W zeszłym roku zdobył swoją pierwszą bransoletkę WSOP, w tym był bliski powtórzenia tego wyczynu. Ostatecznie się nie udało, ale Nathan Gamble – bo o nim mowa – zupełnie się tym nie przejął. Wszak w swoim krótkim życiu przeżył już tyle, że nawet gdy odpada z turnieju, robi to z uśmiechem na ustach. Zapraszamy do poznania jego historii!
Nathan Gamble dobrze pamięta dzień – a było to około dekadę temu – kiedy jego ojciec, zapalony pokerzysta-amator, wręczył mu 20$ w nagrodę za skoszenie trawnika. Gamble junior miał przeznaczyć całą tę kwotę na rozpoczęcie przygody z pokerem online. I tak też zrobił.
Pot wylany w trakcie koszenia trawnika – w Dallas, gdzie mieszkał, było wówczas niespełna czterdzieści stopni – szybko się opłacił. I opłaca zresztą do dzisiaj. Gamble jest ostatnio na fali wznoszącej. W 2017 zdobył swoją pierwszą bransoletkę WSOP, zwyciężając w evencie Pot Limit Omaha Hi/Lo i zgarniając tym samym 223.339$. W zeszły piątek Gamble podjął próbę obronienia tytułu wywalczonego rok temu. Było blisko – ostatecznie zajął dziesiąte miejsce. Dołożył do tego osiemnaste miejsce w evencie Pot Limit Omaha Hi/Lo z wpisowym 10.000$.
Prawie jak „High Stakes Poker”
Sukcesy Gamble'a w PLO to żaden przypadek. Już od małego pasjonowała go ta właśnie odmiana, a także inne, niebędące zwyczajowym Texas Hold'emem. Uwielbiał gry mieszane, jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności osiągnął spore karciane wtajemniczenie w wielu różnych pokerowych odmianach.
– Myślę, że widzę tę odmianę, Omahę, z nieco innej perspektywy – mówi w wywiadzie z redakcją PokerNews.
I ta odmienna perspektywa sprawdza się bez zarzutu. Być może właśnie dzięki niej rok po roku trafiał na finałowy stolik eventu PLO Hi/Lo z wpisowym 1.500$. Choć w tej edycji nie udało mu się wygrać, stół finałowy i tak był dla Gamble'a niesamowitym przeżyciem. Nie tylko ze względu na samo osiągnięcie, ale również dlatego, że mógł rywalizować z graczami pokroju Mike'a Matusowa, Daniela Negreanu czy Eli Elezry. Wszyscy oni znaleźli się na nieoficjalnym stole finałowym eventu.
– To była świetna zabawa – mówi Gamble. – To trzej mistrzowie ze starej szkoły pokera i bardzo ich szanuję. Gra z nimi był jak jeden z odcinków „High Stakes Poker”, które oglądałem jako dzieciak.
„Masz szczęście, że już nie zabijam”
Choć Gamble ma dopiero 28 lat, życiowymi doświadczeniami przebija wielu starszych od niego pokerzystów i nie tylko.
Gdy miał 18 lat, wyszedł z centrum handlowego, świeżo po wizycie u fryzjera. Wówczas podszedł do niego nieznajomy.
– Hej, mógłbyś mnie kawałek podwieźć? – zapytał. – To naprawdę niedaleko.
Na początku Gamble odmówił, ponieważ musiał wracać do szkoły. Po chwili jednak zmienił zdanie.
– Pewnie, czemu nie? – odpowiedział.
Gdy obydwaj wsiedli do samochodu, nieznajomy wyciągnął pistolet i powiedział:
– A teraz jedziemy do banku.
Nieznajomy kazał mu wypłacić pieniądze z bankomatu, a następnie pojechać do centrum Dallas. Gamble zrobił, co mu kazano. Cały czas myślał jednak o dostępnych opcjach.
– To było jak pokerowa sytuacja, kiedy musisz zdecydować, co chcesz zrobić – opowiadał Gamble. – Postanowiłem, że zachowam spokój i poczekam na rozwój wypadków.
Samochód zatrzymał się w podłej dzielnicy, obok jakiegoś domu. Porywacz zabrał klucze i powiedział Gamble'owi, żeby ten chwilę na niego zaczekał. Gry wrócił, pojechali do jeszcze jednego domu. A potem do kolejnego. Z tego ostatniego porywacz wyszedł razem z dwoma innymi mężczyznami.
– Pomyślałem, że jeśli zbliżą się do samochodu, muszę z niego wyjść i uciekać tak szybko, jak tylko potrafię – mówi Gamble. – Na szczęście zatrzymali się, uścisnęli dłonie i pożegnali. Porywacz wrócił do samochodu i pojechaliśmy dalej.
Nieznajomy odwrócił się do przyszłego pokerzysty i powiedział:
– Masz szczęście, że nie zabijam już ludzi. Zmieniłem się. Teraz podążam śladami Boga.
Samochód zatrzymał się gdzieś w okolicach środmieścia, a porywacz pozwolił Gamble»owi pójść w swoją stronę. Amerykanin cieszył się, że wciąż żyje. To doświadczenie – w połączeniu ze służbą w wojsku – dało mu unikalne spojrzenie na życie.
– Dzięki tym doświadczeniom, gdy jestem teraz na stole finałowym, mogę po prostu siedzieć, uśmiechać się i świetnie się bawić – tłumaczy Gamble.
Na krawędzi wojny
Czymże jest stół finałowy w porównaniu z uprowadzeniem czy służbą w amerykańskim wojsku i stresie związanym z możliwą wojną z Koreą Północną.
Jako oficer artylerii polowej, Gamble na własne oczy widział wojskowe przepychanki pomiędzy obiema Koreami, które mogły zakończyć się regularną bitwą. W pamięci utkwiło mu przede wszystkim wydarzenie z 2015 roku, kiedy to żołnierze Korei Północnej przekroczyli strefę zdemilitaryzowaną i podłożyli miny blisko strażnicy. Eksplozje zraniły dwóch południowokoreańskich żołnierzy.
– Korea Południowa postawiła głośniki i zaczęła podawać komunikaty propagandowe w stronę Korei Północnej – opowiada Gamble. – Korea Północna odpowiedziała zestrzeleniem jednego z głośników. Korea Południowa zrewanżowała się wystrzeleniem 72 rakiet. Staliśmy w gotowości, ponieważ byliśmy na krawędzi wojny. Wyciągnęliśmy już broń z magazynów. Nasze wyrzutnie były skierowane w stronę Korei Północnej – kończy Amerykanin.
Trudno się zatem dziwić, że siedzenie przy stole finałowym u boku tuzów pokroju Matusowa czy Elezry nie wywołuje u Gamble'a żadnego stresu. Tam mógł stracić jedynie możliwość zdobycia bransoletki czy dużych pieniędzy. W wojsku czy wcześniej, podczas porwania, mógł stracić coś dużo ważniejszego.