Minęły 4 miesiące od chwili, gdy odezwałam się na blogu po raz ostatni, i choć mogłoby się wydawać, że w tym czasie powinnam była zgromadzić stos opowieści oraz pokerowych anegdotek zebranych chociażby w czasie moich kolejnych podróży z cyklu European Poker Tour, z pewnym zawstydzeniem przyznać muszę, iż?nie bardzo wiem co opisać. Bo czy na specjalną notatkę zasługują tutaj moje nieudaczne przygody w stylu: skręcam w ciemnościach kostkę na schodach, spóźniam się na samolot, gubię w sylwestra portfel czy odpadam z turnieju za sprawą kolejnego bad beata?
No właśnie: bad beaty? Ostatnio nawet i tych nie przychodzi mi doświadczać zbyt często, bo gdy człowiek zajmuje się pokerem ?od kuchni?, odkrywa nagle, że po pracy ma ochotę dla odmiany poczytać książkę, która NIE traktuje o pokerze, obejrzeć film, w którym ANI RAZU nie pada nazwa ?texas holdem?, czy spotkać się ze znajomymi, którzy nigdy nawet nie słyszeli o gutshocie. Pora chyba więc spojrzeć wreszcie prawdzie w oczy i przyznać to odważnie na głos: przestałam być pokerzystką! Owszem, nadal z przyjemnością w pokera pogrywam (ale właśnie już tylko ?grywam? z osłabiającym częstotliwość tej czynności przedrostkiem ?po?), niezmiennie umieram z zazdrości podczas każdego kolejnego EPT, kiedy to zamiast sama mierzyć się Sorelem Mizzi czy Dario Minieri muszę pisać, jak poczynają sobie z nimi na przykład Góral i Żelik, wciąż też gdzieś mi się tam po głowie wałęsa takie zupełnie niewydarzone marzenie, aby kiedyś zwyciężyć w turnieju WSOP Main Event (jako pierwsza kobieta!), na chwilę obecną jednakże wypadłam z pokerowego obiegu w sensie czynnym. Stało się!
Co ciekawe, wcale jednak przesadnie z tego powodu nie ubolewam. Z dwojga złego bowiem bardziej już chyba nadaję się do o pokerze pisania (choć w tym miejscu niektórzy mogliby pewnie wyrazić mimo wszystko inne zdanie) niż samego w niego grania, jeśli zatem już robić ze sobą coś, z czego mamy się utrzymywać, niech to będzie przynajmniej to, z czym radzimy sobie lepiej niż gorzej. A ja czuję się prawdziwie i szczerze dumna, że aktywnie przynależę do dziennikarskiej pokerowej braci! Muszę tu zresztą przyznać całkiem szczerze i otwarcie, iż dużo większą przyjemność sprawia mi ostatnio obcowanie z pokerową prasą niż samymi graczami właśnie, bo ci przynajmniej wykazują się dużo większym dystansem do całego tego pokera, tfu tfu?
A teraz, skoro już pobiadoliłam, trochę się wytłumaczyłam oraz kilka wyznań poczyniłam przy okazji też, pora wreszcie, aby w telegraficznym skrócie podsumować moje ostatnie wyjazdy w kolejności rodem z ?Memento?, to jest zaczynamy od tego, co było ostatnio.
deauville
W Deauville łatwiej jest nabyć torebkę od Louis Vitton niż paczkę ciastek. Owo wyludnione i bardziej kojarzące się z makietą dla lalek Barbie niż prawdziwym tworem urbanistycznym miasteczko pełne jest ekskluzywnych butików, uświadczyć tam można także kilka zupełnie niezłych restauracji, a nawet jeden nocny klub tylko dla vipów (!), życie codzienne jednakże wydaje się być tutaj nudne i trudne ? no bo jak tu nie zwariować, jeśli w sobotnie przedpołudnie jedyny Carrefour w mieście jest bezczelnie zamknięty, najbliższy sklep z muzyką wydaje się być dopiero w Paryżu, a ostatni seans w jedynym i puszczającym filmy sprzed 3 miesięcy kinie zaczyna się o 20.30?
Praga
W Pradze z kolei o ciastka i inne specjały nie było już trudno. De facto większość wolnego czasu spędzaliśmy na posilaniu się oraz raczeniu różnymi napitkami właśnie, wynikiem czego była na przykład widoczna na zdjęciach integracja przebiegająca zgodnie z hasłem: ?szaleństwa w szlafroku?, że jednak nie jest to blog o tematyce ?beztroskie chwile nasycone czeskim dystansem do świata?, pozwolę sobie tylko skomentować, iż Praga uplasowała się na pierwszym miejscu w moim prywatnym rankingu turniejów EPT…
Budapeszt
W Budapeszcie wybrałam się pierwszego wieczoru na spacer krajoznawczy i gdy postanowiłam zapytać tubylców o drogę do kasyna, pierwszy napotkany na drodze mężczyzna uraczył mnie odpowiedzią, jak to zamiast przegrywać pieniądze w jaskini hazardu, mogę sobie oszczędzić czasu oraz wysiłku i w tym celu podarować pieniądze bezpośrednio jemu. Wywiązała się oczywiście pomiędzy nami stosowna dyskusja, w której grzecznie wytłumaczyłam swemu rozmówcy, po co szukam kasyna i co będę w nim przez najbliższy tydzień robić, osobnik jednak wciąż nie wydawał się przekonany, nie omieszkał zatem rzucić mi na odchodne: ?dziennikarka pokerowa, dobre sobie! Tylko czekać, aż na horyzoncie pojawią się dziennikarze od sznurówek do butów!? Co ciekawe, Budapeszt jest miastem, gdzie w piątek wieczór można zobaczyć pokera na dużych ekranach zarówno w różnych knajpach jak i nawet w?McDonald?s!
