat do opisania. Analizować zachowanie przy stole i gesty wykonywane przez poszczególnych graczy? Nie musiałem się spieszyć i biegać co 5 minut, aby zamieścić update.
– Skoro tak bardzo lubisz obserwować, dlaczego sam nie miałbyś spróbować kariery pokerzysty? Umiejętność zauważenia tego, co dokładnie dzieje się z przeciwnikami, jest przecież w pokerze bardoz cenna!
– Cóż, niestety graczem jestem kiepskim i chociaż rozumiem grę, nie potrafię tego później przełożyć na własne decyzje. Lepiej już, żebym został tam, gdzie jestem teraz.
– Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na następnym EPT.