Siemanko!
Wieści z frontu póki co jak najbardziej pozytywne. Najgorszy egzamin mam już za sobą (zdałam! Come ooooon!) i teraz wszystko znowu jest piękne, pachnące i kolorowe. Muszę jednak przyznać, że kosztowało mnie to sporo pracy i czasu kosztem pokera i spraw okołopokerowych.
Cóż, zostały mi jeszcze 2 tygodnie ciężkich bojów i przesiadywania w książkowym bunkrze, a co potem? Dwa miesiące upragnionego odpoczynku od uczelni, żeby później zmierzyć się z ostatnim semestrem na mojej drodze edukacji farmaceutycznej. Prace magisterską zaczęłam pisać już teraz, co by w styczniu ostatecznie być już na czysto ze wszystkim i cieszyć się wolnością pół roku szybciej. I tu znowu pytanie: co potem? No właśnie…
Bycie studentem jest niesamowicie korzystnym stanem. Nie płacę podatków, czynszów i teoretycznie moim obywatelskim obowiązkiem jest po prostu kształcenie się, aby móc kiedyś stać się potrzebną cegiełką w społeczeństwie. Wszystko proste i z góry wytyczone. Jednak kończąc studia, podobnie jak tuż przed ich rozpoczęciem, stanę przed wielkimi wyborami, które w jakiś sposób będą definiować moje przyszłe życie. Wciąż nie zdecydowałam, co będę robić. Podobnie, jak 90% świeżych farmaceutów żywię nadzieję, że nie będę pracować w aptece. Najwygodniej byłoby oblać sesję i zapewnić sobie dodatkowy rok w statusie quo, w jakim obecnie jestem. Ale jak to się mówi… Statki bezpieczne są w porcie, ale nie po to buduje się statki. Zobaczymy, jak wszystko się rozwinie.
Tymczasem warto byłoby skupić się nad tym, co aktualne, na co czekałam tak długo. Pełne dwa miesiące, przeżyte po mojemu (we wrześniu czekają mnie jeszcze praktyki). Ważne żeby wszystko dobrze rozplanować. W tym momencie jedyne, co chodzi mi po głowie to „jak wykorzystać ten czas maksymalnie i nie zmarnować ani jednego dnia?”.
Właściwie takie pytanie pojawia mi się w głowie średnio codziennie rano przez 365 dni w roku, co w pewnym momencie doprowadzało mnie do paranoi. Czasami mam wrażenie, że stało się to za sprawą książki, która kiedyś wpadła mi w ręce, a w której przeczytałam anegdotę o mniej więcej tak brzmiącym sensie „Gdyby codziennie rano ktoś dawałby ci 86400$, ale pod wieczór zabierałby wszystko, to czego nie zdążyłeś wydać, czy nie starałbyś się wydać 100% wręczanej kwoty? Skoro odpowiedź nasuwa się sama warto przełożyć to teraz na ilość sekund jaką otrzymujemy codziennie…” BUM!
I oto w ten sposób w mojej głowie pojawiły się chorobliwe przekonania na temat pragmatyzmu. Nie oglądam telewizji, nie chadzam po galeriach handlowych, a zakupy ciuchowe robię wyłącznie online, na spotkania ze znajomymi wybieram się raz na trzy przypadki w tym kolejną 1/3 przypadków pije na tych spotkaniach alkohol. Właściwie od jakiegoś czasu odpuściłam sobie również grę live, dochodząc do wniosku, że online można wykręcić więcej w tym samym czasie. Oczywiście nie zawsze tak było, ale musiałam jakoś zaadoptować się do ogromu obowiązków narzucanych przez studia, które ciężko było godzić z rozwijaniem jakiegokolwiek hobby. Musiałam znać swoje cele i plany, a następnie obiektywnie wybrać te działania, które mnie do nich doprowadzą, a które nie.
