W czerwcu online nie grałem za dużo, ale patrząc na moje wyniki to może i dobrze. Chociaż nie da się ukryć, że moje słabe wyniki brały się głównie z własnej głupoty. Ale po kolei.
Najpierw dostałem zaćmienia i postanowiłem zrobić coś czego nigdy nie robię, czyli "złote strzały". Grałem niewiele więc wpadłem na genialny pomysł, że ten krótki czas, który udawało mi się wygospodarować na grę poświęcę na grę na wyższych stawkach licząc na szybszy zysk. Mądre to raczej nie było.
Najpierw stawki $3/6 (6-handed) kilkadziesiąt minut gry i jestem lekko do przodu. Dostaję 78s na buttonie i podbijam do 18, call od słabego gracza na small blindzie (w czasie 30 minut oddał przynajmniej 4 buyiny robiąc jakieś idiotyczne calle). Flop 8-7-3 tęcza. Przeciwnik czeka, ja gram za 25, a on przebija do 80. Jak ma seta to trudno myślę sobie i zagrywam allin. Rywal myśli dość długo, więc jestem już pewny, że seta nie ma i spokojnie patrzę jak robi call. Turn 9, river 3, a mój przeciwnik odsłania 7-9. No nic popróbowałem jeszcze przez kilka minut i uznałem, że wystarczy.
Kilka dni później kolejne podejście do genialnej taktyki "złotych strzałów". Tym razem odpalam 3 stoliki $2/4. No i tutaj to już zaczyna się prawdziwa rzeźnia. Gram tylko krótkie stoliki więc akcji nie brakuje, a dodatkowo karty dostaję też ciekawe i nawet "trafiam" flopy. Co z tego jeśli przeciwnicy trafiają lepiej, albo dochodzi im na river. Wtapiam więc kolejnych kilka buyinów (top para i flush draw przegrywa z overparą, top para i flush draw po raz kolejny przegrywa z dwoma parami, trips przegrywa z runner-runner kolorem itd.) I po kilkudziesięciu minutach dość mam już zarówno ja jak i mój bankroll. No cóż jak widać z głupoty nie jest łatwo się wyleczyć.
Następnego dnia w celu relaksu odpalam sobie dwa turnieje na PokerStars. W jednym startuje 1200 w drugim 1100 osób. Kończę je odpowiednio na 10 i 11 miejscu. Nie muszę chyba dodawać, że lepiej by było w jednym zająć chociaż 4 czy 5 miejsce, a nie dwa miejsca tuż za final table.
No nic zła passa musi w końcu minąć więc udaję się na turniej w Extravaganzie u Michała Wiśniewskiego. O tym jak poszedł turniej to wystarczy powiedzieć, że zrobiłem najwięcej rebuyów, a odpadłem jako drugi od końca. Jak miałem wysoką parę to Michał miał wyższą, jak trafiałem dwie pary z flopa to akurat Willy na zlimpowanych królach trafiał seta, jak miałem niezłą top parę na short-stacku to Willy miał strita.
Jednak pojawiło się światełko w tunelu, którym jest wczorajszy turniej Warszawskiej Ligi Pokera. Był to pierwszy turniej nowego sezonu więc tradycyjnie już odbył się on przy doskonałej frekwencji – zagrało 59 osób. Mnie udało się zająć 4 miejsce co wobec ostatniej posuchy jeśli chodzi o moje pokerowe wyniki wyjątkowo mnie ucieszyło. Oczywiście w turnieju zaliczyłem parę ciekawych rozdań przegrywając z AK kontra AQ, AQ kontra A4, KT kontra T8 oraz AA kontra T8. Wszystkie te rozdania miał miejsce w końcowej fazie turnieju kiedy blindy były już wysokie. Samemu tylko raz fartownie wygrałem mając QJ kontra KQ.
W związku z dobrym rozpoczęciem nowego sezonu mam w planach znowu poważnie podejść do gry w WLP i chociaż we wtorki odstawić na bok Pokera Tajskiego, którym ostatnio głównie się zajmowałem. Zobaczymy jak będzie…
Amazonit, zaszczepiając w naszych kolegach miłość do tej egzotycznej odmiany pokera, zmieniliście, że tak powiem, oblicze “warszawskiej sceny pokerowej” ;))
pozdrawiam serdecznie!
“W czerwcu online nie grałem za dużo, ale patrząc na moje wyniki to może i dobrze.”W czerwcu z turniejach wielostolikowych na PS zrobiłeś wynik 2,5 razy większy niż średnia miesiączna z roku 2007.
Amazonit, ty nawet sobie nie zdajesz sprawy z tego co z Grabsonem zrobiliście… 🙂
Widze ze tajski narkotyk uzaleznia :)Pozdrawiam 🙂
Święte słowa!! 🙂
Jak odstawisz tajskiego pokera to z czego będzie Jack żył:)nie rób mu tego!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.