PIĄTEK – TURNIEJ Z REBUYAMI
Bad beata spowodowałem ja sam. Tak się spieszyłem na miejsce, że zapakowałem oczywiście wszystko oprócz… paszportu. Podróż musieliśmy więc zacząć od podjechania do mnie do domu. Na szczęście moi szanowni koledzy byli chyba jeszcze trochę zaspani, bo nawet za bardzo mi się od nich nie dostało, a byłem już przygotowany na najgorsze. Gdy paszport miałem już w kieszeni mogliśmy rozpocząć naszą podróż. Zaczęło się jak zawsze – w ruch poszły szybko karty, a ekipa podzieliła się na grupki graczy w 3-5-8. Ja z tyłu walczyłem z Pawciem i Losadamosem, potem dołączył do nas Łysy i rozegraliśmy kilka gier w kierki. Tak mijała nam droga i kolejne kilometry. Kolejny bad beat czekał na nas już na granicy. Oczywiście kolejka była długa i musieliśmy swoje odczekać. Na granicy spędziliśmy prawie 4 godziny i od razu było wiadomo, że się spóźnimy na turniej.
W końcu jednak ruszyliśmy w stronę Lwowa. I tutaj mała ciekawostka – jeśli ktoś z Was uważa, że nasze polskie drogi są złe i dziurawe to proponuję przejechać się na Ukrainę. Takich dróg to ja jeszcze nie widziałem! Dziura na dziurze, żadnych namalowanych pasów, a na drodze pełna wolna amerykanka w wykonaniu miejscowych kierowców. Jak się potem okazało nawet sami mieszkańcy Lwowa uważają, że mają fatalne drogi i nasze szosy uważają za świetne.
Pod Lwowem spotkaliśmy się z „prowodyrem” całego tego zamieszania, Albertem (na zdjęciu). To właśnie Albert był autorem posta na forum, po przeczytaniu którego postanowiłem zorganizować naszą ekipę na wyjazd. Dzięki temu, że Albert przeprowadził nas szybko przez miasto udało nam się w miarę szybko uporać ze sprawami logistycznymi w hotelu Sputnik i udaliśmy się w końcu na turniej. Mecz odbywał się w klubie pokerowym „Bluff” w centrum Lwowa. Fantastyczny lokal, przytulne miejsce, świetna obsługa, absolutnie rewelacyjni krupierzy – jednym słowem bardzo dobre miejsce do grania w pokera. Kiedy my się doczekamy takich u nas w kraju???
Na miejscu czekało nas iście królewskie przyjęcie. W wejściu oczekiwał na nas Sławek, jeden z właścicieli klubu. Wewnątrz stoły uginały się od jedzenia, nie zabrakło oczywiście pysznej schłodzonej wódeczki 🙂 Gospodarze postarali się o ekipę telewizyjną, która dokumentowała nasze turniejowe zmagania. Spotkaliśmy też kilku graczy znanych z występów w Hiltonie podczas festiwali pokerowych.
Pierwszym turniejem były rebuy po 50$. Struktura była jednak iście zabójcza! Mega turbo to mało powiedziane! Levele 15-minutowe, a poziomy blindów wzrastały w zastraszającym tempie. W zasadzie nawet po zakończeniu fazy rebuy nie było miejsca na zwykłą grę, w najlepsze trwał za to all in festiwal. Gracze po kolei odpadali, ja kręciłem się gdzieś w granicach średniego stacka i kradnąc co się tylko dało na stole doszedłem do final table. Poza mną dotarł tam również Milus i Losadamos, więc było nam raźniej w trójkę. Niestety, najpierw na ósmym miejscu odpadł Adam, a zaraz za nim ja na miejscu siódmym. Za to Milus walczył udanie i wygrał turniej! Brawo Marcin! W nagrodę Milus dostał puchar, dyplom i sporo kasiorki 🙂
SOBOTA – FREEZOUT
Sobota rozpoczęła się od wycieczki za miasto. Nasz opiekun Albert postanowił, że przed emocjami turniejowymi powinniśmy trochę pobyć na świeżym powietrzu. Zabrał nas więc do świetnej restauracji nad położonym nieopodal Lwowa jeziorem. Impreza była świetna, jedzenie po prostu rewelacyjne i przed turniejem wszyscy mieliśmy już dobre humory.