Przez pierwsze lata studiów nic nie bolało mnie tak, jak podróżowanie 1h15min w jedną stronę na uczelnie, co dawało 2h30min dziennie… 2,5h dziennie? Świetnie! To znaczy, że przez 5dni roboczych spędzam w podróży przynajmniej 12,5h… przez miesiąc daje to 50h. Tak więc, chcąc zachować balans między sprawami uczelnianymi, a pragnieniem zgłębiania wiedzy w dziedzinie pokera, zaczęłam znajdować najmniejsze luki w ciągu dnia.
-Czasem słuchałam podcastów pokerowych i mindsetowych stojąc w kilometrowej kolejce w markecie, gdzie wszyscy gotowali się ze zdenerwowania, a ja wciąż w jakiś sposób pracowałam.
-Autobus się spóźnia? Nie ma problemu… przecież mam przy sobie telefon z internetem, a tam czekają fora, artykuły i wszystko inne.
-„Monika może chcesz pojechać samochodem na uczelnie, będzie szybciej?” „Hmm nie.” Spędzę 30 nieproduktywnych minut za kółkiem w zamian za 30min, podczas których na pewno coś poczytam siedząc w komunikacji miejskiej.
-Oglądanie seriali? Najlepiej na bieżni w siłowni (czasem z premedytacją wolałam podjechać na siłownie niż pobiegać w lesie pod domem, bo tam zrobię dwa razy więcej!)
-Niekiedy nadmierny pragmatyzm prowadził do pewnego rodzaju obłędu w przypadku, gdy np. zapomniałam zabrać ze sobą książki na podróż. Pełen tilt.
Trochę sick. Zdając sobie sprawę, że może trochę przesadzam. Czasem robiłam sobie dni wolne… Szczerze? Po takim wolnym dniu nie byłam wcale szczęśliwsza ani wypoczęta. Ten pragmatyzm stał się po prostu stylem życia.
Czasami zaczynałam podejrzewać, że takie manewry mogą nie do końca być dobre… Ale tak to właśnie wygląda, kiedy chcesz jednocześnie zajmować się kilkoma diametralnie różnymi dziedzinami. Jedno podcina skrzydła drugiemu, przez co wypadkowa wygląda różnie. Niedługo zakończę edukację i mimo ogromu wiedzy jaki zdobyłam na tej drodze najlepsze czego się nauczyłam, to perfekcyjne zarządzanie czasem.
Czuje się trochę jakbym skończyła dwa kierunki studiów naraz… Podobnie, jak inni znajomi z roku, otrzymam dyplom, a z drugiej strony dzięki dyscyplinie jaką sobie narzucałam mam również umiejętności zarabiania na innym polu. Zobaczymy, co dalej. Być może gdzieś po drodze okaże się, że największą radość daje mi np. rąbnie drewna. Wtedy, mimo zdobytych wcześniej umiejętności, po prostu zostanę drwalem bez żalu do tego, czego nauczyłam się wcześniej.
A może okaże się, że zły pan minister pozamyka wszystkich pokerzystów do więzienia… W sumie dzięki wiedzy jaką otrzymałam na studiach, nawet w więzieniu prowadziłabym przyjemne życie. Przecież jako farmaceuta nauczyłam się wytwarzać wesołe substancje z kawałka sznurka i ketchupu. Jestem ustawiona i przygotowana na każdą sytuację 🙂 Największym komfortem jest jednak to, że mogę wybierać i niczego z góry ustalonego nie muszę spełniać.
(Tak sobie myślę, że w tych wywodach brakuje istotnego wątku jakim jest spędzanie czasu z bliskimi. A cały powyższy opis przedstawia mnie jako cyborga! Nie jest aż tak źle, jakby się mogło wydawać. Wolę jednak skupić się na opisywaniu rzeczy nie zakrawających o życie bardziej prywatne.)