Na zdjęciu ciąg dalszy udokumentowanych przyziemnych czynności z Pragi. Zdjęcia z Budapesztu są na razie uwięzione w moim zepsutym komputerze.
Londyn
I wreszcie Londyn? Jak na wczesny październik stolica Anglii okazała się dosyć zimna i nieustannie zalana deszczem, recepcjonista z mojego hotelu natomiast pochodził z Czarnogóry i miał na imię Amoroso, co śmiesznie kontrastowało z jego obgryzionymi na potęgę paznokciami. Ponieważ zawsze wracałam do hotelu dosyć późno, zaś Amoroso był jedyną żywą istotą, którą mogłam o takiej porze spotkać, swoje potrzeby fatyczne na koniec dnia zmuszona byłam załatwiać właśnie z nim: raz nawet w przypływie rozżalenia powodowanego zmęczeniem, złą pogodą oraz rozczarowaniem całym męskim rodzajem pozwoliłam sobie byłam się co nieco do owego recepcjonisty o miłosnym imieniu uzewnętrznić, w efekcie czego wypłakałam mu się po prostu i całkiem literalnie w rękaw, wtedy jednak on spróbował mnie pocałować, co błyskawicznie ukróciło moje dalsze próby nawiązywania pogawędek.
Ponieważ w Londynie o plażę trudno, zamieszczam zdjęcie tejże z Deauville.
No i tak to… Zobaczymy, cóż z kolei wydarzy się w Kopenhadze!
a ja właśnie mogę powiedzieć: znowu jestem pokerzystą! ba jestem prawdziwym pro, co ugra to zje.
Aha, co wy tu mowicie o jakims powolaniu dziennikarskim, do roboty kartka, przeciez mielismy jechac na wsop grac a nie gadac:-) !!!
A jednak wiara czyni cuda 🙂 Czekam na wiecej wpisow “najlepszej dziennikarki pokerowej Europy” 🙂
heh super 🙂
Ja tez nic nie ma do powiedzenia o pokerze, a bloga piszę! 🙂
A ja sie tylko zastanawiam kiedy nas odwiedzisz na WLP, tesknimy za Toba Moniu 🙂
Dziękuję wszystkim za miłe słowa i solennie obiecuję się poprawić w kwestii częstotliwości wpisów. Pewna opieszałość wynika po prostu z faktu, że nie mam za wiele do powiedzenia w kwestiach stricte pokerowych…
Nie pasuje do Ciebie ten kaptur 😀
Góral od 15min chodzi po domu i co chwile mi przerywa “gdzie jest to, gdzie jest tamto…” w końcu powiedziałam “nie przeszkadzaj- CZYTAM!” Kartka bardzo lubię jak piszesz, naprawde masz lekkie pióro! pisz częściej to wspomnień i wesołych anegdot z Twoich wyjazdów więcej będzie. pozdrawiam
Wreszcie:)
:-))))
Podsumowanie roku przed Sylwestrem ? To by było jakieś niepełne :)). Monia, Twój uczeń Matej wymiata !!
Może zdradzę pewną tajemnicę – następny wpis ma być podsumowaniem 2009 roku, ukaże się w połowie grudnia 🙂
Fajny wpis. Oby następny był szybciej niż ten. 🙂
świetny odcinek! jak i bardzo odważna i pełna pokory deklaracja! pamiętam jak ponad rok temu uczyłaś mnie w Arenie zasad texas hold’em i wiem jaką ambitną jesteś osobą, ale piszesz świetnie i chyba powinnaś być zadowolona z tego co robisz Monia, a grać dla przyjemności zawsze można, pozdro! ;]
Fajnie, że “wróciłaś” ; ) Mając tak lekkie pióro zawsze wyjdzie jakiś fajny tekst, nawet gdy ‘nie mam o czym pisać !’.
Jak już szok mi minął to przeczytałem co napisałać Moniu i powiem tak – jakbyć pisała po każdym EPT bloga na bieżąco to i z pamięcią by było lepiej! A tak rzeczywiście jest “telegraficzny skrót”. PISZ WIĘC CZĘŚCIEJ DO CHOLERY!!!
ŁO MATKO!!!!!!!!! BLOG!!!!!!!!!!!!!! NOWY!!!!!!!!!
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.