Udaliśmy się więc do klubu podjąć walkę z miejscowymi graczami. Dla mnie ten turniej był kompletnie nieudany i odpadłem dość szybko. Dwa pechowe rozdania na samym początku pozbawiły mnie większości startowego stacka i ciężko było cokolwiek później zdziałać na agresywnie grającym stole. Do final table dotarli jednak Kuba, Woy i Karelli. I ponownie nasi gracze zajmowali miejsca ósme, siódme i pierwsze. Zwycięzcą turnieju został Kuba, który dołączył do ekipy w zasadzie w ostatniej chwili. Wielkie gratulacje Kuba!
Po turnieju nadeszła pora relaksu. A co można robić w mieście, w którym paczka Marlboro kosztuje niewiele ponad 2 złote, a butelka dobrej ukraińskiej gorzałki niewiele więcej niż u nas oranżada? Oczywiście wylądowaliśmy w klubie Misto, najlepszej (podobno) dyskotece we Lwowie. Tam wspólnie świętowaliśmy wygraną Kuby do białego rana. Ale jeśli ktoś myśli, że to koniec wrażeń na ten dzień to się myli. Już po powrocie do hotelu w korytarzu poznaliśmy trzech mieszkańców Kijowa, którzy zaprosili nas na „after party”. Pawcio podczas imprezy zrobił deal życia, pogadaliśmy o piłce nożnej i zbliżającym się EURO w naszych krajach i gdy słońce już było dość wysoko poszliśmy w końcu spać.
Powrót do domu w niedzielę to dla większości z nas droga przez mękę. Na ukraińskich drogach naszym autokarem niemiłosiernie telepało, a nas trochę bolały głowy 🙂 Na szczęście granicę przejechaliśmy już bez większych sensacji, choć dwie godzinki nam zleciały. Grając w grupach w 3-5-8 dotarliśmy wieczorem do Warszawy.
Chciałbym tą drogą podziękować serdecznie naszym ukraińskim kolegom za zaproszenie oraz fantastyczne przyjęcie. Naprawdę jesteście wspaniali! Szczególne podziękowania dla Alberta, naszego dobrego ducha i przyjaciela. Mam nadzieję, że już wkrótce spotkamy się ponownie! W końcu musimy zagrać rewanż!
MAŁY JUBILEUSZ
To już pięćdziesiąty odcinek mojego bloga na PokerTexas. Nie wiadomo kiedy minął ten czas. Ciekawe kiedy dojdę do setki?? 🙂
Oj, “Hortycia”… Mniam! 🙂
Jack-u bez twojej pomocy nic by nie było. Zasługujesz na nie mniejsze słowa podziękowania.Dziękuje ci od wszystkich organizatorów. A za mną jeszcze butelka chłodnej vodki “Hortycia” )
Prosta sprawa – jeden przegrany coinflip gdy miałem parę i raz przegrałem z lepszym asem gdy gość kupił swojego kickera. Peszek i tyle
Dobra relacja, szkoda ze malo szczogolow zwiazanych z “Dwa pechowe rozdania na samym początku pozbawiły mnie większości startowego stacka i ciężko było cokolwiek później zdziałać na agresywnie grającym stole” czuje ze przyfiszowałeś i wstyd pisać jaki to pech… coinflipy czy co? to tez nie pech… jak 2razy miales przewage 2-1 i przegrales oba to sie zgodze – pech.
Jacku fajny tekst, wszystkiego dobrego z okazji 50ki, tak jak na początku pisało wielu, pisz dalej, jestes potrzebny scenie pokerowej w Polsce
Jaki Ryszard Rynkowski, przecież to wykapany Ivan Mladek!!Co do tekstu: fajny, przyjemnie się czyta. Oby więcej takich.
A mnie sie tekst podobal. Napisany fajnie, bez ubolewania nad czyms, milo sie czytalo:)
Rewanż oczywiście w ramach rewizyty w Polsce?
Na zdjęciu nr 2 to nie jest Albert! Przecież to Ryszard Rynkowski!
O tym już Pawcio napisze w swoim blogu… 🙂
jak sie mowi A, to trzeba powiedziec B. coz to za deal zycia?
głupie to i bez sensu … daremny tekst
Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.