Dawno już zrozumiałem, że niewielu z was pała miłością do historycznych treści. To powinno być oczywiste – wszak świadomi pokerzyści żyją albo z myślą o przyszłości, albo dniem dzisiejszym. I tylko AceBestini wciąż się odwraca i spogląda wstecz.
Ale pewne rzeczy wiedzieć trzeba. Choćby po to, by nie zbłaźnić się kiedyś w ulicznej sondzie, ślizgając się na pytaniu o dzień odzyskania niepodległości czy nazwisko papieża-Polaka. Podobnie jest w świecie kart. Doyle Brunson, Stu Ungar, „Harrington on Hold’em” – znać wypada. Bohater tego artykułu może znacznie ustępuje wielu we względnym „rankingu ważności”. A jednak był postacią na tyle nietuzinkową, a jego wpływ na teorię gry był tak znaczący, że wyblaknięcie jego nazwiska z kart historii pokera byłoby dla społeczności wstydliwym momentem.
5 marca 2018 roku w wieku niespełna 72 lat zmarł Paul Magriel. Analityk pokroju Mike’a Caro i Davida Sklansky’ego. Wszechstronny niczym Stu Ungar. I jeden z najlepszych, na wielu płaszczyznach.
Magriel swoją przygodę z grami umysłowymi zaczynał od szachów. W wieku 19 lat został juniorskim mistrzem stanu Nowy Jork. Studiował wówczas w mieście, które nigdy nie śpi, a jego ponadprzeciętne umiejętności w zakresie „królewskiej gry” otworzyły przed nim drzwi lokalnych jaskiń rywalizacji i hazardu. Ze słynnym Mayfair Club włącznie.
Po kilku latach Magriel był już profesjonalnym graczem backgammona. W 1978 roku mógł tytułować się graczem najlepszym na świecie, po triumfie w World Backgammon Championship. Był niekwestionowaną gwiazdą tej gry, która wówczas jak żadna inna przyciągała do stołów polityków, biznesmenów i celebrytów. Grywał na astronomicznych w owym czasie stawkach 1.000 $ za punkt. Zwyciężył w rozgrywanym w Atenach 17-godzinnym maratonie z mistrzem Europy Joe Dwekiem, nieformalnie unifikując miano najlepszego.
Jego matematyczne zdolności były tak niesamowite, że zaczęto nazywać go „Human Computer”. Wraz z pierwszą żoną napisał dwie tematyczne książki, z których „Backgammon” stała się dla zawodowców tym, czym „Harrington on Hold’em” dla pokerzystów, czyli prawdziwą biblią. Jego mecze rozgrywane „w ciemno” śledziły setki obserwatorów, a sam Magriel stał się prawdziwym królem tej gry.
Po „zmasterowaniu” backgammona Paul, obserwując środowisko Mayfair, zainteresował się pokerem. Zafascynowała go teoria gry, którą postanowił udoskonalić. Miał ku temu solidne podstawy – ukończył matematykę na New York University, potem zrobił to samo w Princeton. Następnie przez siedem lat wykładał królową nauk w Instytucie Technologicznym w New Jersey. Został także członkiem Narodowego Centrum Nauki w zakresie specjalizacji w dziedzinie probabilistyki.
Jego największym wkładem w rozwój pokera było opracowanie „Teorii M”, czyli miary umożliwiającej określenie właściwej pozycji w turnieju pokerowym pod względem stosunku stacku do blindów i ante. Teorię współczynnika rozwinął i dokładnie opisał w swym opus magnum Dan Harrington i niekiedy to jemu błędnie przypisywane jest autorstwo koncepcji.
W okresie „pokerowym” Magriel jawił się przy stołach jako człowiek niekonwencjonalny i ekscentryczny. Stawiając zakład często kwakał jak kaczka [sic!], co zwiastowało bet w wysokości 220 czy 2.200 (dwójki w pokerze to „ducks”, w backgammonie – „double ducks”, a jego wieloletni nickname brzmiał „X-22”).
Przy pokerowym stole Magriel potrafił m.in. wygrać event Grand Prix of Poker 1985, paryski Autumn Tournament 2002 czy turniej Omaha podczas Austrian Classics w tym samym roku. Zasiadał przy finałowych stołach World Series of Poker i World Poker Tour. Był jednym z najbardziej nietuzinkowych i oryginalnych graczy. W dzisiejszych czasach pokerowy świat cierpi na deficyt tychże, a trzy dni temu worek wyjątkowości jeszcze się uszczuplił.