Tak więc, przede mną 2 miesiące bez jednego podcinacza skrzydeł, jakie idą za tym plany? Jeśli chodzi o wszelkie wyjazdy pokerowe, z pewnością w lipcu pojawię się w Rozvadovie. Chociaż warto by było poznać również inne ciekawe miejsca niż wracać ciągle do jednego. W tym roku miałam również zamiar wybrać się do Pardubic, w których jeszcze nigdy nie byłam… No niestety ten plan się nie ziści, ponieważ event został odwołany.
W lipcu odwiedzę na pewno Warszawę, żeby ponownie pobiegać w błocie na runamgeddonie. O ile coś się będzie dziać w tamtejszych kasynach, może zahaczę i o jakiś turniej.
Ogólnie, raczej skoncentruje się na pracy tu na miejscu. Czas podejść do sprawy profesjonalnie i skupić się na działaniach, które czasem niezbornie próbuje pogodzić z codziennymi obowiązkami. Do tego dorzucę codzienne treningi na siłowni, odgrzeje stare znajomości, przeproszę się z kite surfingiem i katamaranami. A przede wszystkim skupie się na nauce gry i wyrabianiu volume! Nie do końca jestem pewna kolejności i ilości godzin, jakie będę przeznaczać na naukę i grę, zwłaszcza, że planuje współpracę z innymi ludźmi, tak więc pojawi się konieczność dopasowywania do planu dnia innych. Niemniej jednak, pod koniec wakacji będę wyglądać, jak Ewa Chodakowska i grać, jak Dominik Pańka!
Gdyby ktoś rano dawał mi 86,4k- codziennie… naprawdę za niczym bym nie musiał gonić a większość czasu spędzał na przyjemnych rzeczach a nie pragmatycznych. Fajnie się czytało, dobry blog.
W blogu Monia nie dopisała ważnej kwestii. Ktoś Ci codziennie przelewa 86400$ z zastrzeżeniem, że kiedyś na 100 % przestanie. Może być za kilkadziesiąt lat ale może być za miesiąc, tydzień, albo jutro 😛 Stąd wynika chęć wykorzystania każdego przelewu na maksa…
To ja napiszę z punktu widzenia osoby niezwiązanej z pokerem, ale związanej w wymagającym kierunkiem studiów 😀 podziwiam, ale też zdaję sobie sprawę, że nie każde zainteresowania da się tak pogodzić – nie wszystko można załatwić online 🙂 i faktycznie, wyszło trochę creepy i cyborgowo, ale założę się, że nie do końca tak jest 🙂 wiem po sobie, że da się wiele pogodzić ze sobą, chociaż uważam, że czasami nie warto i warto dać sobie czas na reset – chociażby aktywny, tylko bez obowiązków kołaczących się z tyłu głowy. Powodzenia 🙂
samo zycie. tyle trzeba poswiecic, zeby cos osiagnac…
Dobre podejście !!! możesz przybliżyć tytuł owej książki ? 🙂
„Uniwersalne prawa życia” sir John Templeton
dzięki
Wow tak trzymaj, zazdroszcze Ci podzielnosci uwagi i umiejetnosci zarzadzania czasem! Jezeli uda Ci sie spelnic wszystkie zalozenia na te wakacje przyjdzie do Ciebie na korepetycje bo zeby lapac tyle srok za ogon trzeba miec talent 😀 A co do wypowiedzi wyzej Panka na pewno nie bedziesz bo przeciez helouuu bedziesz dalej Monika ktora mknie na szczyt i zostawisz Panke w tyle 🙂
dzięki ziomek 😛
aś ty naiwna babka… nie trać życia (wakacji) na napierdzielanie w poksa od tego jest jesien/zima teraz wakacje nalezy ci sie, poks nie ucieknie, fak de system pańką nie będziesz a z chodakowską możesz mieć tyle wspólnego że będziesz chodaczyć do kasyna i wq…ć się na badbeaty, gl
hmm ale właściwie to czemu nie „tracić” życia na to? Rozumiem, że są ludzie dla których leżenie brzuchem do góry i chodzenie na imprezy to szczyt marzeń i ambicji w wakacje, ale mi najlepiej spędza się wolny czas aktywnie.
